Chujowa Pani Domu, czyli jak stworzyć biznes oparty o bloga

Chujowa Pani Domu to nie jedyny projekt Magdaleny Kostyszyn, która nie żałuje żadnej ze swoich wielu prac na etacie. Dlaczego jednak etat nie był dla niej?

Posłuchaj jako podcast w wersji audio:

Moim gościem jest blogerka, współwłaścicielka agencji PR, ale też, tak jak sama o sobie pisze, matka, żona, literatka, domatorka, pasjonatka i autorka książek. Magdalena Kostyszyn, znana też pewnie szerzej z portalu o wyróżniającej się nazwie „Chujowa Pani Domu”. Cześć!

Magdalena Kostyszyn: Cześć. Dzień dobry wszystkim. Dziękuję bardzo za zaproszenie, Michał.

Ja też bardzo dziękuję, że je przyjęłaś i że będziemy mogli pogadać. Zwykle zaczynam swoje odcinki podcastu od kluczowego pytania, tak jak stanowi tytuł, czyli Jak rzucić etat? Jak to jest u Ciebie? Czy masz jakąś karierę etatową za sobą i w którym momencie rzuciłaś etat?

Magdalena Kostyszyn: Bardzo się cieszę, że zaprosiłeś mnie do tego programu, bo nigdy wcześniej o tym nie opowiadałam, a wydaje mi się, że moja kariera zawodowa jest bardzo ciekawa. Tylko to jest bardzo długa historia, więc nie wiem, czy mam czas, żeby tak opowiadać.

Ja jestem znany z tego, że dobrze słucham i mam dużą ciekawość, więc to jest czas dla Ciebie.

Magdalena Kostyszyn: Dobrze. Swoją karierę zawodową zaczęłam w wieku 18 lat i wtedy podejmowałam się różnych prac. Pracowałam głównie jako hostessa na różnych promocjach w sklepach i promowałam karmy dla kota, przyprawy, jogurty i wszystko, co tylko było możliwe. Studiowałam dziennie filologię polską i było mi bardzo trudno zatrudnić się na cały etat, bo miałam sporo nauki, sporo czytania.

Na studiach też głównie podejmowałam się takich dorywczych zajęć. Byłam nawet zatrudniona w agencji niań i pomocy sprzątających, gdzie jeździło się do ludzi i pomagało im się przy dzieciach lub przy różnych obowiązkach domowych. Niestety nie była to dobrze płatna praca, bo z tego, co pamiętam, dostawałam jakieś 4 złote za godzinę, a musiałam na przykład przez 7 godzin u kogoś w domu prasować ubrania. Po trzech takich dyżurach stwierdziłam, że to jednak słaby deal, skoro cała moja dniówka wystarcza mi tylko na obiad, więc szybko się stamtąd wypisałam.

Zawsze chciałam odciążyć moich rodziców, żeby nie musieli łożyć na moje utrzymanie na studiach, więc szukałam pojedynczych prac i czego mogłam, to się łapałam.

Na studiach pracowałam raz na evencie, na Festiwalu Opolskim jako hostessa TVP1. I co śmieszne i przykre, agencja, która mnie wtedy zatrudniała, do dziś mi nie zapłaciła za ten występ. Miałam wielki żal, bo pamiętam, że odbywało się to w trakcie sesji i miałam 3 zerwane dni podczas tego festiwalu, ale człowiek uczy się na błędach. Trochę tej pracy było.

Później przeprowadziłam się do Wrocławia i udałam się na studia zaoczne dziennikarskie ze specjalizacją PR i tam stwierdziłam, że skoro idę na studia zaoczne, to już mogę się zatrudnić gdzieś na cały etat. Dostałam pracę w dużym sklepie odzieżowym, w którym byłam sprzedawczynią i pracowałam na kasie i robiłam wszystkie rzeczy, które się robi w takim wielkopowierzchniowym sklepie odzieżowym. Muszę przyznać, że ta praca bardzo mi się podobała. Była typowo fizyczna, ale miałam bardzo fajny zespół ludzi i super się z nimi dogadywałam. Najbardziej lubiłam stać na kasie, bo wtedy mogłam złapać super kontakt z klientem, zagadać. Żadna ze mnie matematyczka, totalnie się nie znam na tych sprawach, jestem humanistką, ale na kasie bardzo dobrze mi się pracowało.

