Posłuchaj jako podcast w wersji audio:
Michał Bloch: Witam wszystkich bardzo, ale to bardzo serdecznie. Nazywam się Michał Bloch. Jestem psychologiem, podcasterem i prowadzę markę: Jak rzucić etat i odzyskać wolność? I to jest marka dla osób, które się zastanawiają, czy praca na etacie dla kogoś to jest jedyna słuszna droga.
Ja jestem po tej drugiej stronie barykady i też zapraszam do mojego podcastu gości, którzy już nie pracują na etatach i opowiadają tutaj o tym, co innego można robić poza.
Dzisiaj odcinek z gościem. Tutaj spełnia się moje osobiste marzenie. Mogę się przyznać, ponieważ bardzo chciałem zaprosić do swojego podcastu stand-upera, bo jestem wielkim fanem stand-upu. Tutaj też z tego miejsca dziękuję Klaudii Tolman. To jest osoba, z którą też nagrałem wywiad. Możecie na moim podcaście go znaleźć. To jest osoba, która zajmuje się myśleniem wizualnym i na tym buduje swoją markę, ale można ją też usłyszeć i zobaczyć na nagraniach stand-upów.
A teraz witam bardzo, bardzo serdecznie. Bartosz Zalewski.
Bartosz Zalewski: Uszanowanie.
Stand-uper, komik. pytanie, jak mam Cię przedstawiać?
Bartosz Zalewski: Pan.
Oczywiście, że pan. Tak sobie pomyślałem, że jak ktoś wchodzi do Twojego świata, gdzie Ty jesteś na scenie, to tam rola i kontekst są znane. Ale pewnie nie we wszystkich sytuacjach jesteś rozpoznany jako osoba, która zajmuje się stand-upem. Co mówisz zwykle, jak ktoś Cię pyta, czym Ty się zajmujesz w życiu?
Bartosz Zalewski: To zależy od kontekstu. Mogę powiedzieć, że zajmuję się działalnością sceniczną i to nie jest nieprawda. Potem ludzie się dopytują, z czym to jest związane. Zawsze można zrobić taki myk w bok, że instaluję światła i wtedy oni myślą: to prawdziwa praca, a nie jakieś tam fiu-bździu. Ludzie nie ufają takim formom samo określającym się i słusznie zresztą, bo to jest tylko ucieczka odpowiedzialności. Tak mi się przynajmniej zdaje.
Pytanie, czy tak jest w Twoim przypadku? porównać skalę trudności różnych prac to pewnie są ludzie, którzy pracują ciężej, niż osoby pracujące głosem. Jak prowadzę szkolenia, czy podcast, to też jest proste. Usiadł i gada albo stanął przed ludźmi i gada, i mu, płacą.
Bartosz Zalewski: Zgadza się. Jeśli masz głos, który przenosi góry, to wtedy trzeba przyznać, że brzmi to dość fizyczne. Jest to dosyć mocne wyzwanie. Choć to chyba było odniesienie do tego, że głos przenosi góry, a w tym wypadku, jak krzyczy, że dynamit będzie odpalony.
Uważam, że wszelka praca umysłowa jest łatwiejsza, ale w znaczeniu, że nie wiąże się z harówą czy składaniem swojego ciała na ołtarzu. Podczas gdy czasy się zmieniają, pracy fizycznej jest coraz mniej, a coraz więcej takich zajęć samo określających się albo takich, w których się raczej spożytkuje umiejętności miękkie zamiast starej, dobrej, hardcorowej siły fizycznej i posiadania 43 cm w kablu, jak to mawiają u mnie na siłowni.
Właśnie, a jak to było z Tobą, jeśli chodzi o poprzednie zawody? Rzucałeś pracę?
Bartosz Zalewski: Tak naprawdę za mnie ją rzucili. Nie będę udawał, że to było obopólne rozstanie. Faktem jest, że ostatnia praca, jaką wykonywałem poza stand-upem, była etatowa i to był mój pierwszy etat w życiu. Nigdy wcześniej nie miałem takiej formy zatrudnienia.
I tu przyznam, że pogadałem z Klaudią, żeby się dowiedzieć trochę o Tobie i podoba mi się to, że na samym początku przedstawiłeś siebie w roli człowieka, który opowie właśnie, jak wygląda praca na etacie, podczas gdy w tytule jest wyraźnie zawarta pewna teza wychodzenia z pracy etatowej.
Moment, kiedy uzyskałem tę legendarną umowę o pracę, był dla mnie dość ważnym probierzem życiowym: O w końcu zaczyna się prawdziwe noszenie dużych spodni. Codziennie rano będę miał śniadanie zapakowane do metalowego pojemnika. Będę je jadł na szczycie budowy Empire State. To jedno przeżycie etatowe sprawiło, że jestem dziwnie nastawiony do takiej formy zatrudnienia.
