Posłuchaj jako podcast w wersji audio:
Moim dzisiejszym gościem jest Kamila Kruk, przedsiębiorca, autorka i wydawca. Mam nadzieję, że niczego nie pomyliłem, ale kto się lepiej przedstawi, jak nie Ty sama.
Kamila Kruk: Witam Was serdecznie. Przedstawienie się to jedna z najtrudniejszych rzeczy. Jestem przedsiębiorcą, bo formalnie prowadzę trzy firmy. Natomiast projektów biznesowych jest nawet więcej w ramach tych firm.
W ramach tego, co robię, jestem autorką i współautorką sześciu, a zaraz siedmiu książek. No i jestem wydawcą, bo jedną z głównych działalności, którą prowadzimy, jest wydawnictwo i księgarnia OSMPOWER. Wydajemy przede wszystkim książki biznesowe dotyczące marketingu, social mediów, ale też z tematyki rozwojowej. Trochę też poszerzamy te zakresy, na przykład w zeszłym roku ogromnym hitem była książka Metoda Wima Hofa.
A oprócz tego mam ponad dziesięć lat doświadczenia trenersko-coachingowego, które teraz w dużej mierze wykorzystuję przez Internet. Między innymi pomagam początkującym, przyszłym autorom wydać swoje książki, często w modelu self-publishing. Działam jako mentorka i trener prowadzący kursy online. Między innymi robię też projekty związane z pisaniem, zarówno takim do social mediów, jak i książek. A tak trochę hobbistycznie nadal działam w tym nurcie rozwojowym.
Wróciłam do prowadzenia bloga, chcę od życia więcej, a może wkrótce wróci też mój kanał na YouTube, natomiast do tego się dopiero szykuję.
Przyglądam się na Twojemu bio i temu, co opowiadasz, i pojawia się dużo wątków. Pisałaś, prowadziłaś też audycje radiową i jesteś trenerem i coachem. I teraz trochę takie konfrontacyjne pytanie: jak to się ma do niszy i do specjalizacji? Czy jesteś w stanie określić, w czym się specjalizujesz? I czy to jest według Ciebie potrzebne, jakbyś się miała odnieść do ludzi, którzy teraz szukają pomysłu na swoją markę i słuchają naszego podcastu?
Kamila Kruk: Wiem, do czego dążysz. Jest taki nurt, który mówi o tym, że bardzo ważna jest specjalizacja, jeśli chcemy się wybić na rynku, szczególnie jeśli chcemy zdobywać klientów konkretnej niszy. I pod kątem marketingu ja się z tym zgadzam.
Na pewnym etapie jest to ważne, żeby klienci precyzyjnie wiedzieli, czym się zajmujesz, bo dzięki temu mogą łatwo Cię skojarzyć z konkretnymi rzeczami.
Natomiast tu od razu pomyślałam o książce, którą wydaliśmy w Polsce, pt. Filozofia Hustle, która właśnie o tym mówi. Między innymi jeden rozdział opowiada o tym, że specjalizacja jest dla insektów. To znaczy, że to mrówki muszą mieć konkretne specjalizacje w swoim mrowisku czy pszczoły na przykład w ulu, natomiast niekoniecznie ludzie. I tu dodałabym kolejną perspektywę. Powiedzmy, że pracuję już mniej więcej dwadzieścia lat. Zawsze zadaję pytanie, czy rzeczywiście, nawet jeśli się specjalizujesz w jednej dziedzinie, powiedzmy, niech to będzie trenerstwo, to czy przez całe swoje życie chcesz prowadzić jedno to samo szkolenie? Raczej nie.
My jako ludzie, rozwijamy się i nudzimy się pewnymi rzeczami. W moim życiu dochodziły pewne cegiełki, tak bym to nazwała. Robiłam jedną rzecz, doprowadzałam ją do jakiegoś poziomu, może nic perfekcyjnego, może nie idealnego, ale wystarczającego. I okazywało się, że łączę to z jakąś moją inną kompetencją, którą zdobyłam podczas studiów.
Chociażby kompetencje redaktorskie, którymi nie planowałam się zajmować, gdy byłam dwudziestoparoletnią studentką. Po prostu dodatkowo pracowałam sobie w gazecie studenckiej jako takie oderwanie od moich studiów ekonomicznych. Okazało się, że rzeczywiście te rzeczy językowe fajnie mi wychodzą i jestem całkiem dobra, pomimo tego, że nie studiowałam na kierunkach humanistycznych. I między innymi wtedy moje teksty sprawdzały korektorki z gazet, z którymi współpracowaliśmy, więc ja dużo też się nauczyłam na tamtym etapie. Przez długi czas, kiedy byłam trenerem i coachem, kompetencje z tej pracy mi się nie przydawały. Natomiast w momencie, kiedy przygotowywałam swoją pierwszą książkę, kiedy ją wydawałam jako self-publisher, a później, kiedy zdecydowaliśmy się wydawać pierwszą książkę zagraniczną i kolejne, to nagle okazało się, że świetnie te moje kompetencje pasują do bycia szefem redakcji.
Jeżeli ktoś chce być ekspertem w jakiejś dziedzinie i chce zdobyć klientów, to w pierwszym momencie bardzo polecam, żeby jednak konkretnie określił swoją niszę.