W międzyczasie, kiedy tak sobie studiowałam, pracowałam, starałam się też zdobywać staż w kierunku mojego zawodu.

Odbyłam między innymi praktyki w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. Byłam w dziale marketingu i przez dwa tygodnie pomagałam w różnych działaniach promocyjnych. Zatrudniałam się również w różnych mniejszych i większych agencjach PR po to, żeby zdobyć jakiekolwiek doświadczenie. Byłam też przez moment w domu mediowym, ale kiedy okazało się, że kupowanie reklam i planowanie mediów to siedzenie w Excelu to szybko się stamtąd wymiksowałam.

Przez cały czas, kiedy studiowałam i pracowałam, rozbudowywałam również swoją działalność blogową. Swój pierwszy blog założyłam w wieku 15 lat. Później założyłam blog, który prowadziłam przez jakieś 12 lat i to właśnie tam zdobyłam swoich pierwszych czytelników, pierwszą społeczność i na tamte czasy nie zarabiało się wiele na blogach. Nie można tego porównać do dzisiejszego biznesu blogowego. Raz na jakiś czas wpadły mi drobne reklamy, więc to była jakaś forma zdobywania przeze mnie przychodu.

Kiedy skończyłam studia magisterskie, stwierdziłam, że naprawdę super byłoby już się zatrudnić w pracy kierunkowej i pracowałam w sklepie online w dziale PR. I tam byłam odpowiedzialna za social media i budowanie kontaktów z blogerami. Ale trzeba pamiętać, że to było jakieś 12 lat temu, więc te social media w Polsce dopiero raczkowały. Jak sobie przypomnę, że na przykład blogerki, które są dzisiaj topowe, zasięgowe i bardzo popularne robiły nam reklamy na przykład za dwie bluzki, to się uśmiecham pod nosem, bo wiem, że dzisiaj to na pewno by się nie wydarzyło. W tamtej pracy pracowałam około roku. Pisałam posty na blog firmowy, prowadziłam Facebooka. Instagrama jeszcze nie było w Polsce lub nie był taki popularny.

Zostałam z tej pracy zwolniona i było to moje pierwsze takie doświadczenie. Trochę to przeżyłam, bo nie miałam sobie nic do zarzucenia, a pracodawca tłumaczył to tym, że nie ma pieniędzy na utrzymanie tylu pracowników. Był to moment, kiedy zostałam bez pracy.

Co prawda zbliżyłem się do mikrofonu, ale mam poczucie, że jest jeszcze coś w tej opowieści. Miałaś dosyć dużą karierę etatową i taką przedsiębiorczość od najmłodszych lat, chęć bycia samodzielną. Ale jak słyszę to najpierw etat rzucił Ciebie i ciekawe, co było dalej?

Magdalena Kostyszyn: Super powiedziane, że to etat rzucił mnie. Masz rację. To był to moment, kiedy stwierdziłam, że może zacznę działać na własny rachunek, bo mam już doświadczenie blogowe, zaplecze PR, znam się na Facebooku, więc może spróbuję sobie sama szukać klientów i działać z nimi samodzielnie. Faktycznie udało się znaleźć jednego albo dwóch klientów, którzy zgłaszali się do mnie po reklamę na blogu.

Na samym początku prowadziłam blog typowo szafiarski i często zgłaszały się do mnie firmy ubraniowe, kosmetyczne, z pytaniem, czy zareklamuje ich produkty na swoim blogu.

Magdalena Kostyszyn Chujowa Pani domu 1
Magdalena Kostyszyn

Stwierdziłam, że zamiast takiej jednorazowej reklamy fajnie byłoby robić coś długofalowo, więc proponowałam im swoje usługi.