Ale zanim pójdziemy dalej, odwrócę pytanie. Czy uważasz, że to jest zasadna forma uporządkowania relacji pracodawca-pracownik? Czy to jest tak, że ona ma jakieś inherentne i nie do wyrugowania problemy?
Ja mam taką dosyć proaktywną nazwę swojej marki, natomiast jak się posłucha tego, o czym mówię, to można jasno powiedzieć, że ja po pierwsze nie namawiam do rewolucji, a po drugie z pewnością nie deprecjonuję etatu samego w sobie. Są ludzie, którzy bardzo korzystają z pracy etatowej. A bez nadanej struktury czy zarządzania sobą byłoby im trudno pracować albo przynajmniej musieliby się mocno zmienić, żeby im było łatwo poza etatem. Natomiast też jest na pewno rzesza ludzi, którzy się na etacie męczą i warto poszukać czy można robić coś poza.
Problem polega na tym, że jak się pracuje w miejscu, gdzie większość ludzi też jest na etacie, to wydaje się, że to jest standard, że wszyscy tak mają i trudniej jest sobie wyobrazić siebie poza. Ja jestem w tym miejscu, żeby pokazywać moim słuchaczom poprzez też moich gości, nie tylko swoje historie, że można inaczej. Od kilkunastu lat jestem poza i żyję, i mam się dobrze, jak mniemam Ty też?
Bartosz Zalewski: Coś mnie kolano łupie, ale nie łączyłbym tego z formą zatrudnienia. Ty jesteś takim Charonem, który za dwa obole wciśnięte za pomocą nowej waluty prowadzisz na pola elizejskie elastyczniejszych form zatrudnienia.
Etat dalej jest domyślną, promowaną przez środki państwowe formą uporządkowania pracy.
Opodatkowanie od początku do końcajest tym wdrukowanym systemem zabezpieczenia społecznego oraz emerytalnego. Jeżeli zdecydujemy się na coś innego, to jesteśmy troszeczkę osamotnieni w tym myśleniu o przyszłości. Co prawda, jeżeli się pomyśli, że za moją przyszłość emerytalną odpowiada państwo polskie, które trzyma ludzi, którzy strzelają naprutym granatnikiem po nogach, to nie wiem, czy to jest takie mega uspokajające.
Zaczynałem pracować, jak miałem 16 lat i pracowałem z tego wszystkiego 3 lata. Pierwszą pracę zawodową było noszenie soli w kopalni w Wieliczce bez umowy. Dopiero jak miałem lat 23 to pierwszy raz byłem oficjalnie zatrudniony. Do tego wieku to wszystko było jakąś ściemą, więc można rzec, że ja tylko docelowo chciałem do tego dążyć. A gdy dostałem etat, to się zorientowałam, że to nie jest praca dla mnie. Porzuciłem etat w całości nie tyle nawet samą formę, tylko sposób tego, że ktoś nad Tobą jest i mówi, że akurat jemy owoce w konkretny dzień. Zawsze mnie to dziwiło, bo to myślałem, że to zadanie mojej matki, a tu się okazało, że szef ma prawo też tak powiedzieć. To było dziwne przejście, bo wcześniej przeszedłem przez same umowy cywilnoprawne, płacenie pod stołem. Mogę powiedzieć, kto płacił pod stołem nie będzie miał jakichś nieprzyjemności prawnych z Twojej strony?
Tego nie wiem, nie jestem pewny.
Bartosz Zalewski: To zróbmy tak: ja Ci zapłacę za sesję terapeutyczną i Ty wtedy nie możesz się wygadać. Tak czy owak, to było dość ciekawe uczucie, bo do tej pory pracowałem, kiedy potrzebowałem pieniędzy. Miało to swój urok. Tylko to nie jest dla każdego i nie na każdym etapie życia.
Wtedy zostałem ściągnięty sprytnie, i nie nazwałbym tego handlem ludźmi, do Warszawy. Odbyło się to dosłowniejak w serialu Magda M. Te same sceny były odtwarzane jeden do jeden. Podjąłem pracę w agencji marketingowej i tam miałem okazję wejść po raz pierwszy w strukturę. To było dość zajmujące, bo do tej pory wszystko było przypadkowe i z doskoku. A wtedy pierwszy raz musiałam się gdzieś stawić, wyrobić ilość godzin, od poniedziałku do piątku. Nie było to dla mnie problemem, bo ja względnie lubię mieć strukturę w życiu, ale bardzo trudno było to połączyć ze stand-upem. Wszelkie wyjazdy gdziekolwiek były problematyczne, zwłaszcza jak się wracało w nocy z niedzielę na poniedziałek o 4 nad ranem polskim busem, a o 8 rano trzeba było być w pracy bardzo zadowolonym i udawać, że wszystko jest w porządku. To był problem.
