Posłuchaj jako podcast w wersji audio:
Michał Bloch: Marka, o której dzisiaj będzie, jest szczególnie bliska mojemu sercu. Miałem okazję być przy jej narodzinach i jestem z niej bardzo dumny. Moim gościem jest Joanna Michalak-Szubarga, właścicielka marki Szczęśliwy Koniec Świata. Joasia specjalizuje się w pomaganiu kobietom w przepracowywaniu kryzysów emocjonalnych i więcej opowie zaraz nam wszystkim. Cześć.
Joanna Michalak-Szubarga: Cześć, witam was wszystkich serdecznie. Jest mi bardzo miło, że mogę się dzisiaj z tobą spotkać, Michał, ale też ze wszystkimi, którzy później będą nas słuchać, czy oglądać. Dziękuję za zaproszenie. Trochę o sobie, rozumiem?
Tak, jakbyś mogła powiedzieć trochę więcej, jak dzisiaj twoja marka wygląda, czym się zajmujesz, z czego żyjesz?
Joanna Michalak-Szubarga: Zacznę od przedstawienia się: jestem autorką i propagatorką idei Szczęśliwy Koniec Świata, której główne motto brzmi „rozwój, spełnienie i zmiana wbrew, pomimo a przede wszystkim dzięki kryzysowi”. Co to oznacza w takim dużym skrócie? To, że każdy kryzys emocjonalny, którego doświadczamy, ma ogromny potencjał rozwojowy, jest katalizatorem do zmian. Chociaż wiem, że kiedy przeżywamy kryzys, trudno o słowa „zaprasza, zachęca”, bo cierpimy, ale tak naprawdę on zaprasza nas, zachęca do takich zmian drugiego stopnia, czyli zmian jakościowych. Takich, które zachęcają do przebudowy swojego życia, do zajrzenia w głąb, do tego, żeby zacząć żyć swoim własnym życiem, wartościowym, spełnionym, bogatym.
Kryzys, jeżeli jest dobrze przepracowany, staje się dla nas taką trampoliną.
Możemy się od niego odbić i sięgnąć po nasze upragnione życie. I ja, jako akredytowany coach i mentor kryzysowy oraz trener siły i odporności psychicznej, za pomocą indywidualnych procesów rozwojowych pomagam głównie kobietom, chociaż panowie też korzystają, w skutecznym przepracowaniu kryzysu emocjonalnego oraz doświadczeniu wzrostu i rozwoju pokryzysowego czy potraumatycznego. I to jest taki mój konik, którego strasznie kocham.
Pomagam nie tylko w tym, żeby wrócić do normy przedkryzysowej. W sumie czasami nie zawsze ta norma jest dla nas dobra, nie zawsze nam służy. W każdym razie nie tylko taka pomoc jest z mojej strony, ale także pomoc w skorzystaniu z tego wzrostu pokryzysowego, czyli umiejscowieniu tego kryzysu w historii swojego życia w ten sposób, żeby móc wyciągnąć z niego potencjał. To nie tylko powrót do tej linii stałej, normy, ale pójście wyżej.
Jestem też autorką poradnika 10 kroków, aby opanować kryzys, zanim on opanuje ciebie i warsztatów autorskich Co i dlaczego zamiatasz pod dywan?, które robiłam z dużą częstotliwością przed pandemią. Teraz trochę czasy nam się zmieniły. Prowadziłam także moje ukochane kręgi dla kobiet, gdzie między innymi gościnią była Natalia De Barbaro, autorka Czułej przewodniczki. Mówię o niej, bo uwielbiam tę książkę i ogromnie się cieszyłam, że była moją gościnią na tych kręgach. To chyba tyle z tego, co porabiam. Tak wygląda moja marka osobista Szczęśliwy Koniec Świata.
Szczęśliwy Koniec Świata, pomoc w kryzysach emocjonalnych, ale jeszcze nie psychoterapia. Ja mam takie wrażenie, że znalazłaś bardzo fajną niszę wspierania w kryzysach, które być może nie są na początku odbierane jako coś korzystnego, dobrego dla naszego rozwoju, ale jednak nie są to aż tak głębokie kryzysy, żeby mówić o psychoterapii. Powiesz więcej, dla kogo na pewno jest twoja pomoc?