Natomiast uważam, że z czasem każdy z nas będzie się rozwijał i będzie zdobywał dodatkowe kompetencje. Jedni robią to na zasadzie rewolucyjnej, czyli ucinam stare, idę do nowego. U mnie bardziej jest to ewolucja i rozwijanie po prostu kolejnych projektów czy dziedzin biznesowych. Poza tym wychodzę z założenia, że po to prowadzę firmę i po to działam, żeby móc realizować swoje projekty. Więc jeśli mam na coś zajawkę, coś zaczyna mnie interesować, to czemu nie włączyć tego w działania firmowe i połączyć to na przykład z zarabianiem pieniędzy. Albo, jeśli nie z zarabianiem pieniędzy, to przynajmniej z rozwijaniem marki osobistej czy marki firmy.
Czyli najpierw specjalizacja, a później dokładanie cegiełek. Też myślę, że na początku dywersyfikacja jest ważna i marketing informacyjny, czyli mówienie, czym ja się specjalizuję, na czym się znam. Trzeba mieć takie operacyjne podejście do nowego biznesu, czyli po prostu monetyzowanie kompetencji, które się ma. Ja na przykład miałem taki okres, w którym cały czas pracowałem jako trener, mimo że coaching był moją główną pasją, czymś, co chciałem robić. Chciałem mieć gabinet i mnóstwo klientów, ale te szkolenia pozwalały mi się utrzymać, to były moje kompetencje.
Kamila Kruk: Dodałabym tu dwa elementy. Jeden teraz powiedziałeś o zarabianiu. A drugi element to, jakie moje teraźniejsze kompetencje mogą mi pozwolić, jak najszybciej zarabiać. Jeśli chcesz odejść od tego starego, to może jest coś, co możesz zacząć robić, żeby budować sobie dodatkową nogę finansową tak, żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo.
I tu przychodzi mi do głowy znajoma, która w momencie, kiedy chciała odejść od etatu, zdecydowała, że to, w czym ona jest świetna to tworzenie CV. Zaoferowała wtedy usługę tworzenia CV na miarę, której prawie na rynku nie było. I rzeczywiście dzięki tej niszy miała mnóstwo klientów i to w bardzo szybki sposób, bo ludzie po prostu ją sobie polecali.
Z drugiej strony, w zeszłym roku mój znajomy był etapie przekształcania siebie z etatowca w przedsiębiorcę. Firma marketingowa poprosiła go, żeby znalazł to jedno zdanie, którym się określi. A on pracuje na rynku od ponad dwudziestu lat i w tym czasie robił projekty dla NGO, robił projekty międzynarodowe, transgraniczne, zarządzał projektami w firmach, w organizacjach, w urzędach. Dla niego zamknięcie się w jednym zdaniu było bardzo ograniczające, bo on nie jest osobą, która startuje w tej branży. On jest kimś, kto tylko zmienia formułę swojego funkcjonowania, czyli przechodzi z wersji zatrudnienia na wersję biznesową.
Moja rada dla niego była taka, żeby się nie ograniczał tym jednym zdaniem, bo to nie odzwierciedli jego kompetencji, a wręcz tylko spowoduje zmniejszenie tego, co on może zaoferować na rynku.
Z Tobą mi się kojarzy trenerstwo i coaching. To są Twoje hasła, które zawsze już z Tobą będą. I teraz równie dobrze robiąc nowe rzeczy, nawet prowadząc podcast, możesz te elementy wykorzystywać. Gdy prowadziłam audycje w radiu, to była nas czwórka współprowadzących, prowadziliśmy program na zmianę parami i często zapraszaliśmy gościa. Moją wyróżniającą się kompetencją było to, że ja dążyłam do sedna i szukałam tego dna, sensu działania danej osoby, bo to jest coś, co mnie interesuje i to też jest coś, co wynika z moich kompetencji coachingowych. Takie właśnie dopytywanie czy zadawanie pytań w określonym kierunku.
W zależności od tego, na jakim ktoś jest etapie i jaki ma cel, to będzie to inaczej wyglądało.
Czasami dobre jest określenie bardzo wąskiej niszy i tego jednego zdania, a czasami może być to po prostu krzywdzące i lepiej pokazać szersze kompetencje, bo tę niszę tworzysz sobie poprzez to, że to Ty jesteś jedyną osobą na rynku, która łączy te kompetencje.
Moim wyróżnikiem jest to, że mam wykształcenie i doświadczenie ekonomiczne, a także umiejętności redaktorskie. Wielu redaktorów nie jest w stanie pracować nad książkami biznesowymi w taki sposób jak ja, bo nie mają tego zaplecza słownictwa. Nie mają tego zaplecza kontaktu z biznesem, ale też na przykład nie mają języka angielskiego na takim poziomie, żeby móc pracować z angielskim tekstem.
Pojawiły się bardzo ważne dwie rzeczy. Po pierwsze, od kiedy tak naprawdę budujemy markę. Dużo ludzi myśli, że to rewolucja – rzucam etat i dopiero marka. A tu właśnie jest odwrotnie. Budujesz markę już od lat, tylko teraz przechodzisz w inny tryb.
