Posłuchaj jako podcast w wersji audio:
Michał Bloch: Witam wszystkich bardzo serdecznie. Moim gościem jest Natalia Leśnikowska, właścicielka marki Promotion Coaching. Natalka zajmuje się osobami, które chciałyby awansować w dużych strukturach międzynarodowych korporacji.
Dzień dobry, witam.
Natalia Leśnikowska: Cześć, witajcie. Cześć, Michał. Cześć wszystkim. Bardzo miło mi gościć tutaj w Michała podcaście.
Dzięki. Fajnie, że udało się w końcu, bo kilka razy żeśmy przekładali, więc finalnie jesteśmy i super. Powiedz na początek trochę więcej o swojej marce, czym się zajmujesz? Jak na to wpadłaś, żeby robić to, co robisz, czyli ten Promotion Coaching?
Natalia Leśnikowska: Zacznę od tego, jak na to wpadłam. Ja zawsze byłam osobą, która pracowała na etacie. Tak zaczęła się moja ścieżka zawodowa, że od razu trafiłam do dużej międzynarodowej korporacji i było mi tam dobrze. W zasadzie od początku bardzo fajnie się w tych strukturach odnalazłam. Objęłam szefowanie bardzo dobrym zespołem, gdzie panowała świetna atmosfera i na nic nie mogłam narzekać, ale zawsze lubiłam robić coś dodatkowo po godzinach.
Ze względu na to, że studiowałam lingwistykę stosowaną, na początku było to udzielanie korepetycji albo z angielskiego lub niemieckiego, albo też robienie tłumaczeń. Ale pewnego dnia managerom w firmie, w której pracowałam, zaproponowano szkolenie z coachingu, żeby coaching wykorzystywać w rozmowach z pracownikami i mnie się to bardzo spodobało. To szkolenie było zaledwie dwudniowe, wprowadzenie do tego, czym jest coaching.
Wtedy pomyślałam, że to jest coś, co warto zagłębić i bardziej poszperać w temacie.
Ale nie było na to czasu i potem tak moje życie się potoczyło, że byłam na urlopie macierzyńskim i mnie nosiło. Chciałam coś ze sobą zrobić, chciałam się rozwijać. Opieka nad dzieckiem to było jedno, ale drugie to była chęć zrobienia czegoś w zakresie pogłębiania wiedzy i bum. Natrafiłam na szkołę, w której wykłada Michał. Zrobiłam kurs, certyfikację i pomyślałam sobie, nie można na tym postawić kropki, trzeba to pociągnąć dalej.
Dowiedziałam się, że Michał oprócz tego, że wykłada w szkole coachingu, pomaga też osobom budować marki osobiste. Zastanawiałam się, czy to byłoby coś dla mnie, z kim ja mogłabym pracować, jak mogłabym moje dziesięcioletnie doświadczenie jako manager połączyć z wiedzą coachingową, którą nabyłam.
Tak o to powstał pomysł na Promotion Coaching.
Wracając do Twojego pytania, pracuję z trzema grupami osób. Pierwsza grupa to takie osoby, które dopiero stawiają pierwsze kroki w swoim życiu zawodowym, kończą studia i szukają na siebie pomysłu. Pomagam im ten pomysł znaleźć. Nie ukrywam, że skupiam się na pomocy w znalezieniu pracy odpowiadającej talentom, aspiracjom w międzynarodowym środowisku korporacyjnym, bo ja to środowisko bardzo dobrze znam. A po drugie mam, że to jest dobre środowisko dla osób ambitnych, które chcą zrobić błyskotliwą karierę i swoje wszystkie silne strony wykorzystać.
Druga grupa to są takie osoby, które są na jakimś etapie tej swojej ścieżki zawodowej, ale znalazły się na rozdrożu. Czują się zdemotywowane, może znudzone, coś tam nie gra w relacjach czy to z szefem, czy to z zespołem i przyszedł czas na jakąś zmianę. Bardzo chętnie takim osobom pomagam.