Joanna Michalak-Szubarga: Tak, rzeczywiście ja jestem pośrodku, bo zaczęłam od tego, że jestem akredytowanym coachem i mentorem kryzysowym. Ale jestem pośrodku coacha w takim tradycyjnym rozumieniu, bo coach pracuje z osobami, które są pewne swoich zasobów i mają jasno określony cel, do tego celu chcą dążyć, coaching towarzyszy i pomaga. Psychoterapia sięga po tę przeszłość, żeby w jakiś sposób ją przepracować. Często jest to coś, co nie pozwala danej osobie pójść dalej, żyć w teraźniejszości. I ja jestem tak pośrodku tych dwóch krańców, o których wspomniałam.
Zajmuję się kryzysem emocjonalnym, kryzysem psychologicznym, do czego musiałam posiąść większą wiedzę niż tylko same studia coachingowe i mentoringowe. Moja specjalizacja była dość mocno oparta o to, żeby sięgnąć po tę wiedzę psychologii kryzysu i móc pomagać takim osobom, które doświadczają kryzysu różnego rodzaju. To mogą być sytuacje związane z wypaleniem zawodowym, z wypaleniem życiowym, kryzysem egzystencjalnym, który dotyczy braku sensu życia, braku kierunku, celu, ale też lęku przed przemijalnością. Są to kryzysy rozwojowe i takie, które są związane, z tym że życie mija, gdy się rozwijamy. Przechodzimy przez różne momenty, zmiany, wchodzimy w nowe role. Na przykład nagle się stajemy mamami czy żonami, czy nawet kończymy studia i cały czas się rozwijamy, wchodzimy w nowe role, w nowe momenty naszego życia i każda taka zmiana może wywołać w nas kryzys, bo oczekiwania wobec nas są inne, bo my same sobie też dajemy jakieś inne oczekiwania.
To są kryzysy, które się nazywają kryzysami rozwojowymi.
Sporo się pojawiło w pandemii kryzysów związanych z miejscami pracy i z mobbingiem, czyli z tym, co nie do końca kobiety potrafiły nazwać, ale później to odkrywałyśmy w trakcie procesów. Nagle miejsce pracy się zmieniło i zaczęły pracować w domu. Zmiana perspektywy pozwoliła im zobaczyć, czego doświadczają, będąc w pracy stacjonarnej. Tak naprawdę to pole mojej pomocy jest dosyć szerokie. Tak jak sobie myślę o swoich kobietach, moich klientkach, to są naprawdę bardzo, bardzo różne kryzysy, począwszy od takich związanych ze sprawami zawodowymi, ale też relacyjnymi, i związanymi z na przykład niemocą zajścia w ciążę, czy bardzo dużo jest też kryzysów związanych ze stratą. Mam na myśli bardzo szeroką sprawę, nie tylko śmierć bliskiej osoby, ale też stratę swoich marzeń, wartości, wizji na życie. Te straty są różnego rodzaju i poradzenie sobie z nimi potrzebuje pewnego procesu, czasu i takiej adekwatnej opieki, troski, żeby przejść ten proces żałoby.
Robię w ten sposób, że zawsze zapraszam do pierwszej konsultacji. Jeżeli kobieta się ze mną kontaktuje mailowo, telefonicznie, sms-owo, messendżerowo, zaczynam od tego, że zapraszam do pierwszej bezpłatnej rozmowy, żeby zobaczyć, z czym mierzy się dana osoba, jakiego kalibru jest to zranienie. I czy ja jestem tą osobą, która może jej pomóc, czy jest to osoba, którą ja wtedy, jeżeli już jest pod moimi skrzydłami, na przykład przekierowuję gdzieś. Mam taką wiedzę i takie doświadczenie, że jestem w stanie określić objawy na przykład zaburzeń lękowych czy depresji, i wiem, w jakim stopniu ja mogę pomóc, a jak bardzo jest potrzebna pomoc innego specjalisty.