W taki sposób złapałam dwie firmy i sobie z nimi działałam. W międzyczasie, ponieważ to nie były pieniądze, które pozwoliłyby mi się utrzymać, szukałam pracy, ale okazało się, że nie ma pracy dla dziewczyny, która jest po dwóch kierunkach studiów i ma już jakieś doświadczenie. Byłam tym strasznie sfrustrowana, bo mieszkałam w dużym mieście, Wrocławiu, byłam wykształcona, miałam doświadczenie i nigdzie mnie nie chcieli. W żadnej pracy, totalnie w żadnej, ani w sklepach, ani na recepcji salonu piękności. Zastanawiałam się już, co jest ze mną nie tak i z tej takiej frustracji, złości stwierdziłam, że walę to wszystko i zakładam swoją firmę.

W tamtym czasie nie wiem, jak jest dzisiaj, ale podejrzewam, że podobnie, dość popularne były dotacje dla bezrobotnych z Unii Europejskiej. W swoim rodzinnym mieście zarejestrowałam się jako osoba bezrobotna i skorzystałam z dotacji.

Dostałam 10 tysięcy złotych na rozwój swojej firmy.

Założyłam firmę, która funkcjonuje do dziś. Więc obaliłam ten stereotyp, że większość przedsiębiorców zamyka się po roku. Założyłam agencję interaktywną i w ramach tej działalności stworzyłam serwis internetowy Pick Me Up, który już nie istnieje, oraz usługi PR-social media. Byłam bardzo dumna, że podjęłam taki krok, że się odważyłam. Serwis okazał się niewypałem, bo mi się wydawało, że skoro na blogu już wpadają mi pierwsze deale i reklamy, to serwis internetowy będzie miejscem, gdzie w jeszcze większym stopniu będę mogła zarabiać z reklam.

Okazało się, że to nie takie proste rozhulać serwis internetowy od zera i tak naprawdę ten serwis przez całą działalność nie przynosił mi żadnego dochodu, ale za to rozkręciłam się na polu PR i oferowałam swoje usługi innym markom. Jednak nie jest wszystko takie proste i po miesiącu tej działalności gospodarczej stwierdziłam, że muszę znaleźć jakąś pracę, bo nie dam rady się utrzymać i opłacić ten mały ZUS czy inne koszty działalności. Wtedy dostałam telefon, że szukają kogoś do agencji PR i zatrudniłam się tam na pół etatu.

Jednocześnie rozkręcałam swoją firmę, prowadziłam swoje blogi w Internecie.

Zajęło mi pół roku, żebym mogła się z tego etatu zwolnić i usamodzielnić, i od tamtego momentu minęło 10 lat i jestem na swoim.

Gdzie się pojawia „Chujowa Pani Domu” jako pomysł? Czy to jest zaplanowany portal z przemyślaną nazwą, czy jest to raczej objaw jakiejś frustracji na ten taki domowy kawałek życia? Nasuwa mi się trochę, że to mogło być przemyślane, bo masz mega doświadczenie, ale chciałbym Cię zapytać, jak to było?

Magdalena Kostyszyn: Chujowa Pani Domu nie jest w ogóle zaplanowanym projektem. Chociaż faktycznie, jak tak popatrzysz na moje zaplecze zawodowe, to większość ludzi może pomyśleć, że było to po prostu założone z premedytacją, ale nie.

Chujowa Pani Domu powstała bardzo spontanicznie.

Po prostu pewnego dnia zapomniałam wyjąć prania z pralki i napisałam o tym na swoim prywatnym Facebooku. Moi czytelnicy, moi znajomi tak się rozśmieszyli w ogóle tym pomysłem, że nazwałam siebie Chujową Panią Domu. I stwierdzili, że super, gdybym częściej dzieliła się takimi rzeczami, więc stworzyłam osobną stronę na Facebooku. Wrzucałam tam początkowo jakieś swoje wpadki, niepowodzenia, ale stwierdziłam, że bez przesady aż tyle rzeczy to mi w życiu nie wychodzi. Jednak częściej jakieś rzeczy mi wychodzą. Na szczęście wtedy przyszli na ratunek moi czytelnicy, którzy zaczęli się powoli pojawiać i przesyłać swoje zdjęcia, historie i do dziś tak to wygląda, że tę moją stronę współtworzą moi czytelnicy, przesyłając swój content.