A trzecia grupa to są takie osoby, które są już gotowe na poważny awans, poważny krok, czyli zostanie managerem, szefem większego czy mniejszego zespołu, albo też są świeżo upieczonymi managerami i napotykają trudności, czy to z przekazywaniem ludziom informacji zwrotnej, czy to atmosfera w ich zespole jest nie taka dobra i nie bardzo wiedzą, jak ludzi lepiej ze sobą zintegrować. Tutaj bardzo chętnie dzielę się swoimi doświadczeniami, bo po drodze wszystkie problemy albo część z nich przynajmniej miałam okazję napotkać, rozwiązać i zobaczyć, z czym to się je.
Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że stoimy trochę po przeciwległych stronach barykady, bo ja tutaj opowiadam, jak rzucać etaty i często to są etaty w korporacjach. Ty proponujesz inną ścieżkę, czyli taką, w której osoba, którą wspierasz, rozwija się w strukturach korporacji międzynarodowych. Powstaje pytanie, dla kogo Twoim zdaniem jest praca w międzynarodowej korporacji, a komu byś ją odradziła?
Natalia Leśnikowska: Na pewno praca w międzynarodowej korporacji jest dla osób, które cenią sobie porządek, struktury, nawet pewnego rodzaju dyscyplinę. Nie chciałabym, żeby to słowo dyscyplina zabrzmiało jakoś negatywnie, bo ja na przykład postrzegam dyscyplinę korporacyjną jako coś, co pomaga nam dążyć do celu w sposób uporządkowany, mieć jakiś porządek między życiem prywatnym i zawodowym, brak jakiegoś chaosu. Dla mnie jest to rzecz, która powinna być przez tego typu osoby doceniana. Taka uporządkowana struktura, jeżeli chodzi chociażby o twój rozwój, o wiedzę i kompetencje.
W międzynarodowych korporacjach są całe pakiety szkoleń proponowane pracownikom, gdzie sobie można krok po kroku, bazując na swoich mocnych stronach, na swoich aspiracjach to wszystko budować.
Mając markę osobistą, będąc freelancerem, jesteś sobie sam sterem, żeglarzem, okrętem. O wszystko musisz się sam zatroszczyć, a w korporacji masz bardzo wiele rzeczy podane na talerzu. Tylko musisz po ten talerz sięgnąć i sam zdecydować, co ci z talerza pasuje i odpowiada, a co decydujesz się odstawić na boczny tor.
Kolejna zaleta pracy w korporacji to częste, regularne spotkania z twoim szefem, podczas których o tym wszystkim możesz rozmawiać i te wszystkie swoje aspiracje głośno werbalizować. To jest też bardzo fajne, że masz zawsze kogoś kompetentnego, doświadczonego nad sobą, do kogo możesz się zgłosić po radę, po pomoc w przypadku jakichkolwiek zawodowych rozterek. Mnie to bardzo zawsze pomagało. Miałam to szczęście, że trafiałam na wyjątkowo kompetentnych i doświadczonych szefów, od których mogłam się bardzo wiele nauczyć. Będąc freelancerem, o to wszystko musisz się troszczyć jakoś we własnym zakresie. Oczywiście możesz sobie znaleźć mentora czy brać udziału w różnych master mindach, ale w korporacji to wszystko jest po prostu w zasięgu ręki, wręcz masz to wbite w swój kalendarz i wystarczy stawić się na tym, czy innym spotkaniu z przełożonym.
Praca w korporacjach jest też dla osób, które bardzo sobie cenią kontakt z ludźmi.
W korporacji większość stanowisk to są stanowiska w zespołach, gdzie ma się koleżanki, kolegów czy to przy biurku po lewej, prawej stronie, czy to w przypadku pracy zdalnej po drugiej stronie laptopowej kamery, ale jest ciągły kontakt. Freelancer w zależności od branży ma ten kontakt dużo bardziej ograniczony, większą część dnia spędza w pojedynkę.
