Posłuchaj jako podcast w wersji audio:
Michał Bloch: Witam wszystkich bardzo, ale to bardzo serdecznie. Moim dzisiejszym gościem jest Monika Adamska, trenerka wokalna i podcasterka. Zachęcam Cię do tego, żebyś przedstawiła siebie i swoją markę.
Monika Adamska: Cześć, dzięki za zaproszenie i przede wszystkim za to, że mogę być tutaj z Tobą i rozmawiać, bo myślę, że to, co robisz, jest ważne. Rzucenie etatu było dla mnie straszne, ale okazało się najważniejszą i najbardziej potrzebną zmianą w życiu.
A co robię? Ciężko jest to wszystko spamiętać, dlatego że zaczęłam robić w życiu bardzo dużo różnych rzeczy i na prawie każdej z tych rzeczy jakoś zarabiam. Nawet jak nie zarabiam, to doprowadza mnie ona do tego, że się ekspertyzuję w jakiejś dziedzinie i zaczynam na niej zarabiać. Nie sądziłam, że tak to może wyglądać, ale tak właśnie jest i zaraz o tym opowiem pewnie trochę więcej.
To, co robię teraz w życiu to przede wszystkim dwie skrajne działalności, które może trochę się łączą ze sobą. Po pierwsze wolontariaty, czyli tam, gdzie angażuję się i nie pobieram za to żadnych pieniędzy, bo robię to po prostu z potrzeby serca i pomagania i zawsze chciałam to robić, tylko nigdy nie miałam na to czasu. A druga rzecz, którą się zajmuję, to praca zarobkowa, która też jest zdywersyfikowana. Co okazało się dla mnie i dla mojej osobowości czymś bardzo potrzebnym. To, co mnie w pracy etatowej zawsze męczyło to rutyna i że cały czas wykonywało się mniej więcej te same obowiązki, niezależnie od tego, że zmieniali się klienci czy kampanie. Wcześniej pracowałam w marketingu i był ten sam powtarzalny zestaw czynności.
Myślę, że jestem osobą, która nie jest skłonna do popadania w depresję, a czułam się już na granicy. Tak że tak, dziękuję Ci jeszcze raz za to, że tu jestem i że może kogoś będę w stanie zainspirować.
Ja również dziękuję. Co było strasznego w rzucaniu etatu dla Ciebie? Czy to ty rzuciłaś etat, czy etat rzucił Ciebie?
Monika Adamska: To był rok 2018 i byłam już po trzydziestce. To taki wiek, w którym człowiek sobie myśli, że ciężko cokolwiek zmieniać. Jeszcze do tych 25 lat jest jako tako, ale jak już się zainwestowało ileś lat w jakąś branżę, to jest trudno. I ja zainwestowałam swój czas w branżę marketingową, która znalazła mnie trochę przypadkiem i na siłę.
Nigdy nie wiedziałam, co chcę robić w życiu.
Ale musiałam coś robić, bo moi rodzice zmarli, kiedy byłam bardzo młoda. Miałam 19 lat, kiedy zmarła mama i 22, kiedy zmarł tata. Przestałam mieć support rodzinny i musiałam się wziąć do roboty. Padło na marketing, który przyjmował chętnie, wszystkich. Zaczęłam zajmować się kampaniami, opiekować się klientami i sprawiać, żeby ich kapanie działały i byłam w tym dobra. Mam dobrze rozwinięte umiejętności miękkie, łatwo i szybko nawiązuję kontakty. Wykorzystywałam to. Przez jakiś czas nawet mnie to cieszyło, ale w pewnym momencie dotarło do mnie to, że marketing jest niepotrzebny. Uzmysłowiłam sobie, że to jest namawianie ludzi do kupowania rzeczy, które nie są mi potrzebne. Męczyło mnie dużo rzeczy i zauważyłam też, że marketing jest mało etyczny.
Problem jest taki, że sprzedaż mogą robić ci, których stać na to, żeby robić dobre działania marketingowe, a ci, których na to nie stać, są z góry skazani na porażkę.
