Dr Mateusz Grzesiak – budowanie marki osobistej to ciągły rozwój i świadoma praca nad sobą

Dr Mateusz Grzesiak budował swoją markę osobistą przez wiele lat, kształcąc się równolegle z młodym rynkiem rozwoju osobistego w Polsce. Teraz może pochwalić się dojrzałym brandem rozpoznawalnym w Polsce i na świecie. Jego wizją jest tworzenie świadomego człowieka, a misją edukacja rozumiana jako nieustanny i wszechstronny rozwój osobisty i zawodowy. Jak wyglądała jego droga do sukcesu?

Posłuchaj jako podcast w wersji audio:

Mój dzisiejszy gość to ogromna marka. Jestem w związku z tym bardzo podekscytowany. To marka istniejąca od wielu lat, budząca czasami skrajne emocje. Marka, gdzie wyraźnie widać zmiany na przestrzeni lat oraz można śledzić jej dojrzewanie. I takich zmian można tylko gratulować. Z wielkim poczuciem zaszczytu przedstawiam dzisiejszego gościa, a jest nim dr Mateusz Grzesiak, konsultant, psycholog, wykładowca.

U mnie jest taka konwencja w podcaście, że pytam moich gości o rzucanie etatu. Jak rozmawialiśmy o tym chwilę wcześniej, mówiłeś, że jakiś drobny epizod z pracą etatową był u ciebie, ale że to nie jest story o Tobie. Ciekawi mnie, co robił Mateusz Grzesiak, zanim rozpoczął budowanie własnej marki osobistej?

Dr Mateusz Grzesiak: Przez długi kawałek swojego życia, już od czasów licealnych, uczyłem języków obcych i udzielałem korepetycji. W szkole, którą serdecznie pozdrawiam, bo to liceum Dubois, zawsze byłem chętny, żeby pomagać innym uczniom. Dbałem tam o to, żeby mieć bardzo dobre oceny i się wykazywać w różnych przedmiotach. Więc to były takie już działania o charakterze przedsiębiorczym, związane z edukacją, w której siedzę na dobrą sprawę od okresu nastoletniego.

Jeszcze wcześniej, gdy byłem dzieckiem, też działałem przedsiębiorczo, bo przez pryzmat, czy to freelancerskiego zbierania malin albo truskawek, bo tak to funkcjonowało w latach 80, albo czereśni, a później sprzedaży. Jestem chłopakiem nadmorskim z Koszalina, więc była to sprzedaż napojów i jedzenia w sezonie na plaży w Mielnie. Miałem wtedy pewnie z dziesięć czy dwanaście lat, gdy dzień w dzień chodziłem i już sprzedawałem. W związku z czym te rysy, sprzedażowe – wiadomo, że sprzedaż jest jedną z podstaw przedsiębiorczości – zdobywałem bardzo wcześnie.

Później wszedłem w edukację i niezależnie od tego, czego uczyłem, czy były to zajęcia z języka polskiego, czy z języka niemieckiego, czy później języki, które mocno rozbudowywałem. Gdy przyjechałem z Koszalina do Warszawy na swoje pierwsze studia, mając lat dziewiętnaście w 1999, to zawsze to już było powiązane w jakiejś mierze z edukacją. A później w 2001 czy 2002 roku zainteresowałem się rozwojem osobistym i zacząłem to od razu wprowadzać do Polski. I w taki sposób, spotykamy się dwadzieścia lat później.

Czyli rozumiem, że już ten przedsiębiorczy rys był z tobą od początku i w zasadzie, nie miałeś nawet planów, żeby podejmować taką standardową pracę etatową?

Dr Mateusz Grzesiak: Nie myślałem o tym w tych kategoriach. Nie dlatego, że była to świadoma, przemyślana decyzja, wynikająca z określonej analizy, na którą mogę sobie pozwolić dzisiaj jako ekonomista. To była kwestia związana z zupełnie nieświadomym modelowaniem tego, co wyniosłem z domu rodzinnego. Moja mama jest teatrolożką, mój ojciec jest aktorem teatralnym. Ja się wychowałem w teatrze, na wystąpieniach publicznych, więc ten rys aktorski był dla mnie od samego początku czymś zupełnie naturalnym.

Rodzice w momencie, gdy zaszła transformacja w 1989 roku, zaczęli zajmować się biznesem. To były czasy dzikiego zachodu na wschodzie, to znaczy, cokolwiek się wtedy nie sprzedawało, to się sprzedawało. I oni imali się różnego rodzaju biznesów, zarówno działając w spożywce, jak i w kontekście szycia ciuchów i sprzedaży wielu różnego rodzaju produktów. Ja to obserwowałem, więc dla mnie model związany z działalnością, przedsiębiorczą, patrząc na to z dzisiejszej, ponad trzydziestoletniej perspektywy, był naturalnym benchmarkiem.

Nie patrzyłem na pracę u kogoś jako rzecz, w ogóle braną pod uwagę.

Co nie oznacza, że jestem przeciwny, bo sam jestem adiunktem na uczelni wyższej na akademii WSB w Dąbrowie Górniczej. Jestem na prawdziwym etacie, tylko dopiero od 37 roku życia, więc powiedzmy, że ścieżka była zupełnie inna. Natomiast, faktycznie, w przedsiębiorczości wychowywałem się od początku, no i tak już zostało. Jeszcze w połączeniu z dużą ilością freelance’u, bo samo prowadzenie firmy to jedna rzecz, a bycie konsultantem to druga kwestia.

Gdy zaczynałeś budować swoją markę już jako Mateusz Grzesiak, prowadzić szkolenia, w którym momencie zorientowałeś się, że to jest na pewno ta dobra droga? Czy w ogóle miałeś jakieś wątpliwości, czy raczej już z tymi wzorcami, z tymi modelami, wiedziałeś, że to po prostu kwestia czasu?

Dr Mateusz Grzesiak: Nie miałem żadnych wątpliwości, natomiast nie wiedziałem, że jest to kwestia czasu.