Co jeszcze? Na pewno dla osób, które cenią sobie stabilizację, takie pewne jutro – nie ma takiego ryzyka, że wypłata nie wpłynie. Wręcz wiele firm teraz prześciga się w gwarantowaniu pracownikom różnych benefitów, czy to w zakresie dni urlopowych i zwiększonej puli versus to, co było jeszcze chociażby przed pandemią. Tak naprawdę mam poczucie, że w korporacji człowiek jest zwyczajnie zaopiekowany i to, pod jakim względem by sobie tego nie zażyczył.
Moje doświadczenie pokazuje tylko tyle, że warto rozmawiać.
Jeżeli czegoś nie masz, nie dostajesz, to absolutnie nie warto narzekać, tylko wystarczy zgłosić się pod właściwy adres. Oczywiście trzeba dać dużo od siebie, bo też nie chcę, żeby to tak zabrzmiało, że korporacja daje benefity w nieograniczonej ilości, daje stabilizację, szkolenia, a my tak naprawdę nie musimy robić nic. Absolutnie tak nie jest. Wymagania i oczekiwania są duże i nie każdy okres próbny zostaje przedłużony. Trzeba się wykazać, ale mam wrażenie, że to może być taka sytuacja win-win, że dajesz i dostajesz, i obie strony mogą być bardzo zadowolone.
Odnoszę takie wrażenie, że to chyba nie jest kwestia miejsca, tylko kwestia osobowości, własnych priorytetów. Można by tutaj długo dyskutować, że są miejsca fajne i mniej fajne w korporacjach. Można trafić na mniej fajnego szefa, mniej wspierającego, nieco bardziej toksycznego, to też dużo zmienia. Często mówi się, że ludzie nie odchodzą od firm, tylko od złych szefów. Te czynniki personalne mają duże znaczenie, ale jeszcze większe prawdopodobnie mają znaczenie te czynniki wewnętrzne, czyli moja potrzeba stabilizacji versus potrzeba wolności, moja potrzeba pracy samodzielnie bez żadnej bariery, ograniczeń, elastycznej versus pewne uporządkowanie czy nawet dyscyplina jak powiedziałaś. Tak bym powiedział, że to jest bardziej o tym, żeby sprawdzić, jaki ja jestem i co mi pasuje, zawsze można coś zmienić.
Natalia Leśnikowska: Zdecydowanie tak. Tutaj jeszcze raz chciałabym podkreślić, że trzeba rozmawiać. Zetknęłam się w korporacjach, gdzie osoba nie wpasowała się do jakiegoś konkretnego zespołu, nie znalazła chemii z określonym szefem, ale przyszła powiedziała o tym i dało się w tej samej organizacji tej osobie znaleźć lepsze miejsce z innym szefem, gdzie ta chemia się ukazała i wszystko wróciło na dobre tory. Bo miejmy świadomość skali korporacji, różnorodności zespołów i ról. Możemy zwyczajnie nie trafić za pierwszym razem i to nie znaczy, że mamy się obrazić, rzucić wypowiedzenie, trzasnąć drzwiami. Być może w innym zespole będzie nam o wiele lepiej i rozmowa i szczere podzielenie się swoimi odczuciami pomoże temu zaradzić.
Jaka jest wartość z budowania marki osobistej, będąc równolegle na etacie? Bo tak sobie wyobrażam, że jakaś osoba mogłaby powiedzieć, że ma stabilny etat, w fajnym miejscu w międzynarodowej korporacji. Praca jest elastyczna, stawia mi jakieś wyzwania, ale też daje dużo wsparcia. Po co tu jeszcze po robocie coś swojego dłubać? Jaka jest Twoja idea łączenia pracy etatowej z pracą nad własną marką?
Natalia Leśnikowska: Wiesz co, Michał, tutaj powiedziałeś coś ważnego, bo użyłeś sformułowania „coś swojego”. Nie oszukujmy się, że w korporacji robisz coś mniej lub bardziej narzuconego, zleconego, czy po prostu to nie jest od A do Z twoje.
Ja mam takie poczucie, że marka osobista to jest takie twoje dziecko, które ty od początku do końca kształtujesz, dokładnie tak jakbyś chciał.