Nawiązałeś do owocowych czwartków i do tego, że szef był nad Tobą. Rozumiem, że ta agencja to było bardziej korpo niż mała firma, w której można się samo realizować.
Bartosz Zalewski: Problemem zawsze jest to, że korpo chce udawać małą firmę, a mała firma chce udawać korpo, a tu było idealnie tak, jak się stykają woda słodka i słona nad oceanem. Byłem w takim miejscu, gdzie z jednej strony czułem chłodne oceaniczne wody, a z drugiej strony śmierdzące, paskudne rzeki. Połączenie dwóch najgorszych elementów. Tam było zatrudnionych dużo osób i firma jeszcze nie chciała przyznać, że mamy do czynienia ze strukturą rozbudowaną, hierarchiczną, z jakimiś oficerami i własną policją. A z drugiej strony zawsze mówię, że jak wchodzisz do firmy i widzisz, że szef jest fajny i jeździ na hulajnodze, to bierz nogi za pas, bo to będzie przerażające – forma wykorzystania będzie wtedy podstępna, subwersywna. Oni będą udawać, że są Twoimi znajomymi i to jest dopiero metoda.
Marks nie wymyślił, że metodą kapitalistów będzie przebranie się za owce, o nie.
My jesteśmy tacy jak wy. Nie do końca tak było, że dość duża struktura udawała czymś, czym nie jest i to było dosyć dziwne, ale w sumie stosunki były względnie familiarne. Tych owocowych czwartków nie było. Staram się czerpać z ogólnego wizerunku. Mieliśmy chyba herbatę i kawę w cenie, ale ja wtedy nie piłem kawy i kurczę, żałuję. Jakbym mógł cofnąć czas, to bym ich okradał z kawy. Wynosiłbym ją w kieszeni, trochę ziaren regularnie.
Moja była praca absolutnie bez sensu, bo ja nie wiem, co tam robiłem. Pracowałem prawie z rok i nie jestem w stanie przywołać choć jednej rzeczy z tego okresu. Jak czarna plama. Nie pamiętam nawet imion osób, z którymi pracowałem, mimo że spędzałem z nim najwięcej czasu. Nie można powiedzieć, że to było ograniczające wolność, bo w ramach pracy miałem pewien zestaw obowiązków. Jednakże presja jest podstępna.
Do dzisiaj pamiętam, że przerwy były dość mocno na cenzurowanym. Nie można było sobie wyjść i czegoś porobić, tylko trzeba było mieć powód ku temu. Zapomniałem już, jak to jest, kiedy ktoś Cię pyta, dlaczego gdzieś idziesz? Wiesz, to jest taki powrót do szkoły, że nagle ktoś stoi i tak mówi: Ale zaraz, stop. Hola, gdzie Pan idzie? A po co? Mówię: posiedzieć. Nie, nie, tu nie można siedzieć. Tu trzeba robić. To było dosyć zajmujące. Z jednej strony pełnoprawna wielka struktura z własną biurokracją, a i tak dalej próbowano zachować to, co sprawiło, że ta firma miała duszę. A ale to jest prawie nie do zrobienia, tak mi się zdaje przynajmniej.
Nawiązanie do systemu edukacji czy szkolnego traktowania pewnie nie jest przypadkowe, bo prawdopodobnie dalej jest to pokłosie tego systemu edukacji, który kształci pracowników do fabryk.
Tak sobie wyobrażam, że jak pracowałeś na etacie, ale też miałeś już swoje zajęcie, w którym się bardziej spełniałeś, to może było to dla Ciebie podwójnie trudne wytrzymywać w takiej pracy. Jak ktoś jest na etacie i nie wie, co mógłby innego robić, to trochę nie ma alternatywy. Natomiast, jak już ma się coś takiego, to można nad tym pracować nawet weekendami i wtedy trudno wytrwać. Jak to było z Tobą?
Bartosz Zalewski: U mnie to było dość trudne, bo ja jeszcze utrzymywałem nałóg alkoholowy i narkotykowy, a to jest dopiero. Wtedy działasz na trzy fronty, to dopiero jest wow. Miałem dwie rodziny założone w różnych częściach Polski. Oczywiście ostatnio już nie. W życiu bym czegoś takiego nie zrobił.