Druga rzecz jest taka, że można wykorzystać każdą kompetencję, którą mamy. Mam nadzieję, że te moje kompetencje coachingowe instalują się w głowach tych ludzi, którzy nas słuchają i mają takie działanie, że coś się zmienia. Może słuchacze sami zaczynają sobie zadawać pytania i pojawiają im się odpowiedzi. Chciałbym wrócić nieco do czasów sprzed Twoich marek. Często pytam moich gości, jak to się stało, że kiedyś rzucili etat i poszli na swoje i co spowodowało tę zmianę?
Kamila Kruk: To jest dobre pytanie – kiedy zaczyna się budować tę markę? Mam poczucie, że markę zaczęłam budować jeszcze w trakcie studiów.
Bo dla mnie marka to jest to, z czym kojarzą Cię ludzie.
Na studiach byłam bardzo aktywna, robiłam bardzo dużo rzeczy. Wspomniałam już o gazecie, ale organizowałam też eventy, konferencje i bardzo dużo różnych rzeczy. Działałam w organizacjach i nadal mam poczucie, że część osób, które mnie wtedy znały, to kojarzy mnie jeszcze z tamtymi działaniami.
U mnie epizod z etatem pojawił się dopiero później. Można powiedzieć, że on się pojawił w trakcie powstawania mojej marki. Nie tak dawna nowo odpaliłam bloga i mam poczucie, że muszę w głowach ludzi zainstalować myślenie o mnie jako o kimś, kto prowadzi bloga. To jest trochę tak, że, jak odpalam nowy projekt, czy idę w nowym kierunku, to budowanie marki nabiera w pewien sposób nowego charakteru.
Mam poczucie, że marka nieświadomie budowała się w oczach ludzi, gdy coś robiłam, a później nastąpiło ukierunkowywanie. Kończąc studia, zrobiłam sobie moją autorską mapę kompetencji. I wtedy mi wyszło, że patrząc na to, jaki ja chcę prowadzić styl życia i w jaki sposób chcę funkcjonować, to nie jestem gotowa pójść do korporacji pomimo pieniędzy, jakie oferowali i chcę spróbować pracować czy to na zlecenia, czy prowadząc swoją działalność. Wtedy próbowałam swojej ścieżki trenerskiej, w której już miałam trochę doświadczenia, a w międzyczasie pojawiły się prace etatowe związane z organizowaniem różnego rodzaju wydarzeń, w czym też miałam doświadczenie.
Z jednej strony było to wspieranie swojego budżetu, bo jak jest się początkującym przedsiębiorcą, to nie zawsze ten budżet dobrze wygląda. A z drugiej strony to też była rzecz, którą lubiłam. Wiedziałam, że idę do ludzi, których znam, z którymi lubię pracować i to też były fajne wyzwania. To nie było poświęcenie z mojej strony, że idę na etat i pracuję od 8:00, tylko to była realizacja moich marzeń.
Zadaję to pytanie, żeby pokazać historię o przemianie. Tutaj w jakiś niesamowity sposób u Ciebie były kompetencje i osobowość przedsiębiorcza.
Konia z rzędem temu, kto na końcu studiów miał swoją mapę kompetencji rozrysowaną.
To w ogóle takie megaświadome i rozwojowe podejście. Cenię sobie osoby, które pokazują zupełnie różne od siebie ścieżki docierania tam, gdzie są dzisiaj.
Kamila Kruk: To może ja wyprostuję, że ja rzeczywiście na studiach trafiłam w fajne towarzystwo, które mnie bardzo rozwijało. W sumie spędzałam bardzo dużo czasu na uczelni, z czego nauka to było jakieś 20%, a cała reszta to było działanie. Było też imprezowanie, spokojnie to nie tak, że tylko się uczyliśmy albo działaliśmy. To mi pokazało, jak dużo różnych rzeczy mogę robić i to też spowodowało, że od pierwszego roku studiów uczestniczyłam w szkoleniach typu komunikacja, praca w grupie itp. Pierwsze swoje szkolenia prowadziłam jako taki pomocnik trenera, będąc na trzecim roku studiów. Nawet nie wiedziałam, jak dużo trenerskich rzeczy się uczę. Dopiero potem uświadomiłam sobie, będąc na konkretnych szkoleniach trenerskich, że ja to wszystko przerabiałam już nie raz.
Kiedyś kolega powiedział mi, że pamięta, jak patrzył na mnie na studiach, jak ja tak latałam, załatwiałam różne sprawy. Oni w tym czasie szli do akademika, oglądali seriale, pili piwo i tak mijał im miło czas. Zastanawiali się, po co ja się tak angażuję i po co tyle robię. Dopiero jak poszedł do pracy, to zrozumiał, że wszystkie te kompetencje, które ja zdobywałam, jemu by się wtedy przydały.
Kompetencje równie dobrze można zdobywać na każdym innym etapie. Jednak pewnie teraz jest to trudniejsze, bo jeśli ktoś ma pracę etatową, dzieci, to tego czasu ma znacznie mniej niż ja miałam wtedy.