Zawsze zachęcam do tej pierwszej rozmowy, żeby na spokojnie zobaczyć, porozmawiać i ustalić, jakie są kolejne kroki związane z danym problemem danej osoby.
Jak opowiadasz o swojej marce, to wyraźnie można usłyszeć, że ona jest skierowana tylko dla kobiet. Dużo moich klientów, którym pomagam budować marki osobiste i wychodzić z etatów, ma taką obawę, że jak zawężą sobie zbyt mocno niszę, na przykład do jednej płci, to będzie dla nich jakaś strata. Ja oczywiście się z tym nie zgadzam, myślę zupełnie odwrotnie, ale chciałbym od ciebie usłyszeć, jak ci się to sprawdza? Bo marka jest skierowana do kobiet, w ofercie można czytać o kobietach, sama jesteś kobietą, opowiadasz swoje historie. Jak to ci działa?
Joanna Michalak-Szubarga: Działa mi bardzo dobrze, bo ja się czuję w tym dobrze. Kobietom jest do mnie blisko z racji mojej komunikacji w mojej marce czy w postach, artykułach. Nie widzę absolutnie żadnej przeszkody. Natomiast czasami nad tym myślałam, bo zawsze mi się bardzo dobrze rozmawiało z mężczyznami i rzeczywiście z nimi się trochę inaczej pracuje. I się zastanawiałam, czy trochę mi nie będzie szkoda.
Jeżeli marka jest dobrze wyspecjalizowana i konkretna, czyli dana osoba wie, jakiego rodzaju pomoc może tutaj odnaleźć, komu i w czym ja pomagam, to pomimo że moja marka jest kobietą, zgłaszają się do mnie też mężczyźni i jakoś im to nie przeszkadza, że ja się komunikuję do kobiet. Rzeczywiście są to mężczyźni, którzy dostali polecenie albo na przykład mężowie kobiet, z którymi wcześniej pracowałam. To są zawsze osoby z polecenia. Być może mężczyzna nie wyszukuje takiej marki jak moja, więc częściej z polecenia do mnie trafiają, ale bardzo dobrze to działa. Nie jest to absolutnie problematyczne, wręcz jest to konieczne, żeby zawęzić, ukierunkować i wyspecjalizować. Im węziej, tym lepiej.
Jak wpadłaś na to, żeby budować swoją markę? Kiedyś pracowałaś na etacie, teraz pracujesz u siebie. Powiesz trochę, jak wyglądała historia przed marką Szczęśliwy Koniec Świata? Mam takie poczucie, że widzowie, słuchacze chcą sprawdzić, czy osoba, która dzisiaj żyje tylko z marki osobistej, miała jakiś specjalny start albo jakąś przewagę? Dlatego często pytam o to swoich gości. Opowiedz, kim byłaś, co robiłaś, zanim pojawiła się ta marka?
Joanna Michalak-Szubarga: Przewagi żadnej nie miałam. Moje życie można bardzo mocno odkreślić taką kreską, czyli ja sprzed mojej działalności, sprzed mojej marki i ja teraz. To są zupełnie dwa oddzielne światy. Wcześniej pracowałam jako dyrektor sprzedaży, czyli zajmowałam się realizacją targetów sprzedażowych, sprzedawałam usługi, zarządzałam całym zespołem sprzedażowym, zatrudniałam, szkoliłam. Głównie byłam sfokusowana na sprzedaży i tak to wyglądało przez mniej więcej 30 lat mojego życia.
Teraz zajmuję się zupełnie czymś innym. Jest to branża pomocowa, całkiem coś innego.
Jak do tego doszło? Kryzys.