Problemem było to, że stand-up się zasadza na tym, że na niczym się przesadnie nie zasadza. Ale gdy wychodzisz, chcesz coś powiedzieć, to dobrze, gdybyś nie czuł nad sobą jakiegoś nadzoru, bo to jest dosyć częste eksperymentowanie ze słowem. To, co można powiedzieć, czego nie można.
Stand-up to jest ustalanie mniej więcej, co jest śmieszne w obrębie pewnego wieczornego spotkania ze słowem.
Oczywiście każdy ma inne podejście, bo niektórzy mówią, że to jest krzyczenie i robienie śmiesznych min. I to też trzeba szanować, ponieważ nie wszyscy patrzą na każdy temat w ten sposób, ale ja tylko mam rację. Kwestia jest taka, że jeżeli masz przestrzeń, gdzie możesz się wypowiedzieć i operują tam inne zasady, to potem powrót do tego świata, który znamy z pewnych z instytucji, jest dosyć ciężki. To jest takie wtłaczanie pasty do tubki i z powrotem. Może da się zrobić, ale to wymaga cierpliwości i drobnych dłoni, i tego nie miałem, dlatego się często trochę się męczyłem z tym.
Z drugiej jednak strony ta frustracja, która we mnie narastała, dość dobrze wpłynęła na moje występy. Ale to jest odwieczne pytanie, czy Ty chcesz palić sam siebie po to, żeby potem tego używać jako paliwo sceniczne? Długie lata mi zajęło zrozumienie, że to nie jest ta droga. Można powiedzieć coś bez poświęcania siebie, jeśli chodzi o pewne elementy. Wiadomo, że warto, żeby jednak była tam jakaś prawda opowiedziana. Tylko ja głównie gadałem o tym, jak bardzo mnie irytuje codzienność wtłoczenia się w pewne ramy i ten system coraz bardziej drżał.
W momencie, kiedy zostałem zwolniony z etatu, bo sam go nie rzuciłem (choć bądźmy szczerzy, na tym etapie robiłem wszystko możliwe, żeby mnie zwolniono), musiałem przepracować jeszcze wiele swoich problemów. A że one jeszcze zyskały bardzo dużo wolnego czasu, to wtedy dopiero się zaczęło robić wesoło.
Wszyscy żyjemy w pewnych zestawach i paradygmatach, które sobie sami tworzymy, ale jak są dwa nieprzystające do siebie klocki, to jest dość męczące. Ale rozstaliśmy się chyba w porządku, tak mi się zdaje. Chociaż już pod koniec maga ściemniałem.
Forma etatowa jest przeze mnie chwalona, bo zostawia bufor, w którym nie możesz być zwolniony w ciągu trzech godzin, że oni Ci dają paprotkę, i skaczesz z budynku Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Chodzi o to, że jest tam jakieś zabezpieczenie. Te dwa miesiące, które mogłem jeszcze sobie przebimbać, poświęciłem na to, żeby się rozejrzeć za tym, co robić dalej. Mimo wszystko skończył się pewien etap, ale potem tak się akurat bardzo szczęśliwie złożyło, że mogłem się zająć stand-upem i rzeczami komediowymi na pełen regulator, bo nie nazwę tego etatem i jakoś to potem poszło.
Ta historia o takim prowokowaniu do zwolnienia mnie nie dziwi, bo jest typowa. Jak już mamy zajęcie poza, to często jest tak, że już wiemy, że mogą mnie zwolnić. Poradzę sobie, coś będę robił. Już wiem, co będę robił.
Bartosz Zalewski: A przepraszam. Dużo masz takich historii, że ludzie specjalnie sobie kupują poduszki do pracy, żeby móc spać? Mój brat opowiadał, że mają jednego faceta u siebie w robocie, który już bardzo długo stara się być zwolniony i chyba sobie wywołał taką auto sugestywną narkolepsję. Facet zasypia cały czas i mój brat wysyła mi zdjęcia, jak kolo w jakichś najdziwniejszych konfiguracjach gdzieś śpi, leży, a teraz ostatnio sobie normalnie już kupił poduszkę do pracy. Masz takie sytuacje, czy to raczej jest ekstremum?
Tych historii jakoś nie słyszałem jeszcze. Kojarzę z memów, z krótkich filmików, gdzie wszyscy zaczynają bić brawo i budzą kogoś, kto śpi w robocie, więc to nie jest pewnie nietypowe.
Bartosz Zalewski: Tego nie budzą. To jest najlepsze, że tego typa nie budzą, bo tam chyba wszyscy mu kibicują po cichu. Nie mam pojęcia, ale to wygląda karykaturalnie. Poza tym on się nabawi takich problemów z kręgosłupem. Nie ma opcji, że to jest zdrowe.
