Jak to się zaczęło...
Moja historia budowania marki osobistej zaczyna się … w korporacji! Bo niby gdzie indziej?
Wcześniej jednak musisz wiedzieć, że pochodzę z rodziny, w której nikt (nawet z tej dalszej) nie prowadził swojego biznesu. Wszyscy, których znałem pracowali na etacie.
Mieszkaliśmy w bloku z rodzicami i dziadkami. Nic szczególnego. Blokowisko jakich w Warszawie wiele. Mama, która opiekowała się domem i tata, który dużo pracował… w amerykańskiej korporacji.
Jako nastolatek marzyłem o tym, żeby pomagać innym ludziom. Miałem to w sobie od zawsze. Pamiętam, że już w liceum ludzie zwierzali mi się ze swoich sekretów i stawałem się dla nich powiernikiem ich tajemnic. Idąc za swoją intuicją poszedłem na studia psychologiczne.
Studiowałem zaocznie, ponieważ od zawsze ceniłem sobie niezależność, więc to praca stanowiła od początku o mojej wolności. A pracowałem jako sprzedawca… oranżady! Byłem przedstawicielem handlowym, miałem więc mnóstwo okazji do rozmów z ludźmi… ale to nie było to. Targety, plany, KPI – co miesiąc to samo. Rzygałem tym mówiąc wprost!
Zmieniałem pracę kilka razy szukając swojego miejsca zawodowego. Trafiłem wreszcie do centrali banku, do działu… kadr! Ze sprzedawcy oranżady awansowałem na … kadrówkę! 🙂
Dużo papierów i mało ludzi… Nie podobało mi się, jednak czułem, że mogę szybko stamtąd przenieść się do działu HR. Pracować z ludźmi. I tak też się stało.
Powoli awansując miałem mnóstwo okazji do rozwoju, ale … płaciłem też cenę. Praca była wymagająca, korporacja nie wydawała reszty, a ja cały czas czułem w środku smutek. Pojawiały się pierwsze symptomy wypalenia…
Najlepiej czułem się na 2-tygodniowym urlopie. Wracając z niego przeżywałem swojego rodzaju depresję. Mogłem być wolnym człowiekiem tylko 2 tygodnie w roku. Zapomnieć o szklanym budynku. Po prostu żyć! Oddychać pełną piersią. W każdym momencie dnia decydować o swoim losie. Kiedy sfrustrowany po urlopie usiadłem przy biurku i odpaliłem maila… coś we mnie pękło.
Miałem 450 nieprzeczytanych maili. Sprawy, które były ASAPem już jak rozpoczynałem urlop, dzisiaj były już pożarem… ale ja miałem to mówiąc brzydko w du***. Tak, głęboko… Nawet nie wiesz jak bardzo.
Postanowiłem sobie, że nie będę tak pracował do emerytury! To jakiś chory wymysł, żeby tu codziennie przychodzić! Na cały dzień. I jeszcze zabierać robotę do domu!
Odpaliłem internet i zacząłem szukać. Tak trafiłem na szkolenia. Tego samego dnia wykonałem telefon. Potem drugi. I już w kolejny weekend zacząłem nowy rozdział swojego życia.
Postanowiłem zostać trenerem. Chwilę temu obroniłem magistra z psychologii, więc uczenie innych wydawało mi się czymś idealnym. Po pierwszych zajęciach wybiegłem jak na skrzydłach. Zrozumiałem, że tak właśnie chcę pracować! Chcę pomagać innym! Chcę ich uczyć i z nimi rozmawiać! Będę psychologiem, trenerem i coachem! Od tamtej pory zacząłem inwestować w siebie jak szalony. Wziąłem kredyt na kolejne szkolenia. Wydałem prawie 50 tys. (dziś wiem, że była to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza decyzja w moim życiu).
Minęło parę miesięcy, a ja dzierżyłem już w swoich dłoniach dwa nowe certyfikaty, z tytułami coacha i trenera. W międzyczasie praca w korporacji zaczęła mi ciążyć jeszcze bardziej. Nie mogłem znieść wizji pracy idealnej, której nie mogę wykonywać, chociaż niczego nie brakuje mi, żebym już zaczął!