Szkolenia spowodowały też, że zaczęłam się bardzo świadomie rozwijać. Mam ten przywilej, a może trochę obciążenie, że mam w domu przedsiębiorców. Mój tata prowadzi firmę od lat 90 i nie raz woził mnie ze sobą po bankach i innych załatwianiach, więc ja to obserwowałam. Moja mama jest lekarzem, ale kiedy teraz prywatyzowała się służba zdrowia, to też była jedną z osób, które brały w tym udział. To było takie nakierowanie mojej uwagi. Dla mnie ścieżka przedsiębiorcy była jedną z rzeczy oczywistych do rozważenia, a przynajmniej wiedziałam, że w którymś momencie życia będę do tego dążyć. Nawet jeśli nie od początku to, w końcu będę chciała być na swoim.
W psychologii dużo się mówi o wzorcach, o przekonaniach, które się tworzą dość wcześnie. Po tym jak opisujemy świat, jak widzimy różnych ludzi, jak widzimy możliwości tego świata, więc prawdopodobnie to jest jakaś korzyść i przywilej. Z drugiej strony pytanie co z ludźmi, którzy właśnie takie wzorce mają, a jakoś w nich pojawia się presja prowadzenia własnej firm. A może właśnie nie pasują do bycia przedsiębiorcą i to nie jest ich droga.
Czyli Ty raczej romansowałaś z etatem i to też tak projektowo. Celowo zatrudniając się jako przedsiębiorca, żeby zasilić budżet. Czy jest jakiś rodzaj przemiany wewnętrznej, który musiałaś przejść, żeby już tak zupełnie samodzielnie, pewnie stanąć na nogach jako przedsiębiorca i marka osobista?
Kamila Kruk: Oj, zdecydowanie były takie momenty, zwłaszcza na początku, kiedy dopiero startowałam z tymi rzeczami. Był moment, kiedy bardzo mocno szukałam pracy na etacie w Krakowie, bo mój Marcin rozkręcał tam swoją firmę. To był frustrujący moment, bo do tej pory byłam niesamowicie aktywna. Nie miałam wystarczająco zleceń trenerskich, jakieś były, ale nie dużo. A z drugiej strony, moje CV odbijały się od drzwi.
Nawet jeśli ktoś mnie zapraszał na rozmowę, to z różnych powodów również usłyszałam, że jestem za ambitna i dlatego nie zostanę zatrudniona, bo wiedzą, że im ucieknę.
Także był taki moment, gdzie powoli pewne trybiki klikały. Robiłam taki projekt: Świat coachingu. To był portal, pierwszy w Polsce dotyczący typowo coachingu. Zresztą on też wynikał z potrzeb. Zajmowałam się coachingiem, prowadziłam szkolenia i ludzie mieli taki mętlik w głowie, że pomyślałam, że fajnie, gdyby było takie miejsce, gdzie mogą się spotkać i porozmawiać. Portal intensywnie prowadziłam dwa czy trzy lata, ale ostatecznie go zamknęłam, a nawet rozważałam sprzedanie go.
Nie potrafiłam przejść na patrzenie na niego w sposób biznesowy. Nie miałam modelu biznesowego.
Dla mnie na początku najtrudniejsze wydawało się stworzenie go. Czemu o tym mówię? Bo często widzę, wiele osób tak ma. Wbrew pozorom stworzenie portalu wcale nie było trudne. Znalezienie osób, które jakoś tam przygotowywały materiały, też nie było trudne. Trudne okazało się to, jak na nim zarabiać. Okazało się też, że ja do końca nie chcę tego prowadzić. Pewnie ktoś inny super by sobie poradził tutaj z modelem biznesowym. Ja to trochę uznaję za moją porażkę. To zdecydowanie była porażka biznesowa i to też, gdzieś musiało kliknąć.
Jeśli chodzi o moje romanse z etatem, to rzeczywiście u mnie było zawsze coś takiego, że dążyłam do tego, że w końcu będę przedsiębiorcą. Więc nawet jeśli decydowałam się na zatrudnienie na etacie, to za każdym razem wiedziałam, że to jest tymczasowe, czyli odwrotnie niż chyba większość osób. Nawet jak byłam na tym etacie, to jednym z moich warunków było, że nie muszę przychodzić w sztywnych godzinach. Musiałam się pojawić między 7:30 a 9:00 i pracować ileś godzin, ale nie musiałam być codziennie na 7:30.
Jak się prowadzi firmę czy różne inicjatywy biznesowe z własnym mężem?
Kamila Kruk: Rzeczywiście OSMPower i w sumie wszystkie nasze projekty od kilku lat z Marcinem prowadzimy razem. Powiem tak, prowadzi się super, tylko trzeba też to wypracować. Marcin chyba miał na to większą otwartość i gotowość. Raczej nie musiał się wyzbywać pewnych rzeczy.
To, co było ciekawe, musiałam się pozbyć przekonań dotyczących niezależności kobiety. Ta nauka była dla mnie fascynująca, bo kosztowało mnie to złamanie ręki i operację. Ja się trochę z tego śmieję, ale rzeczywiście był taki moment, kiedy ja byłam tak bardzo uzależniona od innych osób, że kliknęło mi coś takiego, co się nazywa współzależnością. Często ludzie, którzy chcą być niezależni, chcą wszystko robić sami i nie chcą niczyjej pomocy. A mi współzależność kliknęła w tym sensie, że są momenty, kiedy ktoś pomaga mnie, a w innych to ja pomagam komuś.