Bo śpi na siedząco. Być może też staje się jakimś symbolem dla nich i inni czekają, co się wydarzy.
Bartosz Zalewski: Tak jest. To jest ludysta na miarę naszych czasów. On tutaj sypie piach w koła rozpędzonej maszynie postępu jedną drzemką, za drugą.
Jak to ktoś kiedyś powiedział w pandemii, że teraz się obijam i mam poczucie, że pomagam światu. To teraz może on robi podobnie.
Nawiązywałem prowokowania i rzucenia etatu, dlatego że później, jeżeli faktycznie tak się stanie, trzeba trochę przepracować w sobie stratę, że ktoś nam podziękował. Pytanie, jak to z Tobą było? Też wspomniałeś, że wtedy miałeś inne tematy. Domyślam się, że związane z uzależnieniem. Nagle pojawia się większa ilość czasu i pytanie, czy też było odczucie straty? Jednak to praca, której nie lubimy, a to oni jednak dziękują.
Bartosz Zalewski: Zgadza się. Nie, to jest dosyć ciężkie. Każde odrzucenie jest ciężkie. Nawet jak podchodzisz i próbujesz zapłacić kartą i Ci odrzuca płatność, to jest wyjątkowo ciężkie, bo to oznacza, że tam się nie przelewa. Ale ten mój bezpośredni przełożony był dość sympatycznym człowiekiem i on przez przypadek odtworzył scenę z drugiej części ojca chrzestnego.
Zaprowadził mnie, jak tego Freda nad jezioro i tam mnie odstrzelił, ale miło z jego strony, że zrobił tak, żebym miał, jak najdłuższy okres wypowiedzenia, ale to uwolniło wtedy demony. Wtedy rzeczywiście pojawiałem się regularnie w firmie i robiłem, co miałem robić. To sprawiło, że była u mnie ta struktura.
Zawsze dążyłem do tego, żeby mieć jakąś strukturę, a kiedy następuje to pełne zwolnienie blokady i wszystkie piłeczki latają, ciężko wtedy się spodziewać, że na samej takiej dobrej woli Ci to wszystko pójdzie i jesteś się sam w stanie ustrukturyzować.
Więc następne kilka lat spędziłam na mocnej próbie stworzenia sposobu pracowania dla siebie, tak żeby był dla mnie zdrowy, higieniczny i względnie produktywny. Jeśli miałbym jakąś radę, to że jeśli sprawi Ci radość wyrzucanie do tej pory utartej ścieżki to pięknie, ale warto sprawdzić, czy ten nowy trakt ma jakieś drogowskazy, w szczególności, jeślijest bardzo ambitny. Żeby była to dla Ciebie taka ścieżka, którą jesteś w stanie sam podążać, czyli musisz wytworzyć to, co do tej pory było zewnętrznym przymusem. Ja tego nie miałem i czuję, że ja tak na wolnym biegu przez chyba 3-4 lata robiłem pewne rzeczy siłą i to nie jest dobre.
Akurat w tym, czym się zajmowałem, jest dosyć niecodzienną formą, w której swoje problemy, porażki, ciśnienie możesz przerobić na materiał komediowy. Tylko jak się zastanowisz, to z punktu widzenia psychologicznego nie jest to zdrowe, bo tam ludzie się śmieją z tego, jak nie dałeś rady, więc to jest ta nagroda. Dostajesz nagrodę za porażki i wtedy myślisz, że jest super. Zaczynasz też w to wierzyć i robić to, co opowiadasz.
Orientujesz się, że jesteś rzeczonym śmieciuchem, który powinien bardziej siebie szanować.
I to jest droga. To nie jest skończony proces, ale jak przeszedłem na wyłącznie działalność, to wtedy po pewnym czasie zacząłem doceniać, że jednak warto mieć struktury, które sam sobie człowiek implementuje. Bo jak to powiedział pewien mądry człowiek, że sama nieukierunkowana siła woli, to jest ślepa siła. I oczywiście też zachęcam do kupowania polskich rap płyt.
Dwie rzeczy mi wybrzmiewają. Jedna to dosyć typowa sytuacja, jak już jesteśmy poza etatem, że trzeba się nauczyć pracować. Wiadomo, że Twoja robota jest na scenie, ale pewnie druga połowa to jest praca twórcza, koncepcyjna, którą się robi w domu. A w domu jesteśmy w trybie odpoczynku, w kapciach, w piżamie i przychodzi poniedziałek, wszyscy idą do roboty, a my mamy dalej ten sam kontekst. I teraz trzeba się nauczyć pracować.