Dlatego dzisiaj zajmuję się kryzysem i pomagam przepracować kryzys. To jest moja specjalizacja, ponieważ jest on kawałkiem mojego życia. Jest mi bardzo bliski sercu, jest o mnie, jest o wielu kobietach, które są mi bliskie, które znam, jest o moich klientkach, o każdym z nas. Każdy z nas ma takie momenty w swoim życiu, a mnie kryzys bardzo mocno i boleśnie zatrzymał. Był to kryzys zdrowotny związany z wypaleniem zawodowym, był tam też mobbing i był też taki kryzys egzystencjalny. Także było to nawarstwienie się kilku kryzysów, chociaż ten zdrowotny miał najtrudniejszy wymiar i to mnie bardzo mocno zatrzymało.
Pomimo choroby ja nadal pracowałam. Oczywiście nie słuchałam swojego ciała, zaciskałam zęby. Kobieta-skała w końcu, więc robi wszystko, żeby dalej przeć do przodu.
Takich klientek mam chyba najwięcej, czyli kobiety-skały, ja muszę być zawsze twarda, zawsze dowozić, jestem odpowiedzialna za wszystko, nie mogę się poddawać, płacz to jest słabość, przyznanie się do tego, że jest mi ciężko, jest słabością i w ogóle słabo jest być słabą. To było między innymi też moje zdanie. Słabo jest być słabą, czyli słabo jest się zatrzymać, powiedzieć, że jest mi trudno, ciężko, cierpieć, płakać, boli. Nie, to w ogóle nie wchodziło w grę. Ale moje ciało zadecydowało inaczej.
Do tego stopnia się doprowadziłam, że ono mnie po prostu brutalnie zatrzymało – i dobrze, że tak się stało, bo nie byłoby tego wszystkiego, nie gadalibyśmy dzisiaj, gdyby nie to. Teraz myślę o tym z dużą wdzięcznością i też poruszeniem. I wiesz co, ten kryzys i ta choroba mocno wpłynęły na sposób patrzenia na siebie, na swoje poczucie wartości, pewności siebie. Pojawiły się myśli związane z poczuciem winy, mocno do siebie.
Postanowiłam znaleźć warsztat, który mi jakoś pomoże. I tak trafiłam na warsztat prowadzony przez coachkę czy coachycę, jak to niektórzy mówią, dla kobiet. Kiedy patrzyłam na nią, jak prowadzi te warsztaty, co robi, z jaką lekkością, z jakim uśmiechem, miałam wrażenie, że wokół niej jest światło, bije z oczu taki spokój, spełnienie, łagodność, radość. Byłam zafascynowana nie tylko tym warsztatem. Nawet mniej samym warsztatem, a bardziej nią.
I przyszła do mnie taka myśl, że jak to jest, że można robić takie cudowne rzeczy i można być takim szczęśliwym, robiąc coś zawodowo?
Na etacie byłam nieszczęśliwa, pomimo że osiągałam bardzo duże sukcesy, dowoziłam, co trzeba dowozić, pięłam się w górę, byłam liderką, no ale miało to drugą stronę medalu. I kiedy ja się po prostu wręcz zakochałam w tej coachycy, zaczęłam googlować, kto to jest, co ona robi, jaka jest historia, skąd to się wzięło. No i to mnie wciągnęło, poszłam na studia i krok po kroku dochodziłam do tego, że chcę zostawić swój etat i zmienić całe swoje życie. Chcę się zajmować czymś, co będzie bliskie mojemu sercu i co będzie mi dawało radość i mieć to poczucie sensu.
Dziękuję za podzielenie się tą historią. Ona mi bardzo przypomina taką koncepcję, która jest używana nie tylko w coachingu, ale też w marketingu – podróż bohatera. Pojawia się wyraźnie jakiś kryzys, którego nie potrafimy przejść, pojawia się też mentor czy wezwanie do nowej przygody. W tej historii bardzo mocno to usłyszałem.
Co było dla ciebie najtrudniejsze? Co było największym wyzwaniem w budowaniu marki, w zmianie? Mówisz, że były duże sukcesy, dobra pensja, domyślam się, że im wyżej się wejdzie, tym jest trudniej z tego zrezygnować. Natomiast jest coś ważniejszego niż te rzeczy, które dawała ci praca. Powiesz trochę o tym?