Tworzysz sobie takie logo, taką stronę internetową, jakie ci pasują, tworzysz produkty, które są zupełnie z twojego serducha i które są w pełni zbieżne z tym, co najlepiej potrafisz i co najbardziej cię pasjonuje i co lubisz robić.
Ja jestem na takim etapie w budowaniu mojej marki osobistej, że największą frajdę i radochę sprawiają mi dwie rzeczy. Po pierwsze spotykanie się z ludźmi, rozmawianie z nimi, patrzenie, jak oni pod moimi skrzydłami się rozwijają i realizują swoje marzenia. A druga rzecz to jest coś, co zawsze lubiłam i niestety w pracy w korporacji nie mam możliwości tej pasji realizować i to jest pasja do pisania. Myślę, że bardzo wiele marek osobistych bazuje na tym, że tworzą content, bo trzeba prowadzić swoje media społecznościowe, trzeba pisać artykuły i mnie to rajcuje. Ja po prostu bardzo chętnie nad tym spędzam mój czas wolny. Budując markę osobistą, robisz wszystko, co leci z twojego serducha i sam decydujesz od A do Z, jak to będzie wyglądało.
W korporacji większość rzeczy jest skonsultowana, jest to jakiś efekt pracy zespołowej i to też jest fajne, ale to jest zupełnie inne i być może mi to nie do końca wystarcza. Chcę robić i to, i to i udaje mi się to ze sobą godzić i nie muszę z niczego rezygnować.
Fajne jest to, co powiedziałaś, że można robić coś swojego opartego o pasję. Często jest tak, że w pracy etatowej, korporacyjnej tej pasji zawrzeć można mniej albo czasami w ogóle, a w przypadku bycia marką osobistą możemy stworzyć ją w oparciu o pasję. To nie zawsze musi być tak jak u ciebie, że to jest jeden do jednego twoje doświadczenia w międzynarodowej korporacji i znajomość języków pozwalają ci przygotowywać ludzi do rozmów kwalifikacyjnych i zdobywać pracę.
Znam dużo takich marek, które realizują totalnie prywatną pasję, typu szkolenie psów, wędkowanie. Wtedy to też jest wartość z tworzenia tego, o czym mówisz. Budowanie marki, praca nad nią, nie jest taką sensu stricto pracą, tylko jest robieniem czegoś fajnego poza etatem. A za kilka lat, jak pojawiają się większe finanse, to wtedy zwykle ludzie decydują, czy zostają na etacie, czy stawiają na którąś z nóg tych pozaetatowych.
Natalia Leśnikowska: Dokładnie.
Ja miałem okazję być przy narodzinach twojej marki, miałem też okazję ją wspierać, więc to jest dobra okazja, żebyśmy pomagali ludziom, którzy zastanawiają się, czy zostać na etacie, czy odejść. Dla kogo jest budowanie marki jeszcze na etacie, jak mogą się do tego przygotować?
Natalia Leśnikowska: Na pewno jest to dla osób cierpliwych i trzeba zdać sobie z tego sprawę, że marka osobista to nie jest coś, co stworzymy z dnia na dzień. Jest dużo kroków, które trzeba sobie dobrze zaplanować i je przejść. Potrzebna jest systematyczność. Jeżeli pracuje się równolegle na etacie, to polecałabym taką strategię, żeby codziennie starać się sobie na tę markę osobistą jakiś wycinek czasu wygospodarować, żeby nie zabierać się do tego tak chaotycznie raz na dwa tygodnie, jak nas akurat najdzie wena, tylko autentycznie starać się o tę systematyczność.
Warto też rozważyć skorzystanie z pomocy mentora, eksperta, kogoś, kto wie, jak zacząć, jak potem iść dalej.
Wbrew pozorom to nie jest wcale takie proste i dużo wygodniej i łatwiej buduje się markę osobistą, mogąc w każdej chwili zasięgnąć porady, wskazówki, przegadać pewne pomysły. Ja tutaj przyznaje się bez bicia, że w rozmowach z tobą okazywało się, że niektóre moje pomysły były nietrafione, że miałam na pewne tematy błędne wyobrażenie. Na pewno polecałabym rozważenie takiej współpracy.