Dużo tam było rzeczy, które mi nie pasowały. I kto się rozstał? Zapisałam się na koniec roku 2018 na Stosunki Międzynarodowe, na Wydziale Komunikacji Zintegrowanej, PR, Brandingu, Reklamy myśląc, że zostanę w tym, co robię. Ale już wtedy czułam się bardzo smutna, przygnębiona. Rzuciłam poprzednią pracę, trafiłam do prestiżowej agencji i zajęłam się jednym, bardzo dużym klientem. To był jedyny mój klient i już nie miałam tak, jak wcześniej, sześćdziesięciu małych i średnich klientów.
Myślałam, że to może będzie coś, co mi pomoże i co sprawi, że będzie lepiej, ale tak się nie stało. I na Wigilii z klientem spojrzałam na to perspektywicznie, usypałam horyzont z tego, co jest wokół mnie, spojrzałam na tych wszystkich ludzi, którzy tam się bawili i poczułam, że to jest nie to. Wtedy jeszcze piłam alkohol, więc byłam chyba po jednej czy dwóch lampkach wina. Stał obok mnie mój menedżer i powiedziałam mu, że nie mam serca do tej roboty. Tydzień później byliśmy umówieni na rozmowę z dyrektorką i postanowiliśmy, że się rozstaniemy.
Wszystko przebiegło bardzo fajnie i w miłej atmosferze. W marketingu pracuje się przede wszystkim na B2B, więc mogli za mój brak entuzjazmu pożegnać się ze mną od razu. A ja tak samo mogłam zrezygnować z obowiązków i już od połowy grudnia nie pracować. Zapłacono mi jeszcze za styczeń i potem przyszła pandemia.
Nie spodziewałam się tego, nie wiedziałam, co będę robić dalej, po prostu zrezygnowałam z tej pracy, nie mając planu B.
Dlatego powiedziałam, że to było straszne. Mój partner nie wiedział o tym, co robię. Kiedy powiedziałam mu, że już tam nie będę pracować, był przerażony. Nie byliśmy wtedy w najlepszej sytuacji finansowej. Wszystko było straszne i przerażające, a zaraz potem wpadł jeszcze lockdown.
Czyli to nie był dobry moment na rozpoczynanie nowego biznesu. Chociaż są firmy, którym naprawdę dobrze się zaczęło wieść dopiero od pandemii.
Podjęłaś taką próbę najmniej komfortowej wersji, czyli bez zbudowanej marki, bez przygotowanej alternatywnej ścieżki. Poczułaś, że to nie to i po kilku tygodniach już byłaś poza etatem. Faktycznie to może być straszne.
Co było dalej? Tutaj często słyszę różne wersje: powrót na jakiś inny, lżejszy etat na przeczekanie albo motywacja negatywna, która jest motorem napędowym i zbudowanie na tym czegoś swojego. Patrząc tak na głębsze warstwy, zakładam, że miałaś zbudowaną grupę kompetencyjną, którą dość łatwo jest spieniężyć, więc ufam, że to właśnie zrobiłaś, ale oddaję Ci głos.
Monika Adamska: Mocno szukałam pracy, zajęcia, które ma sens. Praca w marketingu pokazała mi, że potrzebuję głębszego sensu w pracy. Co mam na myśli? Może i miałam jakiś zestaw kompetencji, ale zupełnie nie zdawałam sobie z tego sprawy. Zastanawiałam się, czy może mogłabym udzielać jakichś korepetycji albo lekcji, ale nie miałam pojęcia czego.
Teraz uczę śpiewu, ale nie skończyłam szkoły muzycznej. Śpiewam od dwudziestu lat i owszem, chodziłam na lekcje przez kilka lat, interesowałam się śpiewaniem, ale nigdy nie kończyłam szkoły muzycznej czy klasy wokalu. To był splot różnych wydarzeń, o których zaraz opowiem, że się stało tak, jak się stało. To nie jest tak, że jestem niekompetentna, ale na początku myślałam, że skoro pracowałam przez tyle lat w marketingu, to wykorzystam to w jakimś dobrym celu.
Zaczęłam szukać pracy marketingowca w NGO.