Jak są momenty, że gdy Marcin lub ja mamy jakąś żabę, czyli coś takiego, że nie możemy tego zrobić, na przykład męczymy się z opisem na okładkę. Wiemy wtedy, że możemy powiedzieć tej drugiej osobie, żeby to zrobiła albo chociaż zaczęła. To są takie rzeczy, które są ogromnymi plusami.
Wyzwania są takie, że czasem przychodzę i mówię: teraz muszę ochrzanić mojego wspólnika. Nie mówię do męża, tylko do wspólnika.
Jest to taka świadomość podziału pewnych ról. Wiemy, że jesteśmy w tych rolach i że nie da się tego oddzielić, a z drugiej strony mamy świadomość, że role są różne i to pomaga w komunikacji. Jest to ciągłe rozmawianie ze sobą, poprawianie pewnych rzeczy, usprawnianie, tłumaczenie. Uważność na swoje potrzeby tutaj również pomaga. Wiem, że nie każdy tak potrafi i wiele osób to dziwi, że my tak naprawdę jesteśmy ze sobą 24 godziny na dobę. Pracujemy, żyjemy, wychowujemy dzieci, a teraz w czasie pandemii była jeszcze większa kumulacja niż zwykle.
Ostatnio miałem gościa, który opowiadał, że praca z mężem, bo też mają razem firmę, niestety trochę wpływa też na work-live balance. To jest, po robocie gada się o robocie. Pytanie, jak tę równowagę pomiędzy pracą a życiem prywatnym sobie ustawiacie?
Kamila Kruk: Wiesz co, nagrywaliśmy kiedyś na ten temat materiał, jest u Marcina na YouTubie, bo dużo osób to interesuje. To jest trochę tak, że nie mamy takiego podzielonego bardzo dokładnie życia, chociaż teraz trochę dzieci to dzielą. Wiadomo, że jak się dzieci pojawiają, to potrzebują uwagi i w pewien sposób nie jest się w stanie pracować przy nich. Albo inaczej, chcemy im poświęcić uwagę i czas.
My też dużo wcześniej podróżowaliśmy i taka idea workation, czyli łączenia pracy z podróżami była nam bardzo bliska. Zresztą dlatego napisaliśmy książkę: Przedsiębiorca w podróży, bo znowu było to coś takiego, co ludzi bardzo zaskakiwało, że potrafimy pracę łączyć z wyjazdami. I podobnie jak z wyjazdami z jednej strony są dni, kiedy pracujemy od rana do wieczora. Są dni, kiedy w ogóle nie pracujemy, ale są też dni, kiedy to przeplatamy. Jesteśmy dla siebie takim trochę balansem, czyli jak któreś z nas widzi, że drugie przegina, to po prostu sobie to mówimy.
Na przykład pracuję teraz nad dużym projektem książkowym, przychodzi Marcin i mówi: słuchaj, jest ładna pogoda, jest słońce, chodź, bierzemy Bruna i idziemy na spacer do lasu i nad jezioro. Gdyby nie to pewnie bym siedziała przy komputerze jeszcze z godzinę, więc to jest takie wzajemne dbanie o siebie pod kątem energetycznym.
Nauczyliśmy się też, żeby nie przeszkadzać sobie w swoich trybach.
Na przykład rzeczy firmowe często staramy się wymieniać na mailu. Ale zdarza się, że spotykamy się, żeby coś zjeść razem albo wypić kawę, albo pójść na spacer i wracamy do tematów, które łatwiej jest przegadać niż wymieniać między sobą maile. To jest kwestia świadomości i dbania o siebie, naszego komfortu i trochę takiego naturalnego flow. Dopóki mamy poczucie, że nie przeginamy, to jest okej.
Gary Vaynerchuk mówi o takim byciu w dirt and clouds, czyli że są okresy, kiedy jesteś bardziej w chmurach, planujesz coś strategicznie, i wtedy zdecydowanie więcej rzeczy potrzebujemy ze sobą przegadać. A są momenty, kiedy po prostu masz ten dirt, czyli siedzisz w tym brudzie i robisz robotę i to nie jest czas na gadanie. Każdy siedzi i pracuje. Tak czy inaczej, skupiamy się po prostu na tym, co jest do zrobienia.
Zmienię nieco konwencję. Piszesz na swojej stronie, że jak byłaś mała, to rysowałaś księżniczki w pięknych sukniach. To nawet zaowocowało skończeniem jakiegoś studium projektowania strojów. I tak sobie pomyślałem, żeby Cię zapytać o marki i tworzenie marki opartej w stu procentach o pasję. Czy to dla Ciebie był jakiś pomysł do rozważenia? I czy według Ciebie można zbudować markę osobistą na pasji, która tak Cię uruchamia w trybie szczęśliwego dziecka?