Czytałem, że Twój portal i grupa też trochę ewoluowały z bycia miejscem do wrzucania śmiesznych zdjęć, z tych domowych fakapów. Teraz poruszane są też aktualne problemy dotykające Polek, kobiet. Jest tak, że trafiają do Ciebie osoby, które na przykład potrzebują pomocy?

Magdalena Kostyszyn: Tak. Zakładając ten portal, początkowo faktycznie były to takie śmieszki, taki „lol content”, ale z biegiem czasu, kiedy zobaczyłam, jakie to wszystko przebrało rozmiary i jaki mogę mieć wpływ na innych, stwierdziłam, że chciałabym pójść w inną stronę i swoje zasięgi wykorzystywać w dobry sposób.

Bardzo mocno angażuję się w różne ruchy prokobiece i od kilku lat aktywnie działam na polu pomagania innym.

Szczególnie moja grupa na Facebooku jest miejscem, gdzie można dostać realne wsparcie. Od czasu pandemii, na grupie zaczęło się pojawiać bardzo dużo wątków, gdzie moje czytelniczki szukały pomocy, wsparcia. Stwierdziłam, że super byłoby organizować dyżury ekspercie z psychologami, seksuologami, dietetykami, którzy nieodpłatnie dla moich czytelników mogliby dzielić się swoją wiedzą i poradami. Dziś mogę to robić w takim pełnym zakresie dzięki moim patronom, którzy mnie wspierają. 100% wszystkich datków przeznaczam na rozwój grupy, na webinary, dyżury z ekspertami i dzięki temu moi czytelnicy mają to wszystko za darmo.

Czy nazwa „Chujowa Pani Domu” czasami Ci ciąży? Celowo o to zapytałem, bo zawsze powtarzam: uważaj, jaką markę budujesz, bo jak będzie zbudowana, to potem będzie Cię nawiedzać latami tak jak duch. Echa tego, co puściłaś w świat, będą do Ciebie wracać. Jak wygląda Twoje doświadczenie?

Magdalena Kostyszyn: Doświadczenie z tą marką osobistą i z samą nazwą mam takie, że często czuję się więźniem swojego wizerunku. W takim znaczeniu, że bardzo dużo osób postrzega mnie tylko i wyłącznie jako autorkę tej jednej rzeczy, a robię naprawdę sporo innych rzeczy. Więc często umniejsza to moje wartości, sprowadzając mnie do blogerki od tej śmiesznej strony, od tych śmiesznych zdjęć i memów. To tak nie jest.

Ale im jestem starsza i mam większą pewność siebie, tym mniejsza we mnie pokusa, żeby komukolwiek i cokolwiek udowadniać.

Wydaje mi się, że jeżeli ktoś naprawdę interesuje się tym, kim jestem, co robię, to sobie znajdzie takie informacje w Internecie, a jeżeli ktoś będzie chciał mnie traktować tylko jako blogerkę i będzie chciał mi jeszcze ubliżyć, to tak też zrobi. Nie mam takiego poczucia, że muszę komukolwiek i cokolwiek udowadniać.

Chujowa Pani Domu Magdalena Kostyszyn 2

Mam też taką chęć, żeby pociągnąć za język, jak bardzo taka nazwa może być też ograniczająca? Bo rozumiem, że nie wszyscy wszędzie z tą nazwą będą się chcieli utożsamić czy zostawić przy niej swoje nazwisko? Z jak wielu projektów ty rezygnujesz, a ile odpada w związku z nazwą?