Tyle że nie przewidziałam tego, że NGO nie stoją otworem z etatami dla marketingowców, więc nie pozostało mi nic innego, jak nie się poddawać. Zaangażowałam się w działania w dwóch wolontariatach. Miałam masę wolnego czasu, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, a pandemia już się powoli rozkręcała. Nie było jeszcze lockdownu, ale już wszyscy antycypowali, co się za chwilę będzie działo. Zaangażowałam się w działania Otwartych Klatek, gdzie zaczęłam się już rekrutować w listopadzie uprzedniego roku, szukając tego sensu i celu. W działaniach Otwartych Klatek od razu weszłam na szczebel ogólnopolski. Uczestniczyłam w działaniach marketingowych, służąc swoją wiedzą i pomagając na tyle, na ile mogłam.
Natomiast w fundacji Twoja Pasja, która działa na Pradze Północ w Warszawie, zaczęłam przychodzić i przebywać z młodzieżą z różnych środowisk, w szczególności bardzo dysfunkcyjnych. Sensem, celem działania fundacji jest to, żeby każdej z takich osób znaleźć coś, co lubi robić i spróbować zrobić wszystko, żeby mogła się tym zająć zawodowo w życiu. Plus zapewniają także ciepłe posiłki, miejsce do odrabiania lekcji, pomoc psychologiczną, arteterapię, socjoterapię.
Tu się zaczyna historia mojego nauczania śpiewu.
Prezesowa tej fundacji zaproponowała, żebym pouczyła dzieciaki śpiewu. Oczywiście moja reakcja była, że bardzo chętnie bym się widziała w tej roli, ale nie mam kompetencji. Wychodząc stamtąd, od razu wykonałam telefon do mojej nauczycielki śpiewu i zapytałam ją, co robi, bo może by przyszła pouczyć czy zrobić jakieś grupowe zajęcia raz, dwa razy. Umówiłyśmy się na spotkanie i zadała mi tego dnia drugi raz to samo pytanie: a dlaczego ty nie chciałabyś uczyć śpiewania?
Powiedziałam, że marzę o tym i chciałabym to robić, ale nie mam do tego wyszkolenia.
Wtedy Edyta zgodziła się wziąć mnie pod swoje skrzydła i nauczyć mnie fachu. W tym czasie zaczęłam też bardzo intensywnie się szkolić w tym zakresie. Na szczęście w czasie pandemii pojawiło się mnóstwo kursów, wszelkiego typu szkoleń online. Wszystko na początku jeszcze w bardzo przyzwoitych cenach, w związku z tym, że ludzie szukali okazji, żeby dalej mieć jakiś przychód, bo czasy były trudne.
Ułożyłam sobie program studiów. Uczestniczyłam na szkoleniach fizjoterapeutów, logopedów, foniatrów, innych nauczycieli śpiewu, na seminariach, konferencjach, które były skupione na głosie, u trenerów oddechu, metod Feldenkraisa, technik Aleksandra. I zaczęłam też przyjmować uczniów i uczennice na konsultacje online. Te konsultacje na początku były bezpłatne. Zaczęłam od grup, które się utworzyły w kwarantannie, szczególnie babskich grup, które bardzo się wspierały.
Kobiety się wspierały na tych grupach i miałam dzięki temu bardzo dużo konsultacji.
Dzięki czemu zaczęłam się uczyć z praktycznego punktu widzenia. Okazało się, że jestem w tym dobra. Jestem empatyczna, że słyszę i czuję, co się dzieje, mam dobrą intuicję. Z niektórymi z moich uczniów i uczennic, z którymi zaczynałam na początku pandemii, jestem do dzisiaj i to jest coś pięknego, bo to jest fantastyczna przygoda. Gdyby nie pandemia nie mam pojęcia, jakby to wyglądało.
Jestem jedną z tych osób, które skorzystały na pandemii. Miałam możliwość do tego, żeby się uczyć w tym czasie na spokojnie. Nie musiałam nigdzie jeździć na warsztaty ani za nie bardzo dużo płacić. To była jazda na krawędzi.
Są biznesy, które skorzystały na pandemii, ale też myślę, że warto podkreślić rolę osobowości, ponieważ niektórzy kryzys faktycznie traktują jak trampolinę i starają się go wykorzystać.
Z Twojej historii wybrzmiewa jedna rzecz, którą chcę podkreślić. Czasem mamy dużo kompetencji, ale nie mamy papierka. Ty już wiele lat uczyłaś się śpiewać, ale brak dokumentu Cię powstrzymywał.