Joanna Michalak-Szubarga: Tak, oczywiście, że jest coś ważniejszego, tylko to jest tak… Ja przynajmniej tak miałam, że nie miałam z tym kontaktu. Nie miałam kontaktu z tym, co jest naprawdę dla mnie ważne, nie miałam kontaktu ze swoimi wartościami, nie miałam określonego mocno kierunku swojego życia i tego, jak ma wyglądać moje codzienne funkcjonowanie, żeby ono mi służyło długofalowo. Oczywiście pieniądze były bardzo duże, też prestiż, stanowisko, ale ja bardzo dużo pracowałam. Pracowałam po 10–11 godzin. Długo by o tym mówić.
Zapytałeś mnie, co było najtrudniejszego w tym, żeby dokonać tej zmiany. Zależy, jak daleko wstecz mam sięgać, natomiast myślę sobie teraz o takim momencie, kiedy ja już po pierwsze byłam po studiach coachingowo-mentoringowych, po drugie miałam już skończony kolejny kurs dotyczący kryzysu psychologicznego.
Ja już wiedziałam, że praca z kryzysem to jest absolutnie moje, natomiast nie wiedziałam, jak mam te puzzle wszystkie ze sobą połączyć.
Miałam swoje doświadczenie życiowe, wiedzę, umiejętności, wiedziałam, czego chcę, ale jak to wszystko spójnie ze mną poskładać, żeby z tego wyszła marka osobista, która ma pojawić się na rynku i na siebie zarabiać i dawać mi też te wartości, do których dążyłam. Tego nie wiedziałam. Miałam już dużą wiedzę, bo bardzo dużo czasu spędzałam na obserwowaniu ludzi, których ceniłam, którzy mieli swoje firmy i zajmowali się swoimi działalnościami.
Nie wiedziałam, z jakiej strony to wszystko połączyć, żeby z tego powstał konkretny produkt, żeby z tego powstała moja firma, mój biznes, moja działalność. Nie miałam nazwy. Miałam to doświadczenie, miałam wiedzę, miałam to, że kryzys, kryzys, kryzys.
Pewnego dnia dostałam fantastycznego oświecenia i to było niesamowite. Siedziałam na kanapie i głowiłam się, co mam z tym wszystkim zrobić, bo ja tak bardzo chcę to robić, ale nie wiem, jak i nagle taki obraz mi się w głowie wyświetlił ciebie, którego widziałam na Coaching Week. Miałam nagle przebłysk, że ja się do ciebie odezwę. No i jak pomyślałam, tak zrobiłam.
Faktycznie tak było, że budowaliśmy tę markę razem.
Joanna Michalak-Szubarga: Także te dwie rzeczy były trudne. Po pierwsze posklejanie tego wszystkiego konkretną w całość. Nie wiedziałam, jak to zrobić, dlatego bardzo dobrze, że dostałam oświecenia i odezwałam się do ciebie. A drugim późniejszym momentem było samo wyjście na arenę. Wszystko miałam, ale przychodzi ten moment odsłonięcia się, pokazanie się światu i wtedy też miałam trudny moment.
Najważniejszym, najtrudniejszym etapem było urodzenie tej marki.
Sama nazwa, która powstała dzięki tobie i jest wspaniała. Bardzo ją kocham i jest bardzo w punkt. Jest ogromnie ważne, żeby coś takiego powstało, coś, co jest takie nasze, ale też jednocześnie, żeby miało ten swój koloryt na rynku. Na rynku dużo jest wszystkiego, ale jeżeli wyjdziemy z czymś naprawdę naszym, takim od serca, to zawsze się to miejsce znajdzie.
Tu trzeba by było powiedzieć amen.