Magdalena Kostyszyn: Nie mam pojęcia, ile projektów mi odpada, bo na przykład gdzieś w drodze negocjacji klient uznaje, że ta nazwa jest nie do przejścia. Raczej spotykam się z bardzo pozytywnym odzewem ze strony klientów, którzy chcą kupić u mnie post sponsorowany lub reklamę. Raczej są to marki otwarte na taką odważną komunikację i nie boją się tej nazwy. Nie spotkałam się nigdy z negatywną reakcją. Przyznam, że nawet w mojej pracy PR, jak prowadzę agencję PR, to raczej to, że jestem autorką strony Chujowa Pani Domu, przynosi więcej korzyści. Klienci patrzą na to, jak dużą mam społeczność, jak wiele fajnego robię w ramach swojej działalności internetowej i uważają, że jestem osobą, której warto zawierzyć działanie w social mediach.

To jest też bardzo autentyczny content. Wiadomo, że w domenie publicznej przekleństwa są mniej pożądane albo rzadziej używane, ale ludzie znają to słowo, używają i teraz spotyka się coraz bardziej autentyczne marki.

Na przykład rozwój stand-upu jako formy, gdzie się dużo przeklina, jest dowodem na większą otwartość na tego rodzaju język. Natomiast w Twojej marce upatruje dużo więcej. To jest pewna drwina, ironia ze społecznych oczekiwań w stosunku do kobiet, w opozycji do bycia perfekcyjną.

Często pytam swoich gości o to, jaką drogę musieli przejść albo jaką zmianę mentalną przeszli, żeby przejście z etatu do bycia na swoim stało się możliwe. Czy jesteś w stanie podzielić się czymś, co u Ciebie się zmieniło, czego musiałaś się nauczyć, co musiałaś przepracować, żeby osiągnąć sukces?

Magdalena Kostyszyn: Od młodzieńczych lat zawsze ważna w życiu dla mnie była wolność i niezależność. To są takie cechy i wartości, które były dla mnie bardzo ważne. Więc to przechodzenie na własny etat przyszło mi dość naturalnie. Po prostu wiedziałam, że nie jestem osobą, która potrafi się do końca podporządkować szefowi, że raczej jestem takim wolnym duchem, który lubi działać tak, jak mu się podoba.

Ale jeśli pytasz o problemy albo z czym musiałam się zmierzyć na początku prowadzenia własnej działalności, to mogę się pochwalić, że przez pierwszy rok stwierdziłam, że sobie przyoszczędzę. Z pieniędzmi nie było jakoś super i nie zatrudniłam księgowej. Stwierdziłam, że będę prowadzić swoją księgowość sama. Są przecież różne programy w Internecie do prowadzenia księgi przychodów, rozchodów.

Mówiłam: na pewno to ogarnę, i ogarniałam to w taki sposób, że przez pierwszy rok działalności dostałam dwa mandaty z urzędu skarbowego.

W żaden sposób mi się to nie opłaciło. Jeszcze biorąc pod uwagę, że dostawałam wezwania na adres domowy, mama widziała, że dostałam wezwanie do urzędu przez wykroczenie skarbowe, oczyma wyobraźni widziała, jak siedzę w więzieniu, to stwierdziłam, że nie warto denerwować mamy i wezmę sobie tę księgową i zapłacę 200 złotych, ale przynajmniej wszystko będzie tak, jak należy.

Myślę, że te techniczne strony prowadzenia działalności gospodarczej sprawiały mi trudność. Bo to nie było dla mnie na początku oczywiste, że to, że dostaję przelew, to nie znaczy, że te wszystkie pieniądze należą do mnie. Dość szybko weszłam w ten rytm i dzisiaj mam osobne konta na VAT, na podatek dochodowy i już wszystko idzie do przodu.

Taka proza życia przedsiębiorcy, szczególnie tego małego przedsiębiorcy, który przechodzi z zatrudnienia na samozatrudnienie. Dużo rzeczy trzeba poogarniać, trochę być różnymi działami w jednoosobowej firmie. Czy gdybyś mogła cofnąć czas i zrobić coś inaczej to, co by to było?