Ja jestem kolekcjonerem certyfikatów, więc absolutnie rozumiem. Dopóki ktoś mnie nie nazwał certyfikowanym mistrzem coachingu, to nie spocząłem na laurach. Ale to nie jest dobra droga, podkreślam.
Niech to będzie moją odezwą, że czasem jest tak, że bardzo dużo umiesz, tylko samemu się równasz do średniej. Warto rzetelnie podejść do tego, ile ja naprawdę potrafię i co mogę spieniężyć. I z reguły, jak rozmawiam o tym z ludźmi, to okazuje się, że masz więcej, niż myślisz. To myślę, też wybrzmiewa w tej historii.
Monika Adamska: Zdecydowanie tak. Właśnie kończę studia logopedyczne, jak myślisz dlaczego? Przede wszystkim z ciekawości i chęci dowiedzenia się jak najwięcej na temat ludzkiego głosu. Kręci mnie też fizjoterapia i masa innych rzeczy, więc najchętniej nigdy bym tej studenckiej ścieżki nie kończyła. Niemniej jednak mam taką potrzebę.
W podcastingu jest trochę inaczej. Nie ma studiów podcasterskich, nie ma certyfikatów, ale są szkolenia. Możesz sobie u Jankowskiego zrobić szkolenie, ale to nic nie znaczy. Ja zaczęłam szkolić z podcastingu na uczelni wyższej, na Collegium Civitas. To jest uczelnia, którą skończyłam jako pani magister i bardzo ją kocham tę uczelnię. Mimo że to nie jest moja pierwsza uczelnia, to jest moją Almą mater. Wspaniali ludzie, wspaniały redaktor, wspaniali prorektorzy, niesamowita ekipa i sami praktycy.
Od kilku lat prowadziłam podcasty, natomiast byłam pełna wątpliwości, czy ja jako osoba, która nie osiągnęła nic wielkiego, mogę prowadzić swoje podcasty. Największy podcast to podcast Otwartych Klatek. Tutaj przyczepiłam się do organizacji, która jest dosyć duża, więc jest to ta sfera.
Byłam taka pełna wątpliwości, czy ja rzeczywiście jestem nobilitowana do tego, żeby uczyć tych młodych ludzi.
I wtedy stała się nobilitacja – nominowano mnie do podcastu roku 2022 za Podcast o Głosie i wtedy poczułam ulgę. To jest mój certyfikat.
Czyli „teraz już mogę”.
Monika Adamska: Teraz już mogę, dokładnie. Dostałam nominację, to już jestem uprawniona. To nie jest dobre myślenie, wiem o tym i uczę się tego. Teraz jest to jedno z moich głównych wyzwań, żeby się pozbyć syndromu oszusta. Dalej muszę z nim troszeczkę sobie walczyć. Taka to robota.
Paradoks polega na tym, że dużo liderów na wysokich stanowiskach też doświadcza syndromu oszusta albo syndromu Dyzmy. To też jest pewna struktura myślenia o sobie, czyli jakiś rodzaj przekonania. Ono z jednej strony jest bardzo dobra, bo nam gwarantuje nieustanny rozwój. Ja sobie roboczo, tak wspierając marki, które powstają od zera, wymyśliłem taką triadę, że bycie marką osobistą to jest rozwój osobisty. Często chęć potwierdzania siebie różnymi certyfikatami, studiami, tytułami z jednej strony jest ok, natomiast czasami ta noga rozwojowa jest tak duża, że ona przyćmiewa dwie pozostałe.
Dwie pozostałe nogi w moim modelu, w triadzie freelancingu, to misja i zarabianie pieniędzy.
Często przychodzą do mnie ludzie, którzy nie mają problemu z misją, czyli jakby są w stanie się angażować i dawać z siebie wszystko przez bardzo długi czas. Jednak to prędzej czy później staje się wypalające, jeżeli za tym nie idą też finanse, bo za coś trzeba też żyć.
Masz doświadczenie w marketingu i jednocześnie uczysz robić podcasty. Jakie znaczenie dla nowej marki osobistej może mieć podcast, jeśli chodzi o marketing? Powiem tutaj o mojej definicji marketingu, czyli budowaniu zaufania z potencjalnym klientem, bo tak to widzę.