Kamila Kruk: Moją pasją w trybie szczęśliwego dziecka jest czytanie książek, więc można powiedzieć, że tak właśnie pracuje. To się też zmienia, bo na przykład od mniej więcej pół roku świadomie pracuję nad tym, żeby być jak najmniej pracownikiem w naszej firmie. Jednak miałam dużo zadań operacyjnych, a jeszcze więcej menadżerskich, czyli zarządzanie strategiczne. Nadzoruję ogólne funkcjonowanie firmy. Marcin bardziej zajmuje się rzeczami marketingowo-sprzedażowymi i to jest trochę tak, że te rzeczy nam się trochę zazębiają. Czasem ja mu coś podrzucę marketingowo, czy pod kątem na przykład tworzenia nowego produktu, czy też zaangażuję się w ten proces. Z drugiej strony on też wchodzi strategicznie w planowanie, bo pewne rzeczy też musimy ustalić razem.
Same książki to jest moja pasja i nawet przy filmie, z którego pochodzi cytat „Najpierw zadaj sobie pytanie, co lubisz w życiu robić, a później zacznij to robić” zastanawiałam się, kto mi zapłaci za czytanie książek. Okazało się, że sama sobie za to płacę.
W ogóle doszłam do wniosku, że malowanie to jest fajna zabawa, teraz jak siadam z Oliwką i sobie rysujemy, ale nie jest to coś, co chciałabym robić codziennie. Takim przykładem osoby, która zbudowała biznes na rysowaniu jest Agata Jakuszko Sobocka. Ona też przechodzi ogromną przemianę, bo między innymi w zeszłym roku poszła w kierunku takich rzeczy dla dzieci i na TikToku ma kilkaset tysięcy obserwujących. Jest w tym niesamowita i ludzie rzeczywiście czują tę pasję, jeśli chodzi o biznes.
Margaret Żukowska zawsze powtarza, że jeśli na przykład coaching to Twoja pasja, to będzie zajmował około 20% tego, co będziesz robić. Jest to nagroda za zrobienie wszystkich innych rzeczy, które musisz zrobić w swojej firmie. Na początku robisz 80% rzeczy sprzedażowych, marketingowych i około biznesowych, a tylko 20% robisz swojej roboty. Jeśli od razu masz partnera, męża czy kogoś innego. Dobrze pamiętam, że ty też tak pracowałeś?
Cały czas prowadzimy spółkę.
Kamila Kruk: Właśnie. To nie musi być mąż, żona czy partner życiowy. Tylko partner typowo biznesowy, który uzupełni nasze kompetencje. Znam takie biznesy, gdzie jedna osoba jest bardziej rzemieślnikiem tworzącym produkty, a druga osoba zajmuje się biznesem. Zresztą u nas też tak trochę było, robienie książek jest bardzo angażujące czasowo. W związku z tym na pewnym etapie ja byłam bardziej zakopana w książkach, a Marcin ogarniał całą resztę firmy, a potem te kompetencje zaczęły się w różny sposób zmieniać i wyrównywać. Każdy z nas odnalazł obecne swoje działki, które też się trochę zmieniają.
Jak jesteśmy już przy książkach, to po pierwsze sprzedajesz kursy w zakresie self-publishingu i macie z Marcinem Osmanem mega doświadczenie wydawnicze. Często ludzie myślą o wydaniu książki jako czymś, co stanowi taki punkt legitymizacji marki, bycia takim ekspertem, taką właśnie wisienką na torcie. Coś, co przenosi markę osobistą do innej ligi. Czy mogłabyś się podzielić tutaj swoim doświadczeniem? I czy taka startująca marka powinna myśleć o wydawaniu książki w kontekście przyszłego sukcesu finansowego?
Kamila Kruk: I tu mam ochotę znowu odpowiedzieć i tak i nie. Bo to wszystko zależy od indywidualnej sytuacji. Na YouTubie zrobiłam całą serię na temat self-publishingu, właśnie po to, żeby odpowiedzieć na różne podstawowe pytania. I między innymi nagrałam wideo dotyczące tego, w jaki sposób książka jest narzędziem marketingowym. Czyli w jaki sposób można użyć książki, żeby to działało w sposób związany z budowaniem marki.
Rzeczywiście w Polsce, chociaż myślę, że i na świecie wydanie swojej książki nadal jest elementem mocno budującym markę.
Gdy stajesz się autorem, nadal jest to taką wisienką na torcie i formą legitymizacji tego, co się zrobiło, a e-book jest trochę traktowany po macoszemu. Chociaż treść może być absolutnie ta sama, jeśli wydasz książkę drukowaną, to jest to postrzegane bardziej prestiżowo i dodaje tych punktów do wizerunku. W praktyce może to nie mieć zupełnie znaczenia, natomiast wizerunkowo taka jest prawda.
Natomiast z książką trzeba w jakiś sposób dotrzeć do ludzi i tu rzeczywiście ta nasza nisza przychodzi na pomoc. Jeżeli mamy książkę na przykład: Jak prowadzić biznes coachingowy? to wiadomo, że najważniejsze dla Ciebie jest być rozpoznawalnym w branży coachingowej. Nie potrzebujesz, żeby znały Cię kosmetyczki, czy w ogóle inni ludzie, chyba że zakładasz, że oni Cię będą rekomendować. Dla Ciebie główną grupą odbiorców są coachowie.
Jeśli ktoś wydaje książkę: Jak zarządzać nieruchomościami? to będzie trafiał do konkretnej grupy związanej z branżą nieruchomości. Wtedy w mniejszej niszowej grupie dużo łatwiej jest być rozpoznawalnym.