Bardzo ważny w marce osobistej jest pomysł. Trzeba go mieć, inaczej nie wyróżnimy się z tłumu. Wszyscy słuchacze widzą, jak chociażby w pandemii pojawiło się w mediach społecznościowych mnóstwo marek osobistych specjalistów w różnych dziedzinach i trzeba się jakoś wyróżnić, trzeba mieć coś oryginalnego do zaproponowania, żeby nie zginąć w tłumie. Trzeba być osobą stopniu kreatywną, cierpliwą. Rozważyć współpracę z mentorem, z ekspertem.
Potrzebna jest też odrobina odwagi, bo jeżeli będziemy się jakoś straszliwie bali zaryzykować i poszerzyć naszą strefę komfortu to raczej nic z tego nie będzie. Odwaga też do eksperymentowania, bo nie każdy nasz pomysł okaże się trafem w dziesiątkę. Trzeba się też przygotować, że będą po drodze jakieś porażki, ale wyciągamy wnioski, podnosimy się i idziemy dalej. Potrzeba odwagi i wytrwałości, żeby się nie zniechęcić, bo nie zawsze nasza ścieżka będzie usłana różami.
Czasami będą trudniejsze momenty.
Też Michał o tym mówisz dużo w twoich podcastach, że są miesiące lepsze, są miesiące gorsze, jak się jest freelancerem, więc jak są te miesiące lepsze, to trzeba tworzyć poduchę i przygotować się, że będzie jakichś cichszy okres. Trzeba przygotować się na brak tej stuprocentowej stabilizacji, jaka jest na etacie.
Jak mówiłaś o wyróżnieniu się, pomyślałem, że jak się powierzchownie popatrzy na rynek, to prawdopodobnie okaże się, że już wszystko jest i wszystko zostało wymyślone. W zasadzie po części to jest prawda, bo w dobie wszechobecnego Internetu, mediów społecznościowych jest taka nadpodaż. Przynajmniej tak można wywnioskować, że już wszyscy wszystko robią, jest tyle tych marek.
Po drugiej stronie jednak trzeba sobie zdać sprawę, że jak się chce faktycznie wyróżnić i stworzyć fajną markę, to najbardziej trzeba się odważyć na pokazanie jakiejś prawdy o sobie, bo autentyczna postać to jest coś, co jest niekopiowalne.
Dużo ludzi utyka na myśleniu, że nie ma takiego pomysłu, który by nie został wymyślony, a ja zawsze mówię, że twój pomysł na samego siebie jest niekopiowalny. Często też powtarzam, że markę buduje się, tak czy inaczej, czy się robi poukładane działania w mediach społecznościowych, czy się przygotowuje ten pomysł, czy nie.
Na etacie też mamy do czynienia z budowaniem marki osobistej. Zawsze ludzie, z którymi pracujesz, czy z którymi przybywasz, mogą powiedzieć o tobie, że można na Tobie polegać, zaufać Ci, albo nie. I to też jest budowanie marki.
Ja bym się chciał cię zapytać, co było dla ciebie najtrudniejsze w drodze budowania marki, która ma już pełną wizualizację, identyfikację, można ją zgooglować, ma w pełni skomunikowaną ofertę, zaczyna tworzyć treści w kanałach dopasowanych do klienta? Bo ty jesteś na ostatnim etapie. Teraz trzeba budować społeczność, tworzyć produkty, sprzedawać swoje usługi i to skalować, rozbudowywać, ale cała droga trwała jakiś czas.
Natalia Leśnikowska: Najdurniejsze było tak naprawdę zacząć. Do tej pory pamiętam naszą pierwszą rozmowę, jak sobie tak draftowo ustalaliśmy, co będzie do zrobienia. Nie ukrywam, że to na początku zabrzmiało trochę dla mnie przerażająco. Natomiast tych kroków, które mi wymieniałeś, było dość dużo i szczerze mówiąc, z żadnym z tych kroków wcześniej nie miałam do czynienia i na żadnym z nich się dobrze nie znałam, bo to była moja pierwsza marka osobista.