Wrócę do tej pierwszej trudności, o której mówiłaś. Faktycznie tak jest, że bardzo dużo ludzi ma swoją historię, swoje doświadczenie życiowe i zawodowe plus robi jeszcze różne fantastyczne rzeczy po pracy, doszkala się, uczy się, ma jakąś pasję, którą rozwija, przechodzi kursy, instruktaże. Jakby spisać te wszystkie kompetencje, możliwości, to będzie tego bogactwo, natomiast brakuje tego czegoś, co sprawia, że to ładnie się poukłada. To jest między innymi, czym ja się zajmuję. Myślę, że to jest dobry pomysł, aby szukać takiej nazwy, która jest mocno z tobą sklejona i wynika z tego, kim jesteś, jaką historię opowiadasz.
Joanna Michalak-Szubarga: Pamiętam dobrze ten moment, kiedy wyszły z twoich ust te słowa.
Można powiedzieć, że to jest zupełny przypadek. Jak każdy proces twórczy, pojawiają się jakieś pomysły. Niektóre są do odrzucenia od razu, niektóre wręcz przeciwnie. Pamiętam, że miałem bardzo dużą wiarę w potencjał tej nazwy i mam ją dalej. Pomimo upływu lat mi się ta nazwa dalej bardzo podoba, bo ona zapowiada w zasadzie wszystko, czym ty się zajmujesz – że jest kryzys, który wygląda jak koniec świata, ale on się szczęśliwie kończy.
Czy ciebie coś zaskoczyło w budowaniu marki osobistej albo w byciu marką osobistą, jak już zaczęłaś mieć klientów i wyszłaś na rynek?
Joanna Michalak-Szubarga: Tak – że można być szczęśliwą. Można być zadowoloną z tego, co się robi. Mówię serio, bo to poczucie, te emocje i uczucia, które się we mnie pojawiły, jak wracałam od pierwszych klientek, to było coś wspaniałego. To były takie czasy, w których częściej się pracowało face-to-face. Teraz jest to praca w stu procentach online, już nie tracimy czasu na dojazdy.
Pamiętam, jak wracałam do domu i miałam takie wrażenie, że mijający mnie ludzie dziwnie się na mnie patrzą. Myślałam, że coś dziwnego mam na twarzy, ale okazało się, że to nie było nic dziwnego, tylko mój uśmiech. Ja po prostu szłam i szczerzyłam zęby. Byłam szczęśliwa. Praca w korporacji jest wyborem takim z automatu, bo etat, bo większość tak robi etc. Kiedy doświadczamy pracy, która nie jest naszym spełnieniem, naszym miejscem na ziemi, to później doświadczenie czegoś, od czego masz motyle w brzuchu, czujesz, że to jest to, ma głębszy sens.
A w korporacji robimy różne rzeczy i niejednokrotnie nie wiemy, po co je robimy. Bo tak jest, bo coś jest narzucone, ale jak się zastanowić, jaki to ma sens i po co to jest, to… A jeżeli musimy tego wykonywać bardzo, bardzo dużo i wiele godzin, to jest to prosta droga do wypalenia, kryzysu egzystencjalnego i rozwojowego, i tożsamości i tak dalej.
Zaskoczyło mnie to, że się tak da, że można odnaleźć swoje miejsce, pracować i zarabiać w sposób, który jest blisko moich wartości.
A z takich bardziej przyziemnych rzeczy zaskoczyło mnie, że trzeba wszystko robić samemu. Moja działalność jest na tyle specyficzna, że nie jest tylko online’owa edukacja czy rozwój, bo jednak główną moją osią jest prowadzenie procesów. Natomiast oprócz prowadzenia procesów mam swoją stronę, swój fanpage. To wiąże się z pisaniem postów, artykułów czy newsletterów i ja to bardzo lubię, ale to wymaga dużej ilości czasu. Trochę mnie zaskoczyło, że ta doba jest taka krótka i trzeba wszystko porozciągać.
A ja chciałabym wszystko na raz. Chciałam mieć świetny newsletter i prowadzić grupę zamkniętą na Facebooku i robić te wszystkie rzeczy, które podziwiałam u osób, które w ten sposób pracowały. Podziwiałam, ceniłam i uważałam za dobrą strategię. Później potrzebowałam to zweryfikować na sobie. Te zaskoczenia, niespodzianki czy jakieś rzeczy, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć, są właśnie po to, żebyśmy mogli sobie to poukładać pod siebie.