W chwili, gdy ma się niesprzyjający rynek i nie ma umiejętności, to wtedy osobowość, determinacja albo kompensujące schematy poznawcze wyciągnięte z domu i kultury są głównym napędzaczem.

dr Mateusz Grzesiak
Dr Mateusz Grzesiak – konsultant, psycholog, wykładowca

Dr Mateusz Grzesiak: Więcej determinacji niż rozumu, mówiąc kolokwialnie, dlatego że po pierwsze, marka osobista, jako pojęcie było zupełnie nieznane. Pisałem pracę doktorską na temat budowania marki osobistej. Jest to tematyka, której eksploracja była trudna, gdy wszedłem w to naukowo, ponieważ nie ma wielu materiałów w zakresie tych rozwiązań i traktowania swojego wizerunku czy siebie jako produktu z perspektywy marketingowej. Ta tematyka w 2000 roku, była zupełnie niezrozumiała, tego po prostu nie było. Ja również, o tym nie wiedziałem.

Jeżeli chodzi o kwestie związane z tym, czy wiedziałem, że to będę robił, to było to oparte o moją pasję, którą jest edukowanie ludzi. To się nigdy nie zmieniło. Ja się tym zajmuję od momentu, gdy miałem dwanaście lat i koleżanka z dwóch niższych klas przyszła do mnie na korepetycje z języka niemieckiego. Ja jej coś wytłumaczyłem, a ona powiedziała, „powinieneś się tym zajmować, jesteś super” i dała mi osiem złotych. Dostałem komplement, czyli uznanie dla mojej pracy i dostałem osiem złotych, czyli pieniądze. Te dwa czynniki od tamtej pory nigdy mnie nie opuściły.

Natomiast to, że wiedziałem, czy mi wyjdzie, było traktowane w zupełnie inny sposób. Ja nie miałem celu, żeby mi wyszło w modelu, który dzisiaj jako ekonomista, określiłbym jako KPI, czyli konkretne wyniki, które mam do osiągnięcia, bo ja nie miałem wtedy takiej wiedzy.

Po prostu uwielbiałem robić to co robię, bardzo pokornie uczyłem się tego, jakie były reakcje rynku.

Znalazłem się w takim miejscu i w takim czasie, że rynek był wtedy raczkujący. Uczestniczyłem w jego powstawaniu jako pewnie jeden z praojców, bo pamiętam teksty ludzi, którzy na pytanie, czy chcieliby mieć coaching, mówili „coaching, to żona w nocy robi”. Miałem okazję wystartować w takim momencie, w którym rynek był horrendalnie rozproszony. Dalej zresztą jest, bo Polski rynek jest relatywnie niedojrzały. Ale wtedy był przede wszystkim raczkujący i niezrozumiały, więc z tego punktu widzenia, gdy działałem, rosłem wraz z tym rynkiem, co było kwestią makro i mikroekonomiczną. Wychodząc na rynek jako jeden z pierwszych, automatycznie wskoczyłem na górę. Dopiero dzisiaj jest to duże przedsiębiorstwo, które generuje i konkretne przychody, i konkretne zyski, zatrudnia ludzi.

Teraz patrzę na to w zupełnie inny sposób, ekonomicznie. Przedsiębiorstwo ma określonego rodzaju wizję, misję, cele strategiczne, KPI, z których są rozliczani pracownicy. Dzisiaj faktycznie kieruję się liczbami.

Dwadzieścia lat temu nawet nie wiedziałem, w jaki sposób miałbym coś mierzyć. Po prostu kochałem to, co robię, robiłem to, a reszta się wydarzyła poprzez pryzmat determinacji i permanentnej nauki.

Jak zaczynałem, to jeździłem na szkolenia, między 8 a 9 miesięcy w roku. Dosłownie trzy kwartały spędzałem na codziennym uczeniu się od rana do wieczora. Wszystkie moje pieniądze wydawałem na szkolenia. Zrozumiałem, że chcę się uczyć od najlepszych i to będzie metoda na to, żeby być najlepszym i mieć taką wiedzę merytoryczną, która będzie adekwatna do tego, żeby móc poszaleć i to zadziałało.

Kilka rzeczy zostaje ze mną na dłużej. Przede wszystkim te takie bardzo wczesne symptomy, że pomaganie i bycie edukatorem dzieje się już w zasadzie w szkole.

Mam podobne wspomnienia z liceum, gdzie ktoś mówił, że jestem dobrym słuchaczem. To są takie dary od ludzi, które mogą być wskazówkami, jak pokierować swoją ścieżką. Zachęcam osoby, którym pomagam budować marki osobiste, żeby też szukały czegoś takiego w swojej historii. Czasem się za tym idzie, a czasem się zostawia, ale to gdzieś tam jest, więc warto to tego wracać.

Miałem przygotowane pytanie o plan awaryjny, ale teraz się trochę dezaktualizuje, bo mówisz, że w zasadzie nie miałeś wątpliwości, że to wyjdzie. Co by było w sytuacji, gdyby to się nie udało albo rynek inaczej by się poukładał? Miałbyś pomysł na alternatywną ścieżkę kariery dla siebie? Kimś innym mógłbyś być, jeżeli tak mogę z poziomu tożsamości zapytać?

Dr Mateusz Grzesiak: Gdy się za coś zabieram, nie biorę w tym momencie aspektu pt. to nie wyjdzie, ponieważ ja nie przestanę. Nie uzależniam swojego działania od czynnika zewnętrznego. Mogę dostać feedback, idący z rzeczywistości, że na przykład jakiegoś rodzaju produkt, który wypuszczam, nie jest adekwatny w danym kraju, dla określonej grupy docelowej, więc nie uważam, że to nie wyszło. Wtedy myślę, że czegoś nie umiałem i się muszę nauczyć, więc muszę dalej pracować i dalej się zastanawiać, jak mam coś zrobić.