A druga rzecz, która wybrzmiewa to pytanie, jak bardzo bycie stand-uperem i opowiadanie o swoim życiu, to może być forma autoterapii? Tak, jak o tym wcześniej myślałem, to wydawało mi się, że faktycznie jest to dobry sposób. Też są znane chociażby terapie przez pisanie, jest taki trend psychoterapii. Ale też tak, jak mówisz to coś, o czym nie pomyślałem, jak przyznajesz przed sobą się do jakiejś porażki, to jedno, ale tutaj przyznajesz się przed innymi. Na pewno to jest dobre terapeutyczne, a z drugiej strony słyszysz, ten śmiech, który może potwierdzać: Kurczę, czyli w odbiorze społecznym nie żyłem do końca tak, jak się oczekuje, albo nie żyłem ekologicznie. Ten śmiech jest jakimś rodzajem feedbacku dla Ciebie.
Bartosz Zalewski: Tak. To jest dziwna rzecz, bo tutaj bezpośrednie wynagrodzenie jest takie, którego bym chyba nie znalazł w żadnej innej formie „twórczej”, bo zwrot jest natychmiastowy. Jak coś wymyślisz i ludzie się z tego zaśmieją, to to jest to i właściwie wszystko inne jest tylko już naddatkiem. I jeżeli opowiadasz rzeczy, które tak naprawdę są jakimś substratem Twojego życia to to jest dziwne, bo to nagradzają Cię za często rzeczy, które są naganne. Właściwie przyznasz się do czegoś, co jest niezbyt dobre.
Oczywiście akceptacja samego siebie i wybaczenie jest ważne, ale można to pomylić z zachętą do takiego dalszego działania.
Oczywiście przyjrzenie się własnemu jestestwu pod tym kątem jest bardzo odświeżające, żeby potraktować siebie trochę jako bohatera względnie humorystycznej opowieści. Życie, nawet jeśli jest smutne i tragiczne, to jak potężna jest siła humoru, że zapamiętujemy te śmieszne rzeczy. To jest niesamowite. Zabarwia nam naszą wewnętrzną narrację najlepszymi wspomnieniami i jeżeli potraktujemy tak swoje życie, to jest to jakaś metoda do przezwyciężenia problemów.
Tylko żeby nie pomylić tego z prawdziwym procesem autoanalizy, psychoanalizy, czy też terapii, bo to jednak nie jest to samo. Jeśli się zobaczy 45 nachalnych typów w barze w podkrakowskich Pyrzycach, to mimo wszystko jest miejsce, czas i sposób na to, żeby to zrobić.
Tak mój dziadek chodził na terapię przez pisanie, ale pisanie donosów niestety i tego dopiero z terapeutyzowali potem na kwadracie. Polecam sobie sprawdzić, bo to jest dość ciekawa rzecz, a stand-up ma zerowy próg wkraczający. Wystarczy to zrobić. Nie trzeba się przygotowywać. Nie trzeba kupować rakiet tenisowych i śmiesznej opaski, co na włosy się zakłada. Żadna z tych rzeczy nie jest przydatna. Wystarczy zapisać, co się myśli, próbować to powiedzieć i to jest wszystko.
Ja jako psycholog chcę podkreślić też, nie namawiamy do tego, żeby uprawiać autoterapię tylko i wyłącznie w formie stand-upu. Może warto jednak z kimś pogadać. Natomiast jest to na pewno jakiś proces wyglądu wewnętrznego, przygotowywanie materiału, czy później wypowiadanie go.
Bartosz Zalewski: Będę szczery, Nie jestem w stanie Ci powiedzieć, ilu ja spotkałem typów i typiarek, którzy mają problemy psychologiczne.
Jest nie tylko tak, że wyjdę i publicznie opowiem o wszystkim, co mnie boli, ale też, żeby ktoś coś zaproponował. Jedyną najlepszą reakcją na takie Twoje uzewnętrznienie jest to, że ludzie się będą śmiali i to jest bardzo fajne. Opowiesz o tym, co Cię bolało do tej pory i się rozładujesz, ale nikt pod sam koniec występu nie mówi, że może się przyjrzymy bliżej Twoim problemom. To się nie stanie. Oni tylko: Dobra, to nara. Ja idę do domu i zostałeś sam jeszcze raz. Także lepiej to jednak jakoś uzupełniać.
Ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz, jeżeli pozwolisz. Chciałbym jeszcze postawić się w imieniu słuchaczy mojego podcastu, którzy być może teraz są na etatach, zastanawiają się, czy mogliby coś innego życiu porobić. Co Ty byś mógł im doradzić, powiedzieć z takiego miejsca, w którym bycie marką osobistą przynosi możliwości też finansowe, gdzie możesz się realizować, opowiadać o sobie. Brzmi to zachęcająco. Co powinna taka osoba zrobić? Być może jest też ktoś, kto myśli o tym, żeby zostać stand-uperem, komikiem. Co byś mógł im powiedzieć? Co byś im doradził wuju?
Bartosz Zalewski: Trzy rady są od wujka. Po pierwsze 5% jest dla mnie, jak skorzystacie z tych dwóch pozostałych. To jest zasada pierwsza. Jak nie mamy tego na piśmie, to proszę zatkać uszy i krzyczeć lalala.
Drugie nie używać określenia marka osobista, bo od razu brzmisz, jakbyś był elementem jakiejś metody przejęcia władzy nad światem przez korporacje. Ja i moja marka siedzimy i dwa miejsca przednie zajmujemy. A tak szczerze powiem, że potrzebujemy ucieczki. Radę tę dostałem od osoby mocno starszej. Narzekałem bez żadnego powodu, że życie niezbyt mnie zadowala, a ona powiedziała:
Tak, ale to jest to, co jest. Życie jest lepsze od tego drugiego.
Ja mówię: Fakt. To drugie jest mało zajmujące i jeszcze niewielu wróciło z pozytywnymi recenzjami. Na razie trzeba żyć i pomyśleć w ten sposób, że skoro już żyję i mam bardzo dużo różnych możliwości, to jednak trzeba znaleźć coś, co mi sprawia radość i oczywiście przyjrzeć się temu szczerze. Jak już mówiłem, lubię walnąć sobie piwo wieczorem i dla mnie jest to wystarczający poziom relaksu. Uważam, że wcale się nie wpisuję w wielowiekową tradycję zalewania alkoholem wszelkich swoich emocji, a nawet odwrotnie. „Po alkoholu jestem miły i lepiej prowadzę”.
I jasne można tak powiedzieć, nie ma problemu, ale druga sprawa, że żyjemy w świetnych czasach, żeby zrealizować to, co chcemy. Szansa na robienie czegoś takiego jest obecnie największa w historii ludzkości i warto z niej skorzystać, bo naprawdę mamy dostęp do wszystkiego. Rozmawiamy, obecnie Ty się znajdujesz, pozwolisz, że podam Twój adres czy to jest, a nie przepraszam?
Oczywiście.
Bartosz Zalewski: Się znajdujesz bardzo daleko ode mnie, ja się znajduję w swoim domu. Gadam do kawałka bardzo profesjonalnego sprzętu nagraniowego. Coś, co nie byłoby do tej pory dostępne, nagrywamy sobie rozmowę o tym, jak czymś się zająć. To jest naprawdę niesamowita okazja i praktycznie każdy może to robić, więc jeżeli są takie możliwości, to wiem, że to zabrzmi banalnie, ale bez poszukiwania samego siebie to życie jest jednak tylko egzystencją i trzeba by było się rozejrzeć.
Także jest co robić. Szkoda, żeby z tego nie skorzystać, bo życie się ma niestety tylko jedno, chyba że się wykupi dodatek i wtedy można jeszcze chwilę pograć. To jest moja rada: robić.
A jeśli chodzi o stand-up, jest zero absolutnie progu wejścia. Kimkolwiek byś nie była, możesz przyjść na open mic i przez 5 minut naprawdę nie będziesz oceniany/oceniana. To nie jest tak, że musisz rozśmieszyć wszystkich. To nie jest też tak, że musisz dać radę. Jeśli się uda to brawo, jeśli nie, też się nic złego nie stało. Nie wyśmieją Cię, bo jak? Niemożliwe.
Nawet jak Cię wyśmieją, to wygrałeś.
Sprytnie ich podszedłeś od tyłu przez własne poniżenie. Bardzo dobra metoda. Także stand-up jest spoko, bo nie łazisz po dziwnych, dzikich przestrzeniach, bo tam jest infrastruktura. Można z niej skorzystać, a nie potem ludzie grzeją stand-up na dworcach. Wiesz, jak jest.
Jednym się muszę przyznać, że czasem się wyciszam, bo Twój poziom żartu, który zawierasz w trakcie odpowiadania na moje pytania, mnie rozbawia i mam jeszcze jedno pytanie, w związku z tym.
Bartosz Zalewski: Bo ja myślałem, że ja daję ciała, bo Cię ani razu nie słyszałem, żebyś się zaśmiał.