Najważniejsze jest to, żeby zacząć z tym, co mamy i z tym, co wiemy, a później weryfikować.
Ja mam bardzo podobne doświadczenia na przestrzenie pracy z klientami. Oni jak są jeszcze na etacie, zaczynają tworzyć swoje marki albo myśleć o tym. Patrzą sobie na takie marki, które już są bardzo długo na rynku, a tam prężnie idzie newsletter, co tydzień powstają jakieś odcinki YouTube'a czy podcastów.
Prawda jest taka, że każdy taki kanał komunikacji trzeba najpierw przetestować, sprawdzić, czy on jest dla nas, a później poukładać to tak, żeby można było dzielić się jakąś wartością dodaną, treściami, czyli fajną zawartością merytoryczną, która pozwoli naszym potencjalnym klientom bardziej nam zaufać.
To wszystko po prostu wymaga czasu i trzeba to robić stopniowo, uczyć się tego po kolei, wprowadzać każdy kanał i czasem niektóre odrzucać, bo jak ktoś słabo pisze, no to po co, skoro może coś nagrać albo odwrotnie.
Kończąc naszą dzisiejszą rozmowę, chcę cię zaprosić do jednej rzeczy jeszcze. Jakbyś miała jakoś przemówić do osób, które teraz nas słuchają i się zastanawiają, czy budować tę markę, czy nie. Co byś mogła im powiedzieć jako bardziej doświadczona koleżanka działająca już jako marka osobista?
Joanna Michalak-Szubarga: Najważniejszy jest kontakt ze sobą. Często obserwujemy ludzi, którzy już coś mają, dużo zrobili i wtedy mogą się pojawiać różne podszepty i głosy jakiegoś wewnętrznego krytyka, że tego nie ogarniesz, nie zarobisz. I mogą pojawić się różne różnego rodzaju wątpliwości.
Warto się zatrzymać i wsłuchać się w siebie, posłuchać tej odpowiedzi.
I jeżeli jest jakiś głos, który ciągle do nas powraca, „to jest nie moje”. Ten głos może nie podpowiadać tak konkretnie „nie chcę etatu”, bo czasami łatwiej nam powiedzieć, czego nie chcemy, niż czego chcemy. Dobrze by było sobie odpowiedzieć, jak mi jest teraz w tym miejscu zawodowym, w którym jestem, czego ja już nie chcę, co mi nie służy. Może nawet nie musimy tego nazywać etatem, ale jestem w jakimś miejscu zawodowym: jak mi jest z tym, co robię, jak wyglądają moje godziny pracy, jak wygląda moje życie po, w jakim jestem stanie psychofizycznym. Te odpowiedzi są bardzo ważne. Jeżeli te głosy mówią, że to nie jest to i wiem konkretnie, czego nie chcę, to wnoszą bardzo fajną podstawę i fundament, żeby już coś z tym zrobić.
Dobrze skierować się do osoby, która może wesprzeć w tej sprawie.
Do mentora czy do coacha. Ty byłeś taką osobą, która bardzo mocno mi pomogła to wszystko posklejać i ja już bardzo dokładnie wiedziałam, czego ja nie chcę, ale też do końca nie wiedziałam, jaki to ma mieć kształt, jaką formę, jak to ma funkcjonować. Naprawdę warto się zatrzymać, z tym wszystkim się skontaktować, wsłuchać w siebie i próbować, po prostu próbować.
Często kobiety w trakcie procesów mówią „nie chcę pracować na tym etacie, ja tego nienawidzę” albo jest jeszcze jakaś przemoc emocjonalna w pracy, albo jakieś inne historie. „Ale ja zupełnie nie wiem, co innego mogłabym robić, lubię dekorować swój dom, ale co z tego?”. Albo „uwielbiam układać bukiety”, albo „pięknie pakować prezenty, ale to jest nic, przecież wszyscy tak potrafią”. I pytają mnie „skąd ty wiedziałaś, co ty chcesz robić, w jakim kierunku iść, a i porzuceniu tego etatu skąd ty wiedziałaś, co robić”?