Monika Adamska: Myślę, że podcasty to jest świetne narzędzie do budowania zaufania. Oczywiście zależy, jak jest to wszystko wymyślone i tutaj ogranicza nas tylko kreatywność i to jest nasz sufit.
Podcast to jest takie narzędzie, które można wykorzystać na kilka sposobów.
Po pierwsze do budowania swojej własnej marki eksperckiej, czyli jednej persony człowieka. Można korzystać z niego jako do platformy informacyjnej, na przykład Orange ma podcast wewnętrzny, żeby swoich pracowników motywować do pracy. Są tam odcinki na temat kobiet w branży technologicznej, ale też są odcinki do onboardingu dla nowych pracowników.
Można korzystać z podcastu jako do platformy, dzięki której zarabiamy pieniądze, czyli stricte próbować ją prowadzić tak, żeby zbierać z tego tytułu pieniądze, albo przez współprace, albo poprzez Patronite.
Można korzystać z podcastu jako dodatku do biznesu, który utwierdza naszą eksperckość.
Ja na przykład podcast O Głosie traktuję jako dodatek do mojej działalności nauczycielskiej, a właściwie opiekuńczej. Wolę sformułowanie, że ja głosem towarzyszę, a nie, że coś kształtuję, bo to nie o to chodzi. To też nie jest moja filozofia podejścia do śpiewania czy do mówienia. Ale tak, zaczęłam to nagrywać po to, żeby mniej mówić na lekcjach o tym wszystkim, a więcej poświęcać uwagi na sam proces, na ćwiczenia. Tej wiedzy takiej właśnie dookoła, takiej filozofii, psychologii głosu jest bardzo dużo. Dlatego postanowiłam sama nagrywać odcinki monologowe, w których przybliżam moją filozofię.
Z drugiej strony zapraszam też gości, którzy rozwiewają wątpliwości. Na przykład fizjoterapeutów, logopedów, fizjoterapeutów stomatologicznych (mało osób wie, że takie ktosie istnieją). Sporo osób ma problem z zaciskaniem żuchwy albo z koniecznością noszenia aparatów ortodontycznych i fizjoterapeuta stomatologiczny, czy logopeda w tym przypadku to jest świetny adres, żeby się udać na konsultację
Mój podcast traktowałam jako dodatek, na którym nie chciałam zarabiać, nie było to moim priorytetem.
Mam też umiejętności monterskie, więc nie musiałam za niego płacić. Opanowałam wszystkie umiejętności, więc nie musiałam w niego doinwestowywać. Moją jedyną inwestycją był czas, który poświęcałam na to, żeby nagrywać odcinki i je montować, nic więcej. Ale okazało się, że zaczęły przychodzić z tego podcastu do mnie osoby na konsultacje. To, co zainwestowałam, spokojnie mi się zwróciło.
W podcaście ogranicza nas tylko to, co sobie wyobrazimy, ale zawsze będzie to dobry dodatek. Jeszcze jest jedna ważna rzecz, o której należy pamiętać. To nie jest tak, że zakładamy podcast i od razu się dzieją magiczne rzeczy.
Rozwój podcastu, czy moment, w którym ten podcast zaczyna pracować, to jest około 2 lat pracy.
Ja akurat jestem tutaj farciarą, bo Podcast o Głosie zaczął bardzo szybko pracować. Po kilku miesiącach pojawiły mi się pierwsze osoby na konsultacje. Natomiast podcast Otwartych Klatek nie jest w żaden sposób spieniężany, jest to tylko dodatek do działalności, platforma informacyjna. Coś, co ma opowiadać o podejściu, a nie zarabiać. Informujemy tam o kampaniach, o petycjach do podpisania itp.
To nie jest tak, że jeżeli mamy biznes, to założymy podcast i od razu będziemy kosić albo właśnie od razu zbudujemy sobie wizerunek ekspercki, na to trzeba trochę poczekać.
Jeśli chcemy, żeby podcast szybował szybciej, to musimy zapraszać do niego osoby, które już mają swoje zasięgi. Jeśli bazujemy na ekspertach niszowych, to czekamy dłużej. Jeżeli bazujemy na ekspertach, którzy są influencerami w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa, to jest nam lepiej, ale trudniej się z takimi osobami umówić.