Magdalena Kostyszyn: Myślę, że niczego bym nie zmieniła. Każda praca, którą podjęłam w przeszłości, czegoś mnie nauczyła albo dobrego, albo wyciągnąłem wnioski na przyszłość. Miałam też możliwość poznać wiele osób, więc nie żałuję, że gdziekolwiek pracowałam.

Cieszę się też, że podjęłam sporo tych prac, bo mam teraz większy szacunek do pieniądza.

W momencie, kiedy w grę wchodzą bardzo duże pieniądze, jestem w stanie sobie porównać, jak długo musiałabym pracować w normalnej pracy, żeby to zarobić. Nigdy nie szastam takimi hasłami, że praca blogowa jest bardzo trudna, bo wiem, że są to dość łatwe pieniądze, szczególnie kiedy mam porównanie z pracą na etacie czy pracą w agencji PR. Ale wracając do twojego pytania, nie zmieniłabym niczego. Myślę, że ta droga, którą przeszłam, naprawdę wiele mi dała.

To pozwól, że zapytam jeszcze inaczej. Gdybyś miała teraz budować markę osobistą opartą o treści, bloga, portal, wynikającą z Twoich doświadczeń, jakbyś to teraz zrobiła?

Mówiłaś, że zaczynałaś w czasach, w których te media zupełnie inaczej wyglądały. Dzisiaj są większe, ale też konkurencja jest większa. Gdybyś mogła podzielić się swoim doświadczeniem z osobami, które właśnie chciałyby pójść w Twoje ślady, co byś im powiedziała?

Magdalena Kostyszyn: Przede wszystkim powiedziałabym, że praca na własny rachunek nie jest dla wszystkich. Myślę, że to fajnie brzmi, kiedy się ogląda kogoś w Internecie, kto ma własną firmę i widzi się jego podróże zagraniczne albo to, jak fajnie się rozwija w tym, co robi, ale nie widać wielu minusów prowadzenia tej działalności gospodarczej. Szczególnie kiedy zaczyna się zatrudniać inne osoby i jest się odpowiedzialnym zespół.

Gdybym prowadziła działalność sama i jakiś klient w agencji totalnie by mi nie pasował, to pewnie bym zakończyła z nim współpracę. Jeżeli z kimś nie mogę się dogadać, to nie jestem w stanie szukać kompromisu. Ale kiedy wiem, że mam pod sobą osiem osób i pensja z wynagrodzenia od danego klienta opłaci wypłaty, to już muszę się trzy razy zastanowić, co powinnam zrobić.

Chujowa Pani Domu 3

Jeżeli dzisiaj zakładałabym nową firmę, nową markę, to przede wszystkim zapytałabym siebie, czy to jest coś, co naprawdę chcę robić, czy jest to coś, w co chcę angażować swoje siły, energię, ewentualne pieniądze i inwestycje.

Własna marka nie jest dla każdego. Są ludzie, którzy o wiele lepiej odnajdą się w pracy etatowej, takiej, w której będą mieć, co miesiąc stałą pensję. Bo niestety przy własnej działalności gospodarczej, to nie jest takie oczywiste, że co miesiąc mamy dochody. A nawet jeżeli mamy dobry przepływ finansowy, klienci spóźniają się z płatnością za faktury miesiąc, dwa i trzeba wtedy korzystać ze swoich oszczędności. Przede wszystkim zapytałabym siebie, czy naprawdę chcę to zrobić.

W mojej branży jest podobnie i w zasadzie wydaje mi się, że we wszystkich branżach usługowych występuje sezonowość, chwilowe przetkania rynku. Też ostrzegam swoich klientów przed tym, żeby nie liczyli tego, jak pensje etatowe, że co miesiąc wpadnie. Raczej wykorzystuj dobre momenty w roku i zrób sobie górkę, odłóż jakąś poduszkę finansową, żeby móc ze spokojem patrzeć na słabsze okresy i po prostu mieć z czego żyć. To też jest do nauczenia, bo tak, jak mówisz nie wszystko, co wpada na konto, jest do rozdysponowania.