Nie dajesz ciała. Absolutnie od razu powiem, że tu się chichram, ale staram się też ułatwiać pracę osobie, która edytuje podcasty. Jak dwie osoby mówią w trakcie, to nawet jak się nakłada te ścieżki, to się robi jakiś tam problem, więc to tylko dlatego.
Przyszło mi do głowy jedno pytanie, bo mam wrażenie, że Twój umysł produkuje żarty i teraz, czy można się tego nauczyć? Czy to jest tak, że Ty masz to naturalnie, że Ty mówisz i tak ciągiem skojarzeń wrzucasz jakieś historie, nawiązanie do literatury, do historii i do jakiejś relacji, do przeszłości, bo tak się też dzieje. To nie jest tylko, o Tobie. To jest też takie bystre połączenie różnych rzeczy, które wychodzą. To wydaje się taki mega naturalny flow.
Czy trzeba mieć to od urodzenia, czy to jest Twój normalny sposób komunikacji? Czy to jest tak, że Ty to ćwiczysz, jakoś trenujesz?
Bartosz Zalewski: Tak jak wspomniałeś, mam to od urodzenia. To jest jedna z niewielu znanych faktów, że dosłownie pierwsze, co wyszło z labii mojej matki, to moje usta. Ja mówię: Dobra. Dajcie jeszcze 5 minut. To jest mój sposób porozumiewania się. Zawsze tak gadałem i po prostu, a w pewnym momencie ten sposób komunikacji stał się też scalony z tym, co robię. Nie znam innego świata.
Ale faktem jest, że są dwa poziomy tego wszystkiego i staram się też przekazać, że jest zestaw narzędzi, który przydaje się w tworzeniu stand-upu, ale to jest tylko pewien procent tego, czym to się zasadza. Mnie jest bardzo łatwo, bo zwykle moje występy sceniczne nieprzesadnie się różnią od tego, co ja mówię na co dzień. Nie mówię, że gadam takim samym głosem, tylko to jest sposób, który się porozumiewam. I tak zawsze gadałem. Nie widzę w tym problemu, a jak ktoś widzi to też dobrze, bo przynajmniej otrzyma otwarte LO.
Kwestia jest taka, że w tym samym występowaniu jest duży element techniczny, ale wszystko po kolei. Ja też jeszcze mocno się tego uczę, więc staram się podglądać osoby, które są w tym znacznie lepsze. Często na żywo mam wielką przyjemność występować z koleżankami i kolegami, którzy moim zdaniem robią te rzeczy znacznie lepiej. Ale żeby mieć otwarty umysł na to, że to musi być wyraz samego siebie, nasiąkam sporą ilością wytworów kultury różnej maści: książek, filmów, powiedzonek, rozmów z różnymi ludźmi. Bez tego nie mam, z czego tego pleść wszystkiego i dlatego moją radą by było, żeby pracować nad warsztatem, ale pozostawiać taką otwartą głowę. Tak, jak mówią: żeby drzewa nie przesłoniły tartaku albo lasu.
Chodzi o to, żeby wyrażać samego siebie przez narzędzia, których się człowiek nauczył, ale jednak nie zapominać, kim jesteś tak naprawdę.
Jest taki film Step Brothers i tam już nie będę tłumaczył dokładnie zawiłości fabuły, ale tam jeden z bohaterów mówi, żeby nie zapominać swojego wewnętrznego dinozaura. Także poznać narzędzia i nie zapomnieć, kim się jest.
To jest bardzo budujące, bo okazuje się, że stand-up pozwala się w pełni autentycznie wyrazić i nie trzeba tworzyć takiej fasady-maski, bo pewnie potem będzie ją trudno nosić. Gdy stawiasz na swoją autentyczność i jednocześnie ćwiczysz warsztat, może powstać coś bardzo naturalnie fajnego i śmiesznego, dobrze odbieranego. Ja to kupuję w pełni. Też gratuluję i jestem fanem. Bardzo dziękuję za dzisiejszą rozmowę, za spełnienie też mojego marzenia. Cieszę się, że się udało.
Bartosz Zalewski: Dziękuję Ci serdecznie, nie ma problemu. Następnym razem jak zapadniesz na jakąś chorobę, na przykład taką bardzo ciężką, to jeszcze drugie marzenie spełnię, ale tylko dwa. Nie jestem złotą rybką bez przesady,
Jasne, będę pamiętał. Moim gościem był Bartosz Zalewski.
Chcesz się dowiedzieć więcej? Przesłuchaj pełnego wywiadu na górze strony. Chcesz więcej? Zapraszam do przeczytania bądź przesłuchania pozostałych wywiadów z tej serii.
– Michał Bloch, Jak rzucić etat