Powiem teraz jedną ważną rzecz, bo ludziom się wydaje, że jeśli już w danej dziedzinie jest jakaś książka, to nie opłaca się wydawać podobnej, bo ludzie nie będą kupować i czytać. Nieprawda! Pamiętam, że jak na rynku były dwie książki dotyczące coachingu prowokatywnego i ludzie, którzy się tym interesowali, czytali obie książki. Chcieli mieć więcej tej wiedzy.
I tak samo jest z innymi dziedzinami. Jeśli ktoś czyta książki z dziedziny nieruchomości, to czyta kilka, a nie jedną.
Więc wtedy zaczynamy się pozycjonować wśród grupy autorów tych książek. Ale do tej grupy trzeba dotrzeć, więc trzeba zrobić promocję książki i trafić do tych grup. Wtedy przestajemy komunikować siebie, a zaczynamy swoją ofertę i książkę.
Pojawia się pytanie, czy to jest dobre zastępstwo. Czy promowanie i sprzedawanie książki, która kosztuje, powiedzmy, między 50 a 100 złotych, a zajmuje tyle samo uwagi, jest lepsze niż promowanie naszych usług, które są znacznie lepiej wycenione? Może lepiej skupić się na innych działaniach niż na przygotowywaniu, wydawaniu książki, która może się przełożyć na nasz lepszy wizerunek. Jeśli dobrze napisaliśmy książkę, uwzględniliśmy nasze cele biznesowe i ta książka w pewien sposób sprzedaje nasze usługi, to że ludzie mogą sami do nas przyjść, ale niekoniecznie musi się tak zdarzyć.
A jak Twoje rozeznanie rynkowe, jeśli chodzi o książki o rzucaniu etatu? Bo trochę materiału już mam. Zdecydowanie wychodzę poza środowisko coachingowe. Co byś mogła doradzić takiej osobie? Oczywiście nie narzekam na brak klientów, którym pomagam budować marki, więc nie jest to forma generowania sprzedaży. Wydawać czy nie wydawać, Kamila?
Kamila Kruk: U Ciebie to jest tworzenie dodatkowego źródła przychodu, bo klienci, z którymi już się stykasz, będą zainteresowani książką, to po pierwsze. Po drugie tworzysz produkt, który jest względnie tani do kupienia, więc jeśli ktoś słucha podcastu, nie jest jeszcze zdecydowany na Twoje usługi, to książka może być tym pośrednim produktem, testowym. Dlatego mówię, że dla początkującej osoby niekoniecznie, ale u Ciebie to może zadziałać, bo już masz klientów, nagrywasz podcast, masz listę mailingową. Będziesz w stanie ją wykorzystać jako element lejka sprzedażowego i prowadzenia klienta przez niego. Możesz to wykorzystać jako dotarcie do klientów, którzy jeszcze Cię nie znają, bo na pewno masz grupę partnerów, którzy potencjalnie mogliby tę książkę u siebie mieć czy sprzedawać.
Twoja książka nie musi być najlepsza na rynku, może być najbardziej rozpoznawana czy polecana. Ja bym się zastanowiła, jak się wyróżnić wśród innych książek pod kątem przekazu poprzez tytuł i podtytuł książki. Żeby ludzie chcieli kupić, patrząc na sam tytuł książki, bo zobaczą w nim rozwiązanie potrzeb.
Bardzo dziękuję. Czy ja sobie właśnie załatwiłem w podcaście jakąś konsultację?
Kamila Kruk: Trochę tak. Tak się ze mną pracuje na konsultacjach.
Podwójnie dziękuję.
Kamila Kruk: Ty już jesteś współautorem książek prawda? Nie wiem ilu, kojarzę dwie, czy źle mówię?
Tak, współautorem dwóch książek, wydałem też e-booka ostatnio, a w zasadzie dwa.
Kamila Kruk: O widzisz, czyli jednak coś tam dobrze kojarzę.
Przyszło mi do głowy kolejne pytanie w kontekście dzisiejszych czasów. Rozmawiamy o książkach i jak formy pisane bronią się przed komunikacją wideo, relacjami, TikTokami i tymi wszystkimi krótkimi formami, gdzie dzisiaj mówi się, jak nie masz relacji, to Twój profil jest martwy. Warto dalej pisać jako marka osobista? Jeśli tak, to gdzie i co pisać?
Kamila Kruk: O, to takie pytanie, że nie wiem. Cały panel ekspertów musielibyśmy zatrudnić i pewnie każdy miałby trochę inne zdanie. Wiesz co, nie robię takich analiz, więc trudno mi powiedzieć tak nazwijmy to z lotu ptaka i jako taki mędrzec. Mogę powiedzieć, jak ja to widzę w kontakcie z naszymi klientami, bo znowu, to wszystko zależy od tego, do kogo chcemy trafić, kto jest naszym klientem czy kto jest tą społecznością, która nas obserwuje.
Nie wiem, czy teksty pisane tak się bronią, bo są formy, które bardziej pasują na przykład na TikToka czy na Instagrama. Ja od zawsze pisałam na Instagrama i ludzie, którzy są u mnie na Instagramie wiedzą, że ja piszę. Także zdjęcie jest w jakimś kontekście, ale wiem, że ludzie przychodzą do mnie po to, co napiszę. Mało kto mi dziękuje za zdjęcie. Ale nie dążę do tego, żeby moje konto było piękne, influencerskie według pewnych reguł, tylko kieruje to do określonej grupy.