Magdalena Kostyszyn: Ale żeby nie było tak negatywnie, myślę, że te wszystkie minusy prowadzenia działalności, jak ten ZUS, to jest nic, w porównaniu z wolnością, którą daje pracowanie na własny rachunek. Kiedy sobie pomyślę, że nie muszę prosić nikogo, jak chcę wziąć urlop, czy wolne, żeby zaopiekować się chorą córką, to ZUS i wszystkie minusy są naprawdę żadnym kosztem w porównaniu do tej niezależności, którą otrzymujemy w zamian.

Jak się cieszę, że to dodałaś, bo tak wychodziło, że praca na swój rachunek to raczej udręka. Ale faktycznie ta wartość związana z wolnością jest ważna.

Czy miałaś jakieś takie historie, zdarzenia, że pozwoliłaś sobie na coś w związku właśnie z tą wolnością, na coś, na co pracownik etatowy nie może sobie pozwolić? Ja na przykład opisuję taką historię, że raz pomyśleliśmy, że zjedlibyśmy sobie Tort Sachera w Austrii i za chwilę siedzieliśmy w samochodzie.

Tutaj trzeba byłoby brać urlopy, prosić o zgodę, sprawdzić, czy jakieś projekty nie idą ważne i wtedy można było to zrobić. Pytanie, czy ty miałaś taką dozę wolnościowego szaleństwa?

Magdalena Kostyszyn: Chyba nie mam aż takiej szalonej historii jak ty i myślę sobie często, że jestem frajerką i nie korzystam z tej wolności tak często, jakbym mogła. Aczkolwiek myślę, że taka elastyczna możliwość dostosowania godzin pracy wtedy, kiedy tak naprawdę mi się podoba, jest super, bo często w trakcie dnia, kiedy moje koleżanki są w pracy, ja sobie siedzę w domu i czytam książkę, bo mogę. Ale w końcu dorosłam do tego, że faktycznie mogę w większym stopniu wykorzystywać tę swoją wolność i na przykład teraz wybieram się na miesięczny urlop.

Bardzo popieram takie inicjatywy. Ja tutaj poszedłem krok dalej, mam wrażenie i od dobrych kilku lat robię sobie dwumiesięczne wakacje, właśnie latem.

W biznesie usługowym wakacje nie są specjalne dobre. Wiadomo, że są różne branże, niektóre wtedy odżywiają, ale część nie. Jak ktoś pracuje z firmami, wtedy dużo jest przystopowanych projektów, bo ludzie są na urlopach. W mojej branży jest to totalnie do zrobienia, bez żadnej straty dla biznesu.

Magdalena Kostyszyn: Tylko czy potem masz taką motywację, żeby wracać do tego wszystkiego?

To zależy. Czasem bywały takie dwumiesięczne wakacje, że tak zgłodniałem, że już oszukiwałem sam siebie, że pod koniec już zaczynałem pracować. Bywały też takie lata, gdzie miałem tak intensywny początek roku, że jakbym miał jeszcze ten wrzesień wolny oprócz lipca i sierpnia, to bym się nie obraził. Także to się trochę różni.

Mam tak, że chowam laptopa do szafy, kasuję aplikacje z telefonu, robię sobie totalny detoks. Przynajmniej miesiąc wcześniej przygotowuję swoich klientów, że tak będzie, więc powrót jest trudny, ale ja kocham swoją pracę. Ja mam taką pracę, jaką sobie wybrałem i to ja tutaj o wszystkim decyduję. Jak jest mi czegoś za dużo, to zmieniam i myślę, że to też jest ten kawałek wolności, o którym gadamy.

Magdalena Kostyszyn: Kochanie swojej pracy też jest pułapka, bo człowiek może pracować cały dzień i trudno znaleźć granicę, kiedy warto się odciąć. Ja też tak mam, że bardzo lubię to, co robię i to sprawia, że często pracuję całymi dniami, bo przecież ja to tak bardzo lubię, ja to kocham, to sprawia mi przyjemność.