Z tego punktu widzenia to, czym się zajmuję, musi wyjść, ponieważ ja się tym zajmuję i mam to w pełni pod kontrolą.

dr Mateusz Grzesiak 2

Dr Mateusz Grzesiak: W momencie, gdy ktoś przyjmuje model, w którym bazuje na własnych umiejętnościach, bo w nie inwestował przez całe życie – a ja najwięcej pieniędzy, w swoim życiu, nadal wydaję na swoje umiejętności – to nie może nie wyjść. Dzięki umiejętnościom uprawdopodabnia to, że wychodzi. Nie mówimy tutaj o przypadkach losowych, typu ktoś miał wypadek samochodowy albo o kwestii związanej z pandemią czy innymi czynnikami sytuacyjnymi, których nikt nie jest w stanie przewidzieć. Mówimy o zestawie kompetencji, które na przykład dają ci umiejętności robienia biznesu.

Jeżeli ja umiem sprzedawać i umiem występować publicznie to, jestem w stanie robić tak zwany platform selling niezależnie od tego, gdzie ja się znajdę. Tak się składa, że wykładałem w siedmiu językach i zaczynałem się już mocno uczyć chińskiego i pewnie bym tam dalej był, gdyby nie pandemia. Już wchodziłem na ten rynek po to, żeby robić tam webinary sprzedażowe.

Jeżeli ktoś ma umiejętności miękkie, a ja w nich siedzę po uszy, czyli umiejętności zarządzania myślami, emocjami, zachowaniami, które pomagają osiągać cele osobiste i zawodowe, to to musi wypalić.

Nawet w momencie, gdy czynnik zewnętrzny, będący poza kontrolą wpłynie na to, że ktoś będzie miał jakąś katastrofę biznesową i będzie musiał zamknąć biznes, to on będzie wiedział, jak analizować rynki rosnące, jak się przebranżowić i te same kompetencje marketingowo, sprzedażowo, zarządczo, emocjonalno-komunikacyjne i relacyjne wykorzystać ponownie.

Dla mnie z perspektywy nie ma znaczenia, mówiąc o planach awaryjnych, co ja będę sprzedawał albo czym się będę zajmował, bo biznes to jest układanie klocków. Przedsiębiorczość jest oparta na konkretnej, rzetelnej, naukowo sprawdzonej, empirycznie potwierdzonej wiedzy. Trzeba wiedzieć w jaki sposób, na przykład, zrobić markę osobistą po to, żeby stając się atrakcyjnym produktem w swojej branży, po odpowiednich mikro i makro analizach, być w stanie zwojować w jakiejś mierze – to już zależy od osobistych swoich celów – rynek, w którym ktoś funkcjonuje.

Z racjonalnego punktu widzenia będąc psychologiem i pedagogiem, jestem także ekonomistą, mam inne biznesy i inwestycje. Jestem zabezpieczony pod kątem finansowym tak, żeby nie musieć pracować za pieniądze do końca życia. Jest to wynik szczególnie ostatnich kilkunastu lat. Od dziesięciu lat działania już przemyślanego i świadomego, bo wcześniej to była naprawdę dzika determinacja i robienie czegoś z pasją.

W obu przypadkach czynniki bardzo miękkie i niemierzalne, wynikające z osobowości i umieszczonej na takim rynku, który się rozwijał. W tej chwili to jest to w ogromnej mierze przemyślany zestaw działań. Na przykład kupuję domy i mieszkania w celach inwestycyjnych.

I to już wynika z analizy, więc nie potrzebuję planów awaryjnych, bo ja nie zakładam porażki i również nie myślę o awarii żadnego rodzaju.

Raczej podejmuję świadome działania, które pomagają mi realizować cele, jakie mam, a te cele są w kontekstach finansowych, relacyjnych, terapeutycznych, rozwojowych, i tak dalej.

Zapytałem o to, dlatego że dużo osób, z którymi rozmawiam, często jest zablokowane poprzez widmo porażki. Obawiają się, że rzucą etat i zacząwszy budować swoją markę osobistą, coś nie wyjdzie.

Takie widmo w ich rozumieniu porażki jest czymś blokującym przed podjęciem ryzyka. Tutaj też o to ryzyko możemy się spierać. Dla mnie ryzykowne jest bycie na etacie, a nie budowanie marki, ale to właśnie słyszę od klientów, więc dzięki, że się tym podzieliłeś.

Dr Mateusz Grzesiak: Mówimy o innych segmentach. Ja nie jestem segmentem, który pod kątem psychograficznym charakteryzuje wysoka doza lęku. W związku z czym moja odporność na ryzyko, pod kątem też osobowościowym, jest inna. Ja mam innego rodzaju problemy, z którymi bym do ciebie przyszedł, niż to czy mi nie wyjdzie.

Bo oczywiście każdy z nas ma różnego rodzaju lęki. W momencie, gdy się zmienia segment, to problem pod tytułem „nie wyjdzie” przestaje istnieć.

Zaczyna się za to pojawiać inny, na przykład co zrobić, żeby wychować dziecko na świadomego człowieka. To są innego rodzaju problemy. W zależności od tego, do którego segmentu trafisz, będziesz miał takie, a nie inne problemy. I przecież istnieje, na pewno bezpośrednia korelacja, pomiędzy kwestią odporności na ryzyko versus sposobem pracy.

Wiadomo, że przedsiębiorcy mają większą odporność na ryzyko. No i teraz konia z rzędem temu, kto powie, co było pierwsze jajko czy kura. Czy dlatego, że ktoś ma osobowościowo wyższą odporność na ryzyko, automatycznie sprzyja mu rynek i on tam idzie, czy w momencie, gdy ktoś się stanie przedsiębiorcą, to będzie musiał zbudować w sobie takiego rodzaju odporność, która automatycznie będzie większa, niż ktoś kto potencjalnie pracuje na etacie.

dr Mateusz Grzesiak 3

Tak, tutaj myślę, że dotknęliśmy tutaj paradygmat behawioralno-poznawczy. Zmiana myślenia to nowe możliwości zachowań, ale też jak podejmiesz nowe zachowania, to zmienia się myślenie i trzeba by to było pewnie sprawdzić.

Czy można jakoś powtórzyć twój sukces, idąc w twoje ślady? Twoje doświadczenia sumują się na dzisiejszą pozycję. Często mówisz o modelowaniu. Co z twojego doświadczenia na pewno trzeba, warto robić, a czego nie warto? Pewnie wypróbowałeś też sposoby, jak nie osiągnąć sukcesu, czy jak nie budować marki? Co dzisiaj startująca marka musiałaby zrobić, żeby mieć duże zasięgi, na bycie tak rozpoznawalną marką, jak ty?

Dr Mateusz Grzesiak: Dobrze, tu jest kilka pytań. Najpierw pojawił mi się opór, gdy powiedziałeś o tym, co zrobić, żeby osiągnąć taki sukces jak ja. Wychodzę z założenia, że każdy z nas na podstawie autonomii i samorealizacji może być sobą i nie musi powtarzać kogoś innego. Istnieje absolutna niepowtarzalność każdej linii czasu, która jest jednostkowa. Nikt nie jest w stanie odwzorować czyjegoś życia, bo nie miał czyjegoś dzieciństwa, czyichś rodziców ani czyjejś kultury, czy czyjejś genetyki, żeby móc nim być.

Ja mogę być tylko sobą i działać na bazie mojego potencjału.

Natomiast to, co na pewno można modelować to określonego rodzaju zachowania oraz sekwencje działań, które prowadzą do określonego efektu. W przypadku marki osobistej napisałem trzy książki na ten temat. Jedna naukowa po angielsku, druga naukowa po polsku i taka dosyć już popularna naukowa o marce osobistej, więc można sobie do nich zerknąć. Tam jest opisany cały proces tego, co powinno się zrobić.

Powinniśmy zawsze zacząć od tego, jakie mamy plany, czyli planowanie strategiczne, nasza wizja, misja, nasze wartości, co chcemy osiągnąć. Później powinniśmy dokładnie przeanalizować rynek, na którym chcemy funkcjonować, czyli sektor. Edukacja, którą można podzielić na coaching, terapię, szkolenia motywacyjne, szkolnictwo średnie i tak dalej, jest czymś zupełnie innym. Jest na przykład show-biznes, gdzie dominują marki osobiste. Medycyna, gdzie dzisiaj w Warszawie, masz 29 tysięcy lekarzy, a ten, który nie jest promowany na różnych stronach internetowych, to nikt do niego przynajmniej na samym początku nie trafi. Chyba że z polecenia, ale to jest dłuższa droga niż potrzeba.

Wszędzie tam, gdzie ktoś działa freelancersko, będzie potrzebował marki osobistej. Trzeba więc dokonać dokładnej analizy sektora, żeby zdać sobie sprawę z tego, co cię czeka i co jest potrzebne, żeby w tym świecie w odpowiedni sposób zaistnieć i w jaki sposób powinieneś się prezentować.

To doprowadzi do właściwej segmentacji klientów i dopiero później powstaje marka osobista, ponieważ ona, jeżeli jest konstruktem o charakterze marketingowym, to nie stanie się konstruktem psychologicznym i to jest rzecz, która jest niezwykle istotna.

Jeżeli ktoś stworzy Spider-Mana bez posiadania silnego i oddzielonego od niego Petera Parkera, to Peter Parker, wracając do domu, nie będzie chciał ściągać swojego niebiesko-czerwonego skafandra i będzie się dziwnie zachowywał.

Marka osobista jest konstruktem marketingowym, który służy w określonych celach klientom, czyli odbiorcom tej marki. Z perspektywy funkcjonowania i czegoś zupełnie niezależnego, gdy ja jestem ojcem w moim domu, mężem mojej żony, czyimś przyjacielem to tam też istnieje marka osobista i wizerunek. Natomiast on operuje zupełnie inaczej, dlatego że ma innego rodzaju cel i odbiorców. Jak się ubieram, gdy idę na randkę z moją żoną, to jest to kwestia związana z wyglądem.

Jest inaczej, gdy ubieram się na nasze spotkanie i na nasz wywiad, a jeszcze inaczej, gdyby to było nagrywane na video. To jest kwestia odpowiedniej konstrukcji tej marki – trzeci etap jej robienia. Wtedy ta konstrukcja jest oparta o określonego rodzaju budowanie archetypu, narracji, stylu komunikacji osobowości, wyglądu, rekwizytów i cały storytelling, który dokładnie to opisuje. Następnie jest wybór kanałów dystrybucji contentu, czyli to, gdzie ktoś chce funkcjonować, podłączanie to do modeli sprzedażowych związanych z tym, czemu ta marka ma służyć, co ona ma przekazywać, co ma robić i kogo ma przyciągnąć, do jakich produktów i usług. Później wdrożenie, czyli implementacja. Mówię w tej chwili, używając technicyzmów, w sposób zarządczy, dlatego że to jest model biznesowy i tak to funkcjonuje.

Tak się uśmiecham, bo z jednej strony mówi się o autentyczności marki i o byciu tak zupełnie sobą. To też można obserwować na przykład na YouTubie, że takie totalnie wydaje się naturszczykowe marki zyskują ogromne zasięgi. Prawdopodobnie najpierw po prostu będąc sobą, osiągając zasięgi, a potem ubierają to w techniczne aspekty. Z drugiej strony mówisz o takim podejściu dokładnie zaplanowanym, sparametryzowanym.

Dr Mateusz Grzesiak: Dlatego że, Michał, to jest kwestia dychotomii, która istnieje tylko w naszej kulturze, oddzielającej pewne aspekty, które powinny iść razem. Taką dychotomią w Polsce jest kwestia związana z bogactwem i duchowością. Bogactwo rzekomo ma wymiar materialny, ale pusty, a duchowość za to jest kojarzona z biedą i chorą matko-teresowatością opartą o schemat samopoświęcenia, robienia rzeczy kosztem siebie dla innych, ale za to jest rzekomo lepsza. A sam Osho, chociażby proponował medytację w Mercedesie czy Rolls-Royce.

Jest wiele takich dychotomii w różnych kulturach, na przykład w Brazylii, gdzie żyłem przez 3 lata, ponad 60% mężczyzn uważa, że w momencie, gdy kobieta była napastowana, to znaczy, że tak naprawdę się o to prosiła. Tam jest inna dychotomia, tam jest albo facet, który jest macho, co się definiuje w sposób klasyczny, bardziej agresywny, nawet związany z przemocą, z punktu widzenia dominacji, pewności siebie połączonej z arogancją, albo facet jest po drugiej stronie barykady, czyli jest kobiecy. Nie będę używał inwektyw, które podejrzewam, że nasi słuchacze mogą sobie dorobić i to jest dychotomia brazylijska.

W Stanach, gdzie miałem okazję być rezydentem i mieszkać, istnieje dychotomia konkretnego rodzaju albo jest się przegranym, albo jest się wygranym. Zresztą Donald Trump swego czasu mówił o tym, że ludzie dzielą się na dwie kategorie winners i losers. Ktoś, kto osiąga sukces materialny, jest wygranym, a jak nie osiąga, to znaczy, że jest życiowo przegrany.

W Polsce à propos marki osobistej to też się zmienia. Patrzę przez pryzmat dwudziestoletniego rozwoju czy to rynku, w którym funkcjonuję, czy to aspektu samej kultury i wymiany pokoleniowej. Masz coraz więcej millenialsów i zetek, którzy są wychowani zupełnie inaczej niż baby boomersi będący z innej planety, bo jeżeli kobiety są z Wenus, faceci z Marsa, to myślę, że baby boomersi są z Saturna.

Wobec tego, gdy w Polsce weźmie się pod uwagę aspekt autentyczności versus sztuczności, to żyjemy w takim modelu, który jest absolutnie nieżyciowy.

dr Mateusz Grzesiak 4

Dr Mateusz Grzesiak: Badania pokazują, że gdy kelnerka ma na sobie czerwoną szminkę, dostanie 17% więcej napiwku, a gdy mężczyzna w barze dla samotnych rozmawia z kobietą, mającą głębszy dekolt, to ilość zapamiętanych informacji spada o 90%. Mamy do czynienia z permanentnym wywieraniem wpływu i to nie jest kwestia tego, czy to jest autentyczne, czy sztuczne tylko kwestia tego, jaki on jest i z jakich intencji i pobudek się rodzi.

Paradygmat powinien być zupełnie inaczej skonstruowany. Każdy z nas, kto ma konto na Facebooku, już ma markę osobistą. Każdy z nas, kto ma dziecko w szkole, to dziecko ma opinie u nauczycieli, to jest marka osobista. Moja opinia na temat mojego dziecka czy ono jest leniem, czy drugim Einsteinem, to marka osobista tego dziecka. A to czy moje dziecko słucha mnie, czy słucha jakiegoś youtubera zależy od tego, jaką ja mam markę osobistą, więc myślenie w kategoriach autentyczne albo sztuczne jest związane z brakiem zrozumienia samego zjawiska.

Marka osobista może być dobrze albo źle zrobiona, prawdziwa albo nieprawdziwa. Istnieje faktycznie pewna intymna relacja pomiędzy podmiotem mającym określoną markę a samą marką jako taką. Oczywiście, że to się w tym kontekście nie różni od marek klasycznych, czyli marek firmowych. Ktoś może wymyślać na swój temat rzeczy, które nie są prawdziwe, tylko że on się nie utrzyma na rynku dłużej, dlatego że wcześniej czy później będzie musiał sprzedawać określonego rodzaju produkty i te produkty albo będą, albo nie będą miały jakości. Nikt nie zrobi długoterminowego produktu i długoterminowego biznesu, gdyby się czymś takim kierował.

Dychotomia autentyczność versus sztuczność jest kwestią kulturową.

Takich problemów nie ma za granicą i należy je u nas adresować. Ja je adresowałem, kiedy robiłem kursy i dlatego, jak pisałem książkę i robiłem kurs, to przygotowałem Jak stworzyć autentyczną, skuteczną markę osobistą. Wyraz „autentyczną” był robiony wybitnie pod Polaków po to, żeby oni zdali sobie sprawę, że nie ma czegoś takiego, jak robienie marki osobistej, która nie jest autentyczna. To nie byłaby wtedy marka osobista, nie byłaby to marka Mateusza Grzesiaka tylko Krzysztofa, a ja nie mogę mieć marki Krzysztofa, bo jestem Mateusz Grzesiak.

Inną obawą, jaką dzielą się ludzie, którzy zastanawiają się, czy oprzeć swoją drogę zawodową o markę osobistą, jest hejt. Jest to coś, o co wiele osób się martwi. Co będzie, gdy będą się ze mnie wyśmiewać?

Tutaj też prawdopodobnie jesteśmy w stanie odwołać się do twoich książek, natomiast chciałbym cię do tego zaprosić trochę z innej perspektywy. Co byś powiedział osobie, która obawia się stratowania przez hejt jako marka osobista?

Dr Mateusz Grzesiak: Po pierwsze, jeżeli nie chcesz mieć hejtu to nie rób marki osobistej. Jeżeli ktoś chce być znany, to ceną jest plotka. Jeżeli ktoś chce kupić sobie ostry nóż do krojenia chleba, to może też się pokroić. A jak ktoś ma ochotę na szybki motocykl, który ma trzy sekundy do setki, to musi brać pod uwagę, że prawdopodobieństwo wypadku wzrasta.

Dualność jest naturą wszechrzeczy i istnieje zarówno cień, jak i zasób każdego zjawiska.

Jeżeli wchodzę w relację, to będzie mnie boleć i będę cierpieć. Jakbym w nie nie wszedł, to uniknąłbym kłopotów z całą plejadą odrzuceń i innych trudnych emocji. Hejt istnieje zgodnie z zasadą buddyjskiego istnienia cierpienia. Należy to w odpowiedni sposób zaadresować, to jest raz, to są działania o charakterze marketingowo-PR-owym i dwa trzeba zadać sobie fundamentalne pytanie, dlaczego to zjawisko, które właśnie wystąpiło w postaci negatywnego nazwania mnie w określony sposób, nieprzychylnego komentarza to jest dla mnie hejt.  Dlaczego mnie to boli, jak ja na to reaguję.

A to już jest piękna podróż w terapię i poznanie siebie. To, w którym momencie dane zjawisko sprawia określonego rodzaju ból, to jest to nic innego, jak informacja na temat mojej niedoskonałości i słabości. I po nitce do kłębka jestem w stanie, widząc coś, co mnie rani, zasklepić tę ranę poprzez podróż do określonych wspomnień, znalezienie analogicznych sytuacji – kontekstualnie innych, ale emocjonalnie tożsamych – a następnie przepracowanie ich w taki sposób, żeby z tą emocją sobie radzić. To buduje mięsień świadomości, odporności, radzenia sobie z określonymi sytuacjami i daje podwaliny do tak silnego „ja”, które jest w stanie ogarniać innego rodzaju problemy.

Mało kto ma, Michał, problemy z hejtem w świecie zewnętrznym tak bolesne, jak w świecie wewnętrznym. To, że ktoś o nas pisze coś, na ogół nas rusza nieporównywalnie mniej, niż to, że ktoś bliski, nasz życiowy partner albo dziecko będzie na nas obrażone, albo powie coś niefajnego o nas.

Należy przyjąć określonego rodzaju podejście do tego, czym ten hejt jest.

Moją pierwszą radą byłoby to, że patrzę na hejt w kategoriach informacyjnych.

dr Mateusz Grzesiak 5

Dr Mateusz Grzesiak: Jeżeli coś odczytuję jako hejt, to patrzę na to przez pryzmat, czego się dowiaduję na swój temat. Czy mam jakieś negatywne emocje z tym związane? Jeżeli nie mam, to patrzę na to poprzez drugi pryzmat, który włączam, gdy myślę o aspekcie marketingowym, czyli jakie to ma dla mnie znaczenie jako marki czy to jest dla mnie niebezpieczne, czy ja przez to stracę pieniądze, czy to się może rozlać, czy to może podchwycić prasa, i tak dalej. Rozważam to od strony konkretnej świadomości PR-owej, która oczywiście w moim przypadku jest inna, bo jestem na świeczniku. Następnie patrzę na to z punktu widzenia tego, jak to należy zaadresować jako zjawisko.

W Polsce robiłem badania do swojej książki na temat hejtu. Profil polskiego hejtera to jest piętnastoletni chłopiec, później dziewiętnastoletni. To pokrywa zapotrzebowanie mniej więcej 80% hejtu.

Ponad 90% ludzi w Polsce spotkało się z hejtem, natomiast tylko 1-2% uważa, że są hejterami.

Ten kolosalny brak świadomości pokazuje, że Polacy hejtują nie wiedząc, że to jest hejt, że to jest mowa nienawiści. Zawsze uczyłem się psychologii za granicą, robiąc chociażby doktorat z psychologii w Stanach Zjednoczonych. Zjawiska segmentacji definiowania przemocy, które występują w modelach angielskojęzycznych, są w dużej mierze obce modelom polskojęzycznym – na przykład przemoc. Istnieje zjawisko przemocy emocjonalnej, gdy mówimy o tak zwanych cichych dniach, czyli silent treatment z angielskiego, kiedy to robi krzywdę komuś innemu, to jest to przemoc domowa. Taka przemoc o charakterze emocjonalnym.

W Polsce 4 miliony kobiet to ofiary przemocy domowej, fizycznej przemocy. Ponad 40% rodziców uważa, że kary cielesne to dobra metoda wychowawcza. My jesteśmy tak naprawdę bardzo raczkujący, jeżeli chodzi o rozumienie określonego rodzaju zjawisk. Uważam, że Polacy mowę nienawiści traktują jako normę. Niedawno jeden z polityków został nagrany w sklepie, gdy nazywa kretynką jedną z kobiet, która z nim rozmawia. Michał, to są podstawy, moglibyśmy powiedzieć dobrego wychowania albo podstawy kulturalnego sposobu bycia. Nie wypada komuś w ogóle robić czegoś takiego. Mężczyźnie w stosunku do kobiety szczególnie, a politykowi sprawującemu wysokie stanowisko w państwie już zupełnie.

Nie ma u nas rozpowszechnionej edukacji o charakterze jakości komunikacji. Polacy są nacją, która nie tak jak moja meksykańska żona unika konfrontacji, ale do niej zmierza i nacją, która komunikuje się bezpośrednio. A biorąc pod uwagę, że 80% myśli, które mamy w życiu ma charakter negatywny i poziom inteligencji emocjonalnej jest bardzo niski, bo nie jest uczony w szkole, mamy do tego zbitkę kulturowo-jednostkową. Przypominam jeszcze o poziomie alkoholizmu. 12 litrów per capita czystego alkoholu spożywanego przez Polaka rocznie, a od 12 litrów zaczyna się poziom degeneracji społecznej.

PTSD zdiagnozowane u 1/3 przedstawicieli pokolenia baby boomers.

Mamy do czynienia z takim konglomeratem, z taką fuzją cieni i czynników, które tworzą taki, a nie inny styl komunikacyjny.

Polacy się hejtują, tacy są i z tego punktu widzenia wymagane jest po pierwsze, zaadresowanie tego zjawiska od strony terapeutycznej dla samego siebie, żeby nie stała się taka krzywda jak Dominikowi, który popełnił samobójstwo wiele lat temu, bo był w szkole hejtowany. Polskie nastolatki są na drugim miejscu popełniania samobójstw w Europie. To też jest czynnik, który trzeba zaadresować.

Po drugie trzeba na to spojrzeć z punktu widzenia marketingowego i PR-owego i rozumieć, w jaki sposób się komunikować z hejterami, w jaki sposób adresować ten hejt, poznać rodzaje hejtu, wiedzieć jak się nim zajmować. A po trzecie zrozumieć, a co za tym idzie zaakceptować, że ten prąd kulturowy zakłada określony styl komunikacji, który sprzyja hejtowi. Wiesz, ja się nie spotkałem z hejtem w Brazylii, nie spotkałem się z hejtem w Meksyku, ale spotkałem się z ogromnym w Izraelu. Przede wszystkim są aspekty kulturowe, tego, czy nacja się komunikuje bezpośrednio, czy pośrednio, czy idzie w kierunku pozytywnym, czy negatywnym i wtedy ktoś może lepiej sobie zacząć z tym radzić.

W Twojej odpowiedzi na pytanie o hejt pojawił się też pewien rodzaj profilu psychologicznego czy nawet pewnej diagnozy terapeutycznej naszej nacji. Pewnie można byłoby to jeszcze rozwijać, dodać to tego traumę wojenną, co do której pokoleniowo jesteśmy całkiem niedaleko, i tak dalej. Nie wiem, czy to jest ten kierunek, w którym chcę zmierzać, ale otwierasz też, za co dziękuję, mnóstwo takich wątków dających do myślenia o tym, z czego bierze się w ogóle kultura hejtu czy na co się nastawiać wychodząc na rynek.

W twoich mediach społecznościowych, jak mówisz o marce osobistej, mówisz o permanentnym budowaniu i przebudowywaniu siebie. Czy ty dzisiaj jesteś taką marką osobistą, jaką sobie zaplanowałeś, żeby być? Jest jakiś stan docelowy? Czy coś takiego w ogóle nie istnieje u ciebie i to się cały czas zmienia i ty gdzieś podróżujesz, idąc za flow?

Dr Mateusz Grzesiak: Nie może istnieć stan docelowy, który zajmuje czy trwa dłużej niż roadmapa określona w czasie prowadzącym do tego celu. Przed pandemią jako rezydent amerykański, byłem gotowy do wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Już byłem w tym ogródku, już się witałem z gąską, już Oprah Winfrey poprzez swoich dziennikarzy umieszczała mnie w swoim magazynie w Stanach i tak dalej. Prowadziłem bardzo konkretne działanie związane z tym, żeby pójść w innym kierunku.

Swego czasu wiele lat temu, zadałem sobie pytanie, wiedząc, że w Polsce dzieje się Polska: co dalej?

dr Mateusz Grzesiak 6

Dr Mateusz Grzesiak: Miałem trzy kierunki albo kraje arabskie, albo Chiny, albo Stany Zjednoczone. Pod kątem ekonomicznej możliwości Chiny są najlepsze. Natomiast Stany są kulturowo bliższe mojej żonie i również poziom i jakość życia jest tam wyższa, więc zdecydowałem się na Stany Zjednoczone. Stałem się rezydentem, już miałem wyjeżdżać i pewnie do dzisiaj byłbym dalej pracoholikiem i to pewnie jeszcze gorszym niż byłem i robił karierę w Stanach i pewnie nauczyłbym się tak jak zawsze układania klocków i pewnie trafiłbym do telewizji i napisałbym kolejne dwadzieścia pięć książek, i tak dalej.

Przyszła pandemia, która w ogromnej mierze wywróciła moje życie do góry nogami, ponieważ stała się fundamentalnym lustrem blokującym moje kompensacyjne mechanizmy, takie jak bezwzględne standardy i uciekanie od określonych emocji w pracy, przez co musiałem się sobie przyjrzeć. I gdy się sobie przyjrzałem, to w niezwykle piekielnie trudnym procesie terapeutycznym zacząłem się uwalniać i też adaptować do istniejących warunków. Zacząłem mniej pracować, zacząłem inaczej funkcjonować. W tej chwili myślę o życiu w Hiszpanii, które już ma inny charakter.

Całe szczęście nie planuję czwartego doktoratu. Całe szczęście nie myślę w kategoriach tego, że muszę mieć napisane 200, czy ileś książek. Ja piszę 2-3 rocznie, bo wiem, jak je pisać i szybko, i skutecznie, i biorąc pod uwagę community, jakie zbudowałem, każda z nich stanie się bestsellerem ze względu na rynek.

Na swoje życie patrzę teraz przede wszystkim poprzez pryzmat jego drugiej połowy i działań, które mają ogromne, uczuciowe, jakościowe znaczenie mniej dla rynku, a bardziej dla mnie. Myślę o tym, co czyni mnie szczęśliwym, jakie projekty chciałbym zrobić, jakie książki chciałbym napisać. Bez myślenia w kategoriach tego, czy ta książka się sprzeda, czy się nie sprzeda, tylko w kategoriach tego, co ja chciałbym zrobić i napisać.

Moja marka, ponieważ jest skafandrem, który leży w szafie, będzie się zmieniała, ponieważ ja się zmieniam i ja ewoluuję.

Tak samo, jak ewoluowałem z buńczucznego chłopca prowadzącego bardzo dynamiczne szkolenia w męskim stylu, do dojrzalszego mężczyzny będącego nieco mniej głupim niż ten dwudziestolatek, który rozpoczynał działalność. Mam innego rodzaju potrzeby, więc oczywiście, że moja marka się będzie zmieniać. Tak jak zmieniała się Madonna, która cały czas robiła rzeczy, które w danym momencie przeżywała, które ją kręciły, a jednocześnie to, co było na zewnątrz, czy śpiewała duchowo, czy śpiewała seksualnie, ulegało zmianie. W taki sposób funkcjonuje ta intymna relacja Spider-Mana z Peterem Parkerem, czyli marki osobistej mojej ze mną.

Na pewno się nie zatrzymam, ponieważ życie jest dynamiczne. Na pewno będę zmierzał w kierunku szeroko pojętej edukacji, otwierania nowych biznesów, które będą dawały możliwość robienia innych rzeczy, przechodzenia bardziej do międzynarodowych projektów – ponieważ przez dużą część swojego życia pracowałem za granicą. Połowę czasu spędzałem w Polsce i połowę za granicą. Zabrakło mi tego, gdy w pandemii zostałem w kraju. Cieszyłem się, że nie mam 50 lotów rocznie, ale zabrakło mi różnorodności.

Polska jest krajem homogenicznym kontrkulturowym, a ja potrzebuję różnorodności, bo w kontraście się uczę, więc mam ochotę i na powroty do różnych, innych kultur, jak i wejście w nowe, których nie znam. Może Afryka na przykład, jeżeli znajdę w sobie chęć do tego, żeby budować rynek od początku, czyli to, co było robione w Polsce, w Meksyku, w Kolumbii, w Brazylii. Wejście do takiej Namibii, na przykład myślę, że byłoby niezwykle pasjonujące z punktu widzenia działań. W tej chwili jestem na etapie, na którym mogę robić to, co chcę, gdzie chcę i jak chcę.

To, na czym mi naprawdę zależy to to, żebym ja z moją rodziną byli szczęśliwi i żeby mieć jak największy wpływ na społeczeństwo i być dla niego wartością.

To się nigdy nie zmieniło. Natomiast to, co jest większe, to moje zasoby inteligencji. Za ich pomocą jestem w stanie dawać więcej. Będę się dziko uczył, to na pewno. Czas na kolejny język. Zawiesiłem chiński, bo tam, żeby teraz wjechać, to trzeba robić test analny PCR, więc bardzo dziękuję i na pewno pomyślę o nowych kompetencjach.

Niedawno, niestety, zmarł Aaron Beck, twórca CBT. Miałem okazję uczyć się w Beck’s Institute i tam się certyfikowałem w Stanach Zjednoczonych. Jeffrey Young od chyba 4 lat jest moim osobistym terapeutą. Bezpośrednio kończyłem u niego terapię schematu i z nim też jestem bardzo blisko związany. Poszukam też nowych guru i nowych specjalistów w różnych dziedzinach i tak jak zawsze, nauczę się czegoś nowego. Pewnie wrócę do mocnej macierzy, jakiej nigdy nie opuściłem, ale teraz wrócę bardziej, czyli do mojego prawdziwego zawodu, jakim jest uczenie się, bo ja uwielbiam się uczyć, a najlepszym sposobem na uczenie się jest nauczanie.

Mam taką potrzebę jakoś wyrazić wdzięczność, bo mam wrażenie, że właśnie odsłoniłeś taki wrażliwszy kawałek, szczególnie mówiąc o tych aspektach własnej zmiany, o własnym procesie terapeutycznym.

Tak słuchając ciebie, znajdowałem nomenklaturę terapii schematów. Teraz w zasadzie potwierdziłeś. Mnie też jest to szczególnie bliskie, bo jestem w trakcie psychoterapii w CBT, ale zmierzam do schematów i nauczenia się tego.

Cieszę się i bardzo dziękuję. Co można życzyć takiej marce osobistej jak twoja albo po prostu, co można tobie, Mateusz, dzisiaj życzyć, kończąc już nasz wywiad?

Dr Mateusz Grzesiak: Sprzyjających wiatrów politycznych po to, żeby moja życiowa misja, czyli wprowadzenie edukacji miękkiej do szkół w postaci przede wszystkim inteligencji emocjonalnej oraz przedsiębiorczości się ziściło. I żeby przyszłe pokolenia nie musiały przechodzić przez to, przez co my przechodziliśmy, przez traumy kulturowe, jednostkowe. Aby mogły za darmo uczyć się tych rzeczy, takich jak terapia, coaching, inteligencja emocjonalna i żeby każdy miał do tego dostęp i można było z tego korzystać. Potrzebuję sprzyjających wiatrów politycznych, żeby to wprowadzić. Ja jestem gotowy i wystarczy, że ktoś by wyciągnął rękę. Nie wezmę za to grosza, to byłby sens życia i później taka marka osobista mogłaby umrzeć, bo nie miałbym już niczego innego do osiągnięcia, więc już by nie miało nic więcej sensu niż po prostu pozytywne umieranie.

Pozostaje mi tylko temu kibicować i oczywiście życzyć tego tobie. Jest to wartość, która nawiązuje do tego, o czym ja mówię. Do systemowego przygotowywania do bycia na etacie, dorównania do średniej, do ocen, które cię jakoś wartościują. Jeżeli to by się zmieniło na pewno ta mentalność, ta kulturowość Polaków uległaby znaczącej zmianie, więc kibicuję temu i trzymam za to absolutnie kciuki.

Dziękuję za nasz wywiad. Moim gościem był dzisiaj dr Mateusz Grzesiak.

Dr Mateusz Grzesiak: Dziękuję, Michał, i wszystkiego dobrego dla słuchaczy twojego podcastu.

Chcesz się dowiedzieć więcej? Przesłuchaj pełnego wywiadu na górze strony. Chcesz więcej? Zapraszam do przeczytania bądź przesłuchania pozostałych wywiadów z tej serii.

– Michał Bloch, Jak rzucić etat

Piotr Raźny – człowiek nie musi być idealny!

Piotr Raźny – człowiek nie musi być idealny!

Piotr Raźny stworzył markę Człowiek (nie)idealny, aby wspierać ludzi w dążeniu do celu w nieidealny sposób. Zobacz, jak to może…
Aleksander Drwięga – prospecting potrzebny jest wszędzie!

Aleksander Drwięga – prospecting potrzebny jest wszędzie!

Aleksander Drwięga, ekspert prospectingu, potwierdza, że znajomość idealnego klienta to podstawa! Zobacz, czym jest prospecting i jak może pomóc Tobie.
Monika Adamska: promuję bezwstydność w śpiewie i pasji

Monika Adamska: promuję bezwstydność w śpiewie i pasji

Monika Adamska, podcasterka multipasjonatka, która nie robi niczego na pół gwizdka. Dowiesz się, jak zapanować nad wieloma pasjami.
.
.