Co do tego pisania, patrząc na książki papierowe, to one nadal sprzedają się znacznie lepiej niż e-booki i audiobooki.
Nie widzę tutaj końca, chyba że drukarnie zaczną znacznie podnosić ceny. Bo rzeczywiście też widzimy różnice, jeśli chodzi o wydawanie książek. Ceny wzrosły i cały czas rosną. Mam też poczucie, że są formy, na które jest moda. Natomiast w komunikacji biznesowej czy produktowej ludzie oczekują rozrywki, również w komunikatach od firm.
Z drugiej strony wydaje mi się, że część ludzi znowu wraca do form bardziej merytorycznych, bo zaczyna im tego brakować. Widzą w Internecie dużo rozrywkowego materiału, a na przykład bardziej im zależy na rzeczach merytorycznych. Zmienia się też sposób używania Internetu, bo teraz nie ma rzeczy, której nie wpisujesz w Google’a. Waga wyszukiwania materiałów rośnie. I oczywiście raz mamy czas obejrzeć wideo, w którym ktoś o czymś opowiada, innym razem jesteśmy akurat na słuchawkach i łatwiej nam czegoś wysłuchać, ale jeszcze kiedy indziej łatwiej nam nie tyle przeczytać cały artykuł, ale na przykład go przescrollować i znaleźć sobie rzeczy, które są dla nas istotne.
Jeśli ktoś lubi pisać, niech pisze, jak ktoś lubi gadać, niech nagrywa audio, jak ktoś się dobrze czuje przed kamerą, niech nagrywa wideo, bo będzie w tej formie najbardziej autentyczny, a potem warto rozszerzać to o kolejne cegiełki. Trochę tak jak z budowaniem biznesu. Zacznijmy od tego, co jest tu i teraz dla nas najprostsze, najbardziej naturalne i najbardziej chcemy to robić, a później idźmy do innych form. Ja nadal lubię pisać i pomimo tego, że jak słychać gadam i gadam, to pisanie jest tą formą, w której czuję się najlepiej.
Ja też lubię pisać Była u nas ostatnio Sisi Lohman, która wydaje „Głos Mordoru” i przyniosła egzemplarz, w którym jest mój artykuł. Mam tam swoją stałą rubrykę i to jest taka typowa gazeta. Jest w tym coś cudownego. Jest to szeleszczenie, zapach i ta forma jakoś do mnie przemawia.
Kamila Kruk: Widzisz, sam odpowiadasz na swoje pytanie. Są ludzie, którzy lubią ten szelest gazety, ten zapach, lubią właśnie to, że mogą sobie coś przeanalizować powoli, pozaznaczać, zrobić notatki. Ja na przykład bardzo lubię słuchać, ale jest to dla mnie takim dodatkiem i jeśli mam książki merytoryczne, gdzie zależy mi, żeby wgłębić się w temat, to jednak wolę formę papierową. Daje mi to większe pole do tego, żeby się nad czymś zastanowić. Jednak forma audio i takie zatrzymywanie, żeby coś zapisać albo coś przemyśleć, albo zrobić ćwiczenie jest mniej wygodne. Myślę, że tych pasjonatów czytania, papieru, ale też osób, które po fascynacji formami bardziej nowoczesnymi chcą wrócić do takich prostych form komunikacji, myślę, że jest coraz więcej.
Super, że to mówisz. Mega się z tym zgadzam i jestem za to wdzięczny. Na koniec chciałem Cię zapytać, czego można życzyć takiej marce jak Twoja na przyszłość?
Kamila Kruk: Wiesz co? Ostatnio bardzo lubię to pytanie i co jakiś czas do niego wracam. Zresztą zarówno prywatnie, jak i firmowo, nie uwierzysz, co się wydarzyło w ciągu ostatniego roku. Nie chodzi mi o takie wydarzenia jak lockdowny czy pandemia, tylko takie pozytywne, rozwojowe. Gdy mam jakieś wyobrażenia czy planuję, okazuje się, że często rzeczywistość je przerasta. Więc na ten moment potrzebowałabym większej skali w trochę marzeniach i wyobrażeniach. A poza tym, żeby Bruno był na tyle współpracującym niemowlakiem, żeby ta przestrzeń, chociażby na takie rozmowy jak ta z Tobą, była częściej.
Niech to zatem będą moje życzenia dla Ciebie i też dużo zdrowia dla Was, dla dzieciaków. Podkreślam to, bo nasze spotkanie było wielokrotnie przesuwane różnymi chorobami naszymi i dzieci. Bardzo Ci dziękuję za naszą rozmowę. Moim gościem była dzisiaj Kamila Kruk.
Kamila Kruk: Dzięki wielkie.
Chcesz się dowiedzieć więcej? Przesłuchaj pełnego wywiadu na górze strony. Chcesz więcej? Zapraszam do przeczytania bądź przesłuchania pozostałych wywiadów z tej serii.
– Michał Bloch, Jak rzucić etat