Absolutnie się ze wszystkim zgadzam. Generalnie marka osobista zaczyna pracować po dwóch lat, podcast jako jedno z narzędzi również.
Fajne w podcaście jest to, że jak prowadzimy go dla swojej eksperckiej marki, to zdarza się co jakiś czas taka osoba, która dzwoni i mówi, przesłuchałam wszystkie podcasty i chciałabym zakupić usługę premium. Myślę, że to jest najlepszy dowód na to, że to zaufanie jest w stanie się zbudować do takiego kulminacyjnego poziomu, w którym za tym zaufaniem idzie również inwestycja w kupno jakiegoś naszego produktu czy naszej usługi.
Chciałbym cię zaprosić odezwy do osób, które nas słuchają i zastanawiają się, czy rzucać etat, czy nie. Co byś im mogła powiedzieć?
Monika Adamska: Zacznę od tego, że zdaję sobie sprawę, że freelancing czy rzucenie etatu nie jest dla wszystkich. Są osoby, które lubią stabilizację i rutynę. Praca na swój własny rachunek charakteryzuje się tym, że trzeba cały czas dbać o to, żebyśmy mieli swoje przychody i to my musimy o to zadbać, a nie nasz szef czy szefowa. I to jest ta największa różnica.
Poza tym ja dla siebie widzę same plusy niepracowania na etacie i jeśli ktoś z was się waha, ale czuje wewnętrzną potrzebę do tego, żeby coś zmienić, to teraz to jest dobry moment.
Fajnie jest się przygotować, żeby mieć na przykład zabezpieczone kilka najbliższych miesięcy albo mieć wsparcie w partnerze, czy w rodzinie. Ale życie nauczyło mnie, że wszystkie zmiany doprowadziły mnie do czegoś dobrego.
Czy patrząc wstecz, chciałabym coś zmienić? Prawdopodobnie mogłabym, ale ja nie wiem, czy by mi to wyszło na lepsze. Robiłam tak, jak w danym momencie wydawało mi się, że będzie to optymalne.
Podejmowanie decyzji to jest bardzo ważny element życia i odwlekanie tego nie doprowadzi nas do niczego poza smuteczkiem.
Pamiętam doskonale ten dzień, w którym zdałam sobie sprawę z tego, że praca w marketingu nie jest dla mnie. Siadłam sobie na Woronicza w autobus i zaczęłam płakać, nie zdarzały mi się takie rzeczy wcześniej. Nadmienię, że dopiero co wyszłam z pracy i zastanawiałam się, co jest nie tak, czy w moim związku jest wszystko dobrze, czy z przyjaciółmi jest ok. Oczywiście praca to był ostatni punkt na mojej liście. Ta lawina, która nastąpiła po Wigilii w Palomie, cudowny moment w moim życiu, była straszna, ale to nie było aż tak straszne, jak oczekiwanie i trwanie w tym marazmie. To jest bardziej przerażające i straszneniż zrobienie kroku do przodu.
Pamiętajcie, że zawsze, ale to zawsze znajdą się ludzie, którzy wam pomogą, nawet jeżeli coś się nie uda.
W moim życiu po śmierci moich rodziców przeżyłam mnóstwo nocowania na kanapie u znajomych i zawsze był ktoś, kto mnie przyjął. Nawet jak szukałam pracy, to znaleźli się jacyś znajomi, którzy zaraz znaleźli pracę. Naprawdę wystarczy być otwartym na możliwości. Czasami się śmieję, że mam takie podejście, Yes girl. Był chyba taki film, Yes man, coś było takiego, prawda?
Nie pytaj mnie o filmy, bo ja z racji tego, że zawodowo zajmuję się też kawałkiem psychologicznym to filmy, które oglądam, to muszą mieć wybuchy, roboty, więc mogę pogadać, uniwersum Marvela, DC Comics.
Monika Adamska: Rozumiem. Czasami żałuję, bo ja bardzo często zgadzam się, zanim przemyślę konsekwencje. Niemniej jednak te wszystkie TAK do tej pory doprowadziły mnie do tego, że naprawdę lubię to, co robię.