Na znak mojego protestu przestałem nosić krawat (!) i … przestałem się golić (!!). Na przełomie 2008 i 2009 noszenie brody nie było ani modne… ani dobrze widziane w centrali polskiego banku. Protest może i był dziecinny, ale była to pierwsza manifestacja wolności i … moje wewnętrzne przeciwstawienie się systemowi.
Poznałem wtedy Ziemka, przedsiębiorcę, który jakiś czas potem stał się moim mentorem biznesowym. To od niego nauczyłem się podstaw prowadzenia biznesu, które potem przekuwałem na branżę rozwojową.
Pozostało zebrać się na odwagę i rzucić etat… no co jest? Przecież zawsze tego chciałem… Ta decyzja jednak nigdy nie jest prosta.
Wokół sami etatowcy – w pracy i w domu słyszałem tylko „Nie ryzykuj, dobra praca, stabilna, bezpieczna – wiesz jak teraz ciężko o dobrą robotę”. Takie słowa tylko mnie wkurzały. Jednego wieczoru mój mentor powiedział mi krótkie zdanie:
„Majkel to zawsze jest ryzyko, jak w każdym biznesie. Kto nie ryzykuje, szampana nie pije…”
A ja ku*** chciałem się napić tego szampana! I też chciałem pracować kiedy tylko mi się chce. Wybierać z kim. Mieć 2 miesiące wakacji jak kiedyś…!
I WIESZ CO? Zrobiłem to… Rzuciłem etat! I wcale nie było to takie trudne. Nie było też w tym nic spektakularnego, jak w amerykańskich filmach. Nie szastałem papierami. Po prostu powiedziałem, że idę szukać swojej drogi.
Czy się bałem? No pewnie! Bałem się jak cholera. Oprócz odprawy, którą dostałem miałem na koncie odłożone tylko 5000PLN. Jednakże nie mogłem już dłużej czekać! Świat mnie wzywał do nowej podróży!
Zarejestrowałem swoją firmę i wychodząc z urzędu z dokumentem potwierdzającym powstanie nowej działalności gospodarczej poczułem TO… WOLNOŚĆ… nieograniczone morze możliwości! Jestem freelancerem. Wolnym Lancerem!
Wstawałem codziennie rano robiąc kolejne kroki do zbudowania bazy klientów. Tworzyłem sieć kooperacji, udoskonalałem swoje produkty i próbowałem zdobyć pierwsze zlecenia.
Pracowałem tylko do 14:00. Musiałem coś z tego freelance’u mieć – w końcu nie chciałem pracować dalej jako korpoludek.
Dwa miesiące później pojawiło się pierwsze zlecenie, za które postanowiłem strzelić niewyobrażalną wtedy dla mnie kwotę 20.000PLN (za dwa dni pracy szkoleniowej)… Chciałem po prostu sprawdzić co się stanie… i zgodzili się!
Po zrobieniu tego projektu, na moje konto wpłynęły pieniądze. Wtedy mój system się zawiesił. To ja całe lata zapierdzielałem za 1/4 tego, przez cały miesiąc! A tutaj dwa dni pracy i mogę nie pracować kolejne 3-4 miesiące! To wydarzenie zmieniło moje podejście do finansów.
Dzisiaj mija już kilkanaście lat odkąd buduję swoją markę osobistą. W tym czasie przeszkoliłem tysiące ludzi. Spędziłem dziesiątki tysięcy godzin w salach szkoleniowych. Do tego ponad pięć tysięcy godzin na sesjach indywidualnych. Pojawiłem się w kilku gazetach. Napisałem kilka książek. Prowadzę kilka biznesów.
W tym czasie również pomogłem wielu innym osobom zdobyć nowy zawód, rzucić etat i budować własne marki. Moją misją jest sprawiać, by ludzie odzyskiwali wolność!
Mam ponad 16 tygodni wolnego w roku, w tym dwumiesięczne wakacje! Mogę pracować z każdego miejsca na świecie. Działam online od 2016 roku. Zarabiam wielokrotnie więcej niż na etacie. Pieniądze przestały być dla mnie celem. Coś innego mi przyświeca. Chcę żyć pełnią życia i cieszyć się wolnością, bez szefa i pracy od 9 do 17. I tak właśnie żyję!