Ciężko mi było wykonać ten pierwszy krok, ale jak już zrobiłam krok pierwszy, drugi, trzeci i lista kurczyła się i coraz bardziej nabierałam wiatru w żagle, coraz bardziej wierzyłam, że to jest realne.
Jedna rzecz to zacząć, a druga rzecz to uwierzyć w siebie. Bo jak ja obserwowałam różne marki osobiste, ty nawet mi podsyłałeś różne przykłady osób, z którymi pracowałeś przede mną, to mi się wydawało, gdzie ja tam do nich. Oni mają takie piękne strony, takie fantastyczne e-booki napisane na tyle stron i takie ładne graficznie. No przecież, gdzie ja w ogóle tam ich dogonię, że się tylko ośmieszę, ale potem się okazywało, że jak się zacznie, jak się spróbuje, jak się skonsultuje pewne rzeczy z Tobą, czy jak się poczyta różne wskazówki w mądrych książkach, czy źródłach, to wszystko jest do zrobienia. Ci wszyscy ludzie kiedyś byli tam, gdzie ja, też kiedyś pewnie mieli niewielkie pojęcie o budowaniu marki osobistej.
Trudne było dla mnie na początku to, że się tak porównywałam.
Jak przełamałem w sobie ten perfekcjonizm i to, że te moje rzeczy na początku nie będą idealne, to zaczęło mi być dużo łatwiej i trochę zeszło ze mnie to ciśnienie.
Bo na pewno perfekcjonizm taki przesadny to jest coś, co może blokować. Nie oszukujmy się, pierwszy artykuł czy pierwszy post na Facebooka, który stworzycie, być może nie będzie spełniał wszystkich kryteriów i nie będzie pod nim masy lajków czy komentarzy. Ale co z tego? Wyciągniecie wnioski, zobaczycie, co można zrobić inaczej, lepiej i w kolejnym tygodniu napiszecie dużo lepszy artykuł, czy dużo lepszy wpis na bloga i to będzie tylko i wyłącznie szło do przodu. Nie ma co czekać, nie ma co tym perfekcjonizmem się zasłaniać, tylko przejść do działania. Trzeba zacząć i zobaczyć, że z tego pola „start” przesuwamy się po kolei coraz bliżej pola „meta”.
Dzięki za tą mowę motywacyjną. Ja mogę tylko dodać, że w zasadzie błędem strategicznym byłoby najpierw rzucić etat, a później budować markę. Najczęściej nastawiamy się, że pierwsze dwa lata, półtora roku najkrócej, to jest działanie równoległe. Na to trzeba znaleźć czas, ale tak jak mówisz warto znaleźć chociażby pół godziny, nawet 20 minut dziennie i każdego dnia jakąś małą cegiełkę, jakiś mały kroczek robić w pożądanym przez siebie kierunku.
Powiedz, Natalia, czego można Ci życzyć na tym etapie marki osobistej?
Natalia Leśnikowska: Dalszego rozwoju. Niech to wszystko idzie w takim kierunku, jak teraz i niech mi nie zabraknie motywacji i siły, bo chciałabym godzić te dwie rzeczy razem ze sobą, mieć na to energię i motywację.
Niech to będą moje życzenia dla ciebie. Jestem pełen uznania – łączenie roli mamy, praca na etacie, jeszcze budowanie marki – potrójne gratulacje.
Bardzo ci też dziękuję za tą rozmowę. Miło mi było cię gościć. Piszcie do nas, będziemy tutaj zaglądać, będziemy komentować razem z Natalią. Bardzo wam dziękuję za uwagę i widzimy się w kolejnych odcinkach.
Natalia Leśnikowska: Ja również dziękuję wam wszystkim i dzięki, Michał, za zaproszenie do tej rozmowy. Cała przyjemność po mojej stronie.
Chcesz się dowiedzieć więcej? Przesłuchaj pełnego wywiadu na górze strony. Chcesz więcej? Zapraszam do przeczytania bądź przesłuchania pozostałych wywiadów z tej serii.
– Michał Bloch, Jak rzucić etat