Podcasty i emisja głosu doprowadziły mnie do tego, że teraz szkolę firmy, na przykład z emisji głosu. Osoby, które na co dzień posługują się głosem, prowadzę dla nich takie zajęcia, które mają im pomóc w tym, żeby mówiło im się zdrowo i wygodnie, żeby zrozumieli, że głos to nie jest coś, czym powinniśmy manipulować. To nie jest bela drewna, którą trzeba ociosać, bo to zawsze przynosi nam zbędne napięcia, a te napięcia sprawiają, że boli. Chrypa to jest objaw choroby.
Podcast, który zaczęłam robić dla Otwartych klatek, doprowadził mnie do podcastu, który zaczęłam robić na uczelni, a który sprawił, że zwrócił na mnie uwagę i rektor, i prorektor. Zaczęłam tam działać bardziej aktywnie, angażować się w inne projekty, w końcu założyłam swój podcast, który został nominowany do podcastu roku 2022. Sam ten projekt jest bardzo prodziennikarski.
Tak jak powiedziałam, wolontariat w Otwartych klatkach mnie do tego wyprowadził, bo oni mi powiedzieli, że mam bardzo ładny głos i mogłabym zacząć robić podcast. I tak się sama nauczyłam te podcasty kleić. Znalazłam jakiś kursik tutaj, później zaczęłam się uczyć u znajomych, którzy zajmowali się realizacją dźwięku, produkcją muzyczną, żeby mi podali parę tipów.
Każda z tych decyzji doprowadziła mnie do tego, że dzisiaj mogę mówić o sobie, że jestem i wolontariuszką, i lektorką, i konferansjerką.
Zaczęłam prowadzić wydarzenia, inauguracje i zakończenie roku akademickiego na Collegium Civitas, potem gale na kolacji charytatywnej Otwartych klatek. Sam Jankes z Eski mi powiedział, że świetnie prowadzę. To było niezłe, bo wiesz, już prowadzisz wydarzenie, na którym masz takie gwiazdy, jak Maffashion, Quebo, Zosia Zborowska z mężem, Maja Ostaszewska, to są takie rzeczy, które sprawiają, że zaczynasz sobie myśleć „kurde, ja to chyba robię naprawdę takie fajne rzeczy”.
Doprowadziło mnie do tego mówienie sobie TAK, oczywiście z małą dozą rozsądku. Czasami mam takie momenty, w których myślę, że trochę za dużo sobie biorę na głowę, ale jeszcze nie grozi mi wypalenie, o którym wspomniałeś wcześniej. Myślę, że między innymi dlatego, że robię różne rzeczy, więc ciężko jest się wypalić, kiedy cały czas ci się zmienia jakoś środowisko i ludzie.
Drodzy słuchacze podcastu, Jak rzucić etat, serdecznie was zachęcam do mówienia TAK z krztą ostrożności, ale nie za dużo. Odwagi!
Zmiany w 99% wychodzą nam na dobre i dzięki nim czujemy, że żyjemy i to jest, myślę, że sedno tego wszystkiego.
Jeden z moich poprzednich gości, stand-uper Grzegorz Dolniak powiedział tak: temat rodzi temat. Jak się patrzy na Twoje osiągnięcia i sukcesy to można powiedzieć „pasmo sukcesów”, ale to się zaczęło od małych kroków i przyzwolenia sobie na zrobienie czegoś inaczej.
Bardzo Ci dziękuję za podzielenie się tą historią i życzę dalszych sukcesów, bo pewnie to nie koniec. I cóż, gdyby ktoś tutaj poczuł miętę o bycia podcasterem, oczywiście zapraszamy do Moniki, żeby się z tego podszkolić.
Podcast jest dla ludzi, radia są dla dziennikarzy, biorę sobie to absolutnie do serca i będę to powtarzał. Moim gościem była Monika Adamska. Bardzo Ci dziękuję.
Monika Adamska: Dzięki serdeczne.
Chcesz się dowiedzieć więcej? Przesłuchaj pełnego wywiadu na górze strony. Chcesz więcej? Zapraszam do przeczytania bądź przesłuchania pozostałych wywiadów z tej serii.
– Michał Bloch, Jak rzucić etat