Wracając jeszcze do detoksu, o którym mówisz, też sobie robię taki detoks, na razie weekendowo, kiedy odinstalowuję z telefonu Gmaila i Instagram, bo to są aplikacje, z których najczęściej na telefonie korzystam i super. Myślę, że ten rok będzie u mnie pod znakiem higieny cyfrowej.

Bardzo temu kibicuję.

Kończąc naszą rozmowę, powiedz, co można życzyć takiej marce jak Twoja? Czego można Ci życzyć, czego pragniesz, o czym marzysz, o czym myślisz, jeśli chodzi o przyszłość swojej marki? Nie mówię tylko o marce ChPD tylko w ogóle marce Magdalena Kostyszyn.

Magdalena Kostyszyn: Myślę, że możecie życzyć mi rozwoju, bo lubię się rozwijać. Lubię czuć, że nie stoję w miejscu i że inicjatywy, których się podejmuję, dają coś innym ludziom. Jeden z moich ostatnich projektów, książka-zbiór reportaży, przyniosła bardzo dużo dobrego moim czytelnikom i czytelniczkom. Książka ukazała się w listopadzie i cały czas odstaję mnóstwo e-maili, wiadomości, komentarzy, w których głównie kobiety piszą, że mi dziękują za tę lekturę, że bardzo wiele zmieniła w ich życiu.

Lubię, kiedy moja praca i to, co robię, przynosi też coś dobrego innym ludziom.

Więc życzcie mi tego, żebym mogła dalej realizować projekty, które przyniosą fajne rzeczy nam wszystkim.

Magdalena Kostyszyn ChPD 4

Tego Ci bardzo życzę. Moja społeczność, ponad 75% to są kobiety, domagała się, żeby Ciebie zaprosić, więc jesteś na pewno inspiracją.

Bardzo dziękuję za przyjęcie zaproszenia, za czas. Było mi ogromnie miło pogadać. Czytałem, że ty się określasz jako Panna Dystans czy Królowa Ironii. Jakoś w rozmowie tego nie odczułem, także podwójnie dziękuję.

Magdalena Kostyszyn: Dziękuję. Tak, nazywam się Panna Dystans, ale to się z czasem zmienia, a szczególnie, kiedy trafiam na takiego fajnego rozmówcę jak ty, od którego nie czuć dystansu, wtedy inaczej ta rozmowa przebiega. I bardzo Ci dziękuję, że wspomniałeś o swojej społeczności. Serdecznie pozdrawiam wszystkich Twoich czytelników i czytelniczki, bardzo dziękuję, że się domagaliście mnie u Michała. Bo bardzo się cieszę, że wystąpiłam i mogłam się pokazać też trochę z innej strony.

Chcesz się dowiedzieć więcej? Przesłuchaj pełnego wywiadu na górze strony. Chcesz więcej? Zapraszam do przeczytania bądź przesłuchania pozostałych wywiadów z tej serii.

– Michał Bloch, Jak rzucić etat

Piotr Raźny – człowiek nie musi być idealny!

Piotr Raźny – człowiek nie musi być idealny!

Piotr Raźny stworzył markę Człowiek (nie)idealny, aby wspierać ludzi w dążeniu do celu w nieidealny sposób. Zobacz, jak to może…
Aleksander Drwięga – prospecting potrzebny jest wszędzie!

Aleksander Drwięga – prospecting potrzebny jest wszędzie!

Aleksander Drwięga, ekspert prospectingu, potwierdza, że znajomość idealnego klienta to podstawa! Zobacz, czym jest prospecting i jak może pomóc Tobie.
Monika Adamska: promuję bezwstydność w śpiewie i pasji

Monika Adamska: promuję bezwstydność w śpiewie i pasji

Monika Adamska, podcasterka multipasjonatka, która nie robi niczego na pół gwizdka. Dowiesz się, jak zapanować nad wieloma pasjami.
.
.