Stosowałam taką metodę skakania z kwiatka na kwiatek.
Kiedy jeszcze nie miałam sprecyzowanej odpowiedzi, ale wiedziałam już, czego nie chcę i że jestem w sytuacji totalnego dyskomfortu, zaczęłam spoglądać na to wszystko z różnych perspektyw. Chodziłam na jakieś spotkania networkingowe, na konferencje, zaczęłam rozmawiać z innymi ludźmi, sama siebie wybijać z tego miejsca, w którym jestem, żeby popatrzeć, jak jest gdzie indziej, jak żyją ludzie, jak im jest, jak to wygląda.
Zawsze mówię kobietom, że to nie jest tak, że jeżeli ty czegoś spróbujesz, na przykład jakiejś pracy manualnej i będziesz chciała to sprzedawać, to musisz już podpisać cyrograf z diabłem i robić to do końca swoich dni. Czasami też są wątpliwości, że to już trzeba do końca życia. Natomiast to jest skakanie, czyli takie próbowanie różnych rzeczy, wychodzenie ze swojego pudełka, patrzenie, i sprawdzanie, rozmawianie z ludźmi, korzystanie z takiej konsultacji.
Jeszcze jedną taką fajną sytuację pamiętam. Zostałam zaproszona na jakąś konferencję online, mówiłam o kryzysie. Jak tylko skończyłam tę konferencję, rozdzwonił mi się telefon. Jeden po drugim. Zadzwoniła do mnie pani i mówiła takim głosem trochę przyciszonym. Nie wiedziałam, o co chodzi, a ona mówi „bo ja jestem w pracy, ale ja to tak mocno poczułam, że musiałam wyjść ze swojego gabinetu, i w ogóle jestem w toalecie. Ja to teraz tak mocno poczułam, te wszystkie głosy się we mnie odezwały, że ja nie chcę, ja już nie mogę być”.
Ona nie wiedziała jeszcze, gdzie konkretnie będzie jej nowe miejsce, ale tak ją to wszystko poruszyło, że tego nie odłożyła.
Mogła wrócić do domu, zająć się tysiącem innych spraw, ale nie odłożyła tego. Posłuchała tego poruszenia w sobie i zadzwoniła. Po prostu wzięła numer i zadzwoniła. I później założyła swój sklep na Allegro.
Mam mnóstwo takich historii, że zaczyna się od niby przypadkowego kontaktu albo rozmowy, albo ktoś kogoś spotyka i mówi „o, fajne, spróbuję, pójdę za tym”. To potem się rozwija w zupełnie nową życiową przygodę. Warto takich rzeczy słuchać, warto na te sygnały być otwartym. Gdzieś tam istnieje życie inne, niż dzisiaj prowadzisz.
Warto wyjść ze swojego pudełka albo wychylić głowę poza swój tunel, I tego życzę wam wszystkim, naszym słuchaczom i widzom. A tobie bardzo dziękuję za rozmowę, było mi niezmiernie miło. Moim gościem była Joanna Michalak-Szubarga, właścicielka marki Szczęśliwy Koniec Świata.
Joanna Michalak-Szubarga: Bardzo dziękuję, było mi bardzo miło i tak dobrze mi się rozmawiało, że jeszcze chętnie bym pogadała.
Bardzo, bardzo was zachęcam do wsłuchiwania się w siebie i do zapraszania momentów, gdzie jesteście w kontakcie ze sobą.
I jeżeli jest choć mały impuls, mały bodziec, to posłuchajcie go, zadzwońcie do Michaela i pogadajcie, co tu zrobić z tą robotą i co tu zrobić z tym miejscem, w którym jesteście. Warto rozmawiać, próbować i robić te małe kroki do przodu.
Chcesz się dowiedzieć więcej? Przesłuchaj pełnego wywiadu na górze strony. Chcesz więcej? Zapraszam do przeczytania bądź przesłuchania pozostałych wywiadów z tej serii.
– Michał Bloch, Jak rzucić etat