Marta Cwalina-Śliwińska – marketing nie ma przed nią tajemnic!

Marta Cwalina-Śliwińska rzucała etat dwa razy, ale ostatecznie zdecydowała, że chce stworzyć coś swojego! Ogromne marki doceniły jej wkład w promowanie marki, a mniejsze działają efektywniej po konsultacjach marketingowych. Dziś łączy swój biznes z pracą w niepełnym wymiarze godzin na etacie. Jak wyglądała droga Marty do własnego biznesu? Dowiesz się w tym podcaście.

Posłuchaj jako podcast w wersji audio:

Moim gościem jest dzisiaj Marta Cwalina-Śliwińska strateg marketingowy i ekspertka marketingu. Oczywiście jest dużo więcej rzeczy, którymi Marta się zajmuje, ale o nich opowie już sama.

Marta Cwalina-Śliwińska: Cześć, dzień dobry. Moim polem ekspertyzy jest marketing. Poza tworzeniem strategii marketingowych buduję też marki. Przeprowadzam audyty marketingowe i weryfikuję, jak bardzo wydajne są działania marketingowe moich klientów i co zrobić, żeby były jeszcze bardziej efektywne oraz jak tworzyć strategie marketingowe, które rozwiną ich biznes.

Utartym trendem w tym podcaście jest pytanie do moich gości, co robili, zanim stworzyli swoją markę? Opowiedz, jak to było u Ciebie.

Marta Cwalina-Śliwińska: Pracowałam w globalnej korporacji przez 12 lat i to była moja pierwsza praca po studiach. Na uczelni była rekrutacja do tej firmy na dniach kariery.

To była moja pierwsza i jedyna praca na etacie.

Pracowałam na globalnych markach, zajmowałam się takimi jak M&M’s, Mars, Twix, Bounty, Milky Way. Tworzyłam dla nich strategie, budowałam marki, tworzyłam komunikację. Co było ciekawe dla mnie na etacie, to to, że co kilka lat mogłam się uczyć, zmieniać marki, pracę, projekty, zespoły. Miałam takie poczucie, że się nie zasiedziałam, tylko że cały czas się uczyłam i pogłębiałam tam swoją wiedzę marketingową. Lubiłam tę pracę w korporacji, na etacie. Bardzo mi się podobało to, co robiłam i nie miałam poczucia, że nie chcę rano iść do pracy i że już nie mogę wytrzymać. Praca była dla mnie ciekawa, aspiracyjna i rozwojowa.

Marta Cwalina-Śliwińska
Marta Cwalina-Śliwińska

Jeden pracodawca, ale ładnych parę marek. Można to trochę porównać do kogoś, kto pracował w kilku firmach. Mówisz, że nie miałaś specyficznego rodzaju frustracji czy wypalenia etatowego. Pojawia się pytanie, jak to się stało, że dzisiaj jesteś poza etatem?

Marta Cwalina-Śliwińska: Ja w ogóle odchodziłam z etatu dwa razy. I dwa razy z tej samej firmy. Pierwszy raz po około 7 latach zrobiłam sobie przerwę w karierze. Po prostu wzięłam roczny bezpłatny urlop, żeby spełnić swoje marzenia życiowe i pojechać w podróż dookoła świata. Z jednej strony chciałam spełniać podróżnicze marzenia, a z drugiej strony to był moment, kiedy trochę miałam dość. Ale to nie było takie dość, żeby rzucić to wszystko i po prostu uciec jak najdalej. Zastanawiałam się, czy to jest to, co ja chcę robić, czy to jest ten kierunek, który chcę kontynuować do emerytury. Przyszło wtedy jakieś zmęczenie.

To nie jest tak, że nie było frustracji i nie było też tak, że w podskokach co rano przez 12 lat chodziłam do pracy. Były trudniejsze momenty i to był pierwszy taki, kiedy stwierdziłam, że jestem zmęczona. Nie wiem, czy to można nazwać wypaleniem, czy po prostu silnym zmęczeniem. Potrzebowałam zmiany i nadarzyła się okazja. Firma organizowała takie bezpłatne urlopy. Przeszłam weryfikację, dostałam zgodę i pojechałam. Po roku wróciłam do tej pracy, bo miałam zapewniony etat. Mój mąż wtedy zrezygnował ze swojej pracy, więc mieliśmy przynajmniej jedną pensję, z której mogliśmy żyć.

Pierwsze pół roku było nawet fajne. Cieszyłam się, że wróciłam do pracy. Wreszcie robiłam coś intelektualnego, coś ciekawego, innego niż tylko zastanawianie się, gdzie będę spała, czy jakim pociągiem dojadę w następne miejsce.

Oczywiście podróż dookoła świata jest cudowna, ale po roku podróżowania brakowało mi tego, co miałam na co dzień przed podróżą, czyli rutyny i stabilności.

Wróciłam do pracy na etacie bardzo zadowolona, poszłam do nowego działu. Miałam nowe obowiązki i zespół. To trwało jakieś 2,5 roku. Później zaczęłam czuć, że to jednak nie jest już do końca moja bajka. Przy kolejnej zbudowanej marce, to się robi trochę powtarzalne. To była cały czas ta sama branża, bo pracowałam w kategorii słodkich czekoladowych przekąsek i miałam poczucie, że doszłam do momentu, gdzie brakowało mi nowych rzeczy. Wszystko było powtarzalne i jak dostałam nową markę, to było ciekawe przez pół roku, ale brakowało mi czegoś innego. Znałam tylko jedną firmę, jeden kontekst, jeden sposób robienia marketingu.

Zaczęło kiełkować w mojej głowie, że może czas na zmiany.

To historia, która mocno rozbudza moją wyobraźnię, jako osoby, która pomaga innym budować swoje marki. Błogosławieństwem przede wszystkim wydaje się pracodawca, który pozwoli wrócić po rocznej przerwie. Jest to jakiś gwarant bezpieczeństwa. Sam pewnie myślałbym, żeby pół roku podróżować, ale drugie pół roku tworzyć swoją markę. No ale to ja i moje skrzywienie.

Pojawiło mi się pytanie, które dotyczy trendu cyfrowego nomadyzmu czy workation. Czy nie kusiło cię, żeby jakoś łączyć pracę i podróże? A może teraz udaje ci się podróżować i pracować? Opowiedz, proszę trochę o tym.

Marta Cwalina-Śliwińska: W czasie rocznej podróży dookoła świata założyliśmy, że nie będziemy pracować. To była podróż spełnienia marzeń. Dosłownie przelecieliśmy dookoła, czyli wyruszyliśmy z Polski na Zachód przez Amerykę Południową, Australię, Nową Zelandię, Azję i z powrotem do Europy. Stwierdziliśmy, że jest tak dużo rzeczy, które chcemy zobaczyć, że będziemy tam pracować. Potrzebowaliśmy przerwy i chcieliśmy spełnić swoje marzenia.

Marzeniem była podróż dookoła świata, a nie praca gdzieś za granicą.

Ten styl podróżowania mi został. Gdy jadę w podróż, to są wakacje. Czas, kiedy się przełączam i wyłączam z pracy tak bardzo, jak jest to możliwe. Czasami może usiądziemy wieczorem, żeby obgadać jakiś temat czy projekt, żeby zderzyć myśli. Natomiast staram się nie pracować na urlopie czy w czasie, kiedy wyjeżdżam z rodziną.

Może kiedyś zdecydujemy się pojechać gdzieś, żeby pomieszkać przez pół roku w ciepłej Hiszpanii i pracować zdalnie, a potem wrócić do Polski i pracować tutaj. Na razie tej opcji nie rozważam. Chyba z tego względu, że podróże są dla mnie resetem, odcięciem się od pracy i ten sposób praca versus podróże w moim przypadku dobrze funkcjonuje.

Marta Cwalina-Śliwińska

Wiem, że prowadzisz z mężem bloga podróżniczego. Pojawia mi się pytanie, jak bardzo blog dzisiaj może być sposobem na utrzymywanie się, na zarabianie, bo oczywiste jest udokumentowanie swoich podróży, dzielenie się tym, czego doświadczyliśmy – to buduje zaufanie i markę. Czy nie powstał taki pomysł, żeby wyświetlenia na blogu spieniężać?

Marta Cwalina-Śliwińska: Powstał taki pomysł i nawet przez jakiś czas trochę na tym blogu zarabialiśmy. Blog powstał w kontekście podróży dookoła świata, bardziej, żeby znajomi i rodzina wiedzieli, co tam u nas i trochę, żebyśmy mieli swoją pamiątkę po podróży. A zarabialiśmy na tematach testowania sprzętów czy recenzji tego typu rzeczy.

W czasie podróży rzeczywiście blog funkcjonował i współprace się pojawiały, ale po powrocie wróciliśmy na etat. Kiedy wróciliśmy, trzeba się było trochę ogarnąć i wejść w rytm pracy od 9 do 17 i nasz blog został trochę tak na uboczu. On sobie tam jest i wisi i mam takie poczucie, że może kiedyś przyjdzie na niego czas. Na razie nie jest to nasze źródło przychodów, ale oczywiście z bloga podróżniczego można zrobić biznes. Mamy przykłady kilku blogerów, którzy zarabiają miliony rocznie, więc na pewno jest to dobry pomysł na biznes, ale to jest wtedy praca. Praca na pełen etat nad własnym blogiem, który wymaga skupienia się i zdecydowania, że tak to jest ten obszar, w którym chciałabym się pracować.

Wróćmy zatem do historii, gdy wróciliście z podróży dookoła świata. Potem była kolejna podobna marka, cały czas w konwencji przekąsek czekoladowych. I co było dalej? Jak to było, że w Twojej głowie wykiełkowała myśl o tym, że czas rozwinąć się poza etatem?

Marta Cwalina-Śliwińska: Kilka rzeczy się na to złożyło. Z jednej strony to była znowu bardzo podobna marka. Z drugiej strony w kontekście zmian organizacyjnych firma łączyła się z inną, więc była dość duża restrukturyzacja, która spowodowała, że dużo osób musiało odejść. Ponieważ moje stanowisko było restrukturyzowane, również dostałam taką propozycję. Już nie chciałam tam pracować, ale zwalniać się też nie chciałam, bo nie miałam innego pomysłu.

Rozeszłam się z pracodawcą za porozumieniem stron. Muszę przyznać, że z na początku miałam takie poczucie, że to była moja decyzja, ale nie tylko i to było trudne. Z drugiej strony wiedziałam, że to już nie jest dla mnie. Że to nie jest to, co ja chcę robić i byłam rzeczywiście na takim rozdrożu, bo nie wiedziałam, czego chcę.

Kiedyś myślałam, że nigdy nie pójdę na swoje, bo mój tata miał własną firmę i widziałam, ile go to kosztuje stresu i nerwów, ile to jest pracy i zachodu, i jakie są wyzwania.

Na początku, jak rozstawałam się z etatem, pomyślałam: nie chcę własnej firmy. Ale jak chodziłam na rozmowy rekrutacyjne, to po każdej z nich miałam nadzieję, że mnie nie przyjmą. W momencie, kiedy czułam coś takiego, dotarło do mnie, że coś jest tutaj nie tak. Potrzebowałam sama się zastanowić, z czego wynika to, że z jednej strony nie chcę własnej firmy, a z drugiej strony na etat też nie chcę.

Skorzystałam z coachingu. Przeszłam cały proces coachingowy i uświadomiłam sobie, co tak naprawdę spowodowało, że etat przestał mi wystarczać. Odkryłam, że to, czego mi brakowało, to była wolność i, że wolność jest tak naprawdę wartością, która ma dla mnie największą wartość w życiu. Wolność wyboru, wolność podejmowania decyzji, które są dla mnie najlepsze i wolność realizowania się, jeśli chodzi o moją karierę i rozwój. Kiedy to sobie uświadomiłam, zrozumiałam, dlaczego na rozmowach rekrutacyjnych miałam nadzieję, że mnie nie zatrudnią.

Z drugiej strony sama nie wiedziałam, co innego zrobić i zajęło mi około 8 miesięcy od odejścia z firmy do założenia własnej firmy. Potrzebowałam kilku miesięcy, żeby sobie to przemyśleć i zaplanować.

Powiedziałbym, że to taki dosyć standardowy czas budowania nowej marki. Jak ostatecznie poukładałaś swój nowy biznes, oparty o markę osobistą, żeby po pierwsze mieć więcej wolności, a po drugie, żeby też nie powielać schematu stresującej działalności twojego taty?

Marta Cwalina-Śliwińska: Zaczęło się od tego, że wymyśliłam sobie, że będę robiła to, co robiłam na etacie, ale już dla swoich klientów. Zastanawiałam się, czy na pewno będę umieć robić strategie marketingowe dla innych marek niż w branży czekoladowej i to był taki temat, który wymagał ode mnie zaplanowania.

A jak się to wszystko zaczęło? Zaczęło się od tego, że napisałam na LinkedInie, że zaczynam własny biznes, co będę robiła.

Poprosiłam ludzi, żeby pomogli mi tę informację przekazać dalej i to zatrybiło.

Ten post miał faktycznie duże zasięgi i z niego przyszli pierwsi klienci. Czyli pierwszych klientów i pierwsze zlecenia i projekty przyszły za pośrednictwem LinkedIna i z mojego networku. Najpierw współpracowałam z agencjami, które potrzebowały merytorycznego wsparcia w tworzeniu strategii marketingowych dla klienta czy to w przygotowaniu rekomendacji, przetargów, ofert. A później zaczęły się pojawiać już bezpośrednie zapytania o bezpośrednią współpracę z klientem.

Do dziś jest to główny sposób, zdobywania klientów, czyli z mojej bazy networku i z poleceń. Niektórzy klienci, z którymi współpracuję, polecają mnie i Cwalina Marketing Consulting dalej i to ułatwia dalsze zbieranie klientów.

W branży usługowej polecenia mają największą moc!

Ostatnio ciągle mówię o tym, że markę osobistą budujemy dużo wcześniej, zanim odejdziemy z etatu. Ogromna część osób może wykorzystać swoje nazwisko, zbudowane poprzez współpracę z różnymi klientami już na etacie. Twoja historia wydaje się tego dobrym przykładem. Jak wiemy, rekomendacje to najwyższe dobro i najszczersze złoto marketingowe.

Mówiłaś o wolności jako najważniejszej Twojej wartości i że to coaching pomógł Ci to zrozumieć. Coaching dotyka też zmiany ograniczających przekonań. Czy jest coś, co musiałaś przepracować? Co mogło Cię blokować jako markę osobistą?

Marta Cwalina-Śliwińska: Było coś, co mnie blokowało jako markę osobistą, ale też jako osobę. Wychodząc po 12 latach z jednej korporacji, miałam tylko i aż jeden kontekst, w którym mogłam zweryfikować to, co umiem. Moje wyniki na etacie czy menedżerowie to weryfikowali. Było jedno przekonanie i obawa, czy na pewno potrafię wyjść, zrobić coś sama, poprowadzić swój własny biznes. Nie wiedziałam, czy umiem od zera poprowadzić firmę i stworzyć strategię bez agencji, która wiele rzeczy robi za ciebie, bez członków zespołu, twoich podwładnych, którzy pomagają zrobić wiele rzeczy. To było dla mnie przekonanie czy obawa, w jakim stopniu sama dam radę.

Nie miałam od razu wymyślonego modelu, że np. przez pierwszy rok pracuje sama, potem zatrudniam jedną osobę, potem dwie, potem trzy, a za 5 lat temu moja firma będzie miała sto osób. Nie miałam takiego planu. Nadal szukam tego optymalnego modelu funkcjonowania mojej firmy. Testuję przy różnych projektach różne metody i formy współpracy z agencjami lub ekspertami w danej dziedzinie.

Pierwszy projekt był chrztem bojowym. Pokazał, ile jestem w stanie sama osiągnąć w innym kontekście, w innej branży. Trafili się w mojej firmie klienci z branży medycznej, szkoleniowej, rozrywkowej i eventowej. Każdy kolejny projekt utwierdzał mnie w przekonaniu, że moja wiedza jest na tyle uniwersalna, że ze swoją ekspertyzą mogę to poprowadzić po poznaniu branży, po wprowadzeniu w biznesowe wyzwania klienta.

Marta Cwalina-Śliwińska

Obawiałam się, czy na pewno potrafię wykorzystać swoje doświadczenie poza etatem.

Okazało się, że potrafię, ale to poczucie budowało się we mnie nie przez miesiąc, tylko parę miesięcy, a nawet przez pierwszy rok, półtora funkcjonowania na swoim. Utwierdzałam się w przekonaniu, że jednak dam radę, że to, czego się nauczyłam, jest do zastosowania w innych branżach.

Ale to też nie było tak, że ja miałam poczucie, że nic nie umiem i co ja teraz zrobię, nie mam etatu, nie mam źródła utrzymania, muszę się ratować. Kiedy odkryłam, co jest dla mnie ważne, bardzo świadomie zdecydowałam się założyć własną firmę i powiedzieć: zaczynam z tym, co wiem, z tym, co umiem, a czego nie umiem, to się nauczę. To była tak naprawdę taka praca nad sobą.

To, co działało w markach czekoladowych, okazuje się, że działa w innych branżach. A co byś powiedziała o marce freelancera w kontekście swoich doświadczeń z dużymi globalnymi markami?

Czy jest coś, co można w cudzysłowie sprzedać freelancerowi albo na co przyszły freelancer powinien zwrócić uwagę?

Marta Cwalina-Śliwińska: Na pewno jest. Stosuję całą wiedzę praktyczną i teoretyczną, ze szkoleń i swoje doświadczenie zarówno w promocji swojej firmy, jak i klientów. No i jest kilka takich rzeczy.

Po pierwsze jako freelancer dobrze jest sobie określić, po co jesteś na rynku.

Co oferujesz? Dlaczego to oferujesz i dlaczego ktokolwiek miałby coś chcieć od Ciebie kupić? I to jest pytanie, na które bardzo trudno sobie samemu odpowiedzieć. A z rzeczy, które globalne marki stosują, to są te wyraziste zasoby marki, które po angielsku nazywają się distinctive brand assets. O nich pisze Byron Sharp. Są podstawą do budowania takich marek jak Red Bull, Coca-Cola czy Snickers. To są te elementy, atrybuty marki, rzeczy unikatowe tylko dla ciebie jako freelancera, dla Twojej marki. Na tych wyrazistych zasobach warto jest budować swój wizerunek.

Druga rzecz to określić komunikację. Co chcesz, żeby komunikacja o tobie mówiła? Odpowiedz na to pytanie i trzymaj się tego spójnie i w ciągły sposób. Nie wystarczy powiedzieć raz, co robisz i raz na jakiś czas puścić reklamę, czy opublikować posta. Potrzebna jest stała i ciągła spójność w komunikacji tego, co oferujesz, o czym jest twoja marka.

Trzeci element to być dostępnym mentalnie w głowie swoich potencjalnych klientów, żeby oni rozważali twoją markę w kontekście zakupu produktów czy usług, które oferujesz. Dostępność mentalna to oczywiście jest komunikacja, promocja, budowanie wizerunku. Druga rzecz to dostępność fizyczna w kontekście produktów do zakupu, żeby były łatwe do kupienia, znalezienia i zauważenia. To samo dotyczy Twojej marki freelancera, żebyś był dostępny.

Jeżeli ktoś szuka stratega marketingowego i wpisał w wyszukiwarkę „strateg marketingowy” to dobrze, żeby pojawiła się twoja marka. Jeżeli oferujesz szkolenia, to możesz mieć szkolenia na swojej stronie, ale także na innych platformach. Czyli multiplikowanie dostępności Twoich usług i produktów, które oferujesz.

To są te 4 główne rzeczy: wyraziste zasoby marki, spójność i ciągłość, kontynuacja komunikacji, mentalna i fizyczna dostępność.

Mam nadzieję, że wszyscy zanotowali. Ja jeszcze mógłbym dorzucić, że ten wyjątkowy zasób to może być Twoja postać, którą odważysz się pokazać, którą odważysz się być, czy historia, którą przeszedłeś i odważysz się ją opowiedzieć. To też buduje zaufanie.

Marta Cwalina-Śliwińska: Jak najbardziej.

Jutro ważniejsze od dziś. Mniej więcej takie hasło można wyczytać w swoim biogramie. Chodzi oczywiście o to, że ważniejsze jest to, co w przyszłości zaplanujesz sobie do zrealizowania jako marka. Co freelancer powinien brać pod uwagę, jeśli chodzi o trendy i tendencję w marketingu jutra?

Marta Cwalina-Śliwińska: Jeszcze odniosę się, zanim odpowiem na to pytanie, do twojego komentarza odnośnie do przyszłości. Rzeczywiście podchodzę do mojego życia osobistego tak, że ważniejsze od tego, co ci się w życiu przydarzy, jest to, co z tym zrobisz. W ten sam sposób podchodzę do swojego biznesu, ale też do biznesu swoich klientów.

Czyli ważniejsze od tego, jak dziś idzie twój biznes, jest to, co z nim zrobisz jutro.

No bo dzisiaj się kończy. Jest już jutro. To wynika z mojego charakteru, z mojej osobowości, ale myślę, że jest to rzeczywiście coś, co w kontekście freelencingu i budowania własnej marki osobistej jest bardzo potrzebne. W moim przypadku, z moim nastawieniem to się bardzo sprawdza.

Jeśli chodzi o trendy marketingowe, które dobrze jest brać pod uwagę, to oczywiście mamy temat przenoszenia wszystkiego do online. Niezależnie czy pracujesz w usługach, czy sprzedając produkty, czy Twoja marka osobista firmuje któreś z tych rzeczy, na pewno ważne jest to, żeby zaplanować, jak chcesz zaistnieć w świecie online. Jeśli chcesz zaistnieć od razu wszędzie, pewnie na to nie będzie od razu ani czasu, ani funduszy, ani budżetu. To jest temat, który dobrze jest sobie przepracować.

Oczywiście pojawiają się takie ambicje, że zbuduję swój profil na LinkedInie, Facebooku, Instagramie, będę miał milionowe zasięgi i będę postował 3 razy w tygodniu tu, a 2 razy w tygodniu tam. Oprócz tego założę sklep, rozwinę e-commerce. Jeżeli chcesz, to wszystko zrobić sam to 24 godziny w ciągu dnia na wszystko na raz nie wystarczą.

Dobrze jest podejść strategicznie do tematu. W pierwszym półroczu chcę zrobić to, w drugim półroczu chcę zrobić coś innego, w kolejnym czasie chcę osiągnąć to. I w zależności od tego, jaki masz cel strategiczny na budowanie swojej marki i biznesu, dostosuj wszystkie inne rzeczy, czyli strategię komunikacji czy wybór mediów, czym chcesz się zająć i co chcesz zbudować. Bo często zdarza się, że trafiają do mnie klienci, którzy mówią, że potrzebują strategii, a ja pytam jakiej… „No, takiej strategii, o czym my na tym Facebooku mamy pisać”. To nie jest strategia.

Korzystanie z Facebooka jest taktycznym działaniem dotyczącym wyboru, jaką komunikację w swojej marce zastosujemy, to jest narzędzie komunikacji.

Natomiast strategia odpowiada na pytanie: co chcesz zrobić i po co chcesz to zrobić. I to jest taki temat, który myślę, że dobrze sobie rozkminić na początku.

Jedna z moich klientek, która przyszła na szkolenie ze stworzenia strategii marketingowej, założyła własną firmę, gdzie oferowała usługi rehabilitacji dla dzieci. Cały swój biznes planowała oprzeć o komunikację oferty. Jednak w mieście takich gabinetów było mnóstwo, więc wyróżnienie na polu ceny czy jakości rehabilitacji albo łóżek do masażu nie wystarczało.

Przepracowałyśmy z nią ten temat, dlaczego założyła ten biznes, dlaczego chce oferować usługi masaży dla dzieci, rehabilitacji i doszła do tego, po co ona to robi. Chciała spełniać dziecięce marzenia w zostaniu sportowcem. W momencie, kiedy w ten sposób określisz swój cel biznesowy i swój powód, dla którego założyłeś dany biznes, to na takiej podstawie możesz iść dalej i tworzyć swoją strategię komunikacji, budować markę.

Jeżeli powiesz, że twoim celem strategicznym jest sprzedać więcej i mieć większe zyski, to nie wystarczy. To jest trochę tak, że zyski i większa sprzedaż są efektem ubocznym dobrych działań marketingowych i strategicznych. Pozytywnym efektem ubocznym, ale jednak postawienie sobie za cel większej sprzedaży lub zysków nie wystarczy. Dobrze jest postawić sobie za cel coś takiego, co spowoduje, że ludzie będą chcieli coś od ciebie kupować.

Przekładając to na doświadczenie budowania marek typowo freelancerskich, bardzo często jest tak, że ludzie próbują opierać swoją wyjątkowość o nazwę profesji, czyli nazywają się grafikiem, coachem, trenerem, fotografem, masażystą i trafiają do takiego worka z kilkunastoma tysiącami osób, które dla kogoś, kto szuka, się zlewają. Chodzi o to, żeby się wyróżnić, żeby pokazać, jacy jesteśmy. Wrócę do tego czasu już po rzuceniu etatu, kiedy Twoja marka startowała. Czy było coś takiego, co okazało się szczególnie trudne albo czy było coś, za czym tęskniłaś, jeśli chodzi o pracę etatową?

Marta Cwalina-Śliwińska: Co było szczególnie trudne? Dwie rzeczy. Jedna to taka niepewność tego właśnie, co przyniesie jutro. Z jednej strony jestem nastawiona na przyszłość i działam tak, żeby tę przyszłość sobie organizować, czy w jakimś stopniu planować, a z drugiej strony w momencie, kiedy jesteś na etacie, czy jesteś na urlopie, czy na zwolnieniu, pensja jest i dopóki cię nie zwolnią, albo nie odejdziesz. W przypadku pracy na własną rękę, prowadzenie własnej firmy, ta niepewność przychodów to był najtrudniejszy temat. Jak rozmawiam z innymi osobami, które założyły własne firmy, to jest to trudność, którą rzeczywiście na samym początku najbardziej się odczuwa, bo zanim przyjdzie pierwszy klient, to po prostu tych pieniędzy nie ma.

Marta Cwalina-Śliwińska

To była taka największa trudność, ale to była trudność emocjonalna, z którą po prostu potrzebowałam sobie poradzić.

„No dobra, mam obawę, czy te przychody będą regularne, czy nie, więc co mogę zrobić, żeby były” – i to jest mój sposób funkcjonowania, więc ja zaczynam działać dość szybko.

A czego mi brakuje z etatu? Brakuje mi ludzi, dlatego że na etacie spotykasz się z ludźmi, ze znajomymi, współpracownikami. Więcej projektów tworzy się w grupach czy zespołach projektowych. Dzisiaj pracuję w dużej mierze partnersko z innymi freelancerami na zasadzie projektów, ale większość rzeczy tworzę czy zaczynam tworzyć sama. Do któregoś etapu pracuję sama z klientem i dalej nawiązuję współpracę z innymi firmami, z którymi te rzeczy, które tworzę, wdrażam. Ale ludzie na pewno są takim elementem czy taką częścią pracy, której mi brakuje.

Trochę też czasami brakuje mi rutyny dnia codziennego, którą narzuca etat. Z jednej strony, jak byłam na tym etacie, to nie chciałam już chodzić do pracy. Znowu wstawanie o 6:30, żeby na 8:30 dojechać do pracy. Później o 17:00 wychodzisz, załatwiasz sprawy. Jesteś w domu o 19:00. Chciałoby się mieć tego czasu więcej dla siebie. W tej chwili mam tego czasu dla siebie, tyle ile sobie zaplanuję. No, ale są też czasami takie dni, kiedy, ponieważ tego czasu mam tak dużo, to sobie myślę no dobra, zdążę, bo tego czasu jest tyle, żeby coś zrobić. Więc trochę tryb pracy się spowalnia. Czasami jakiś dzień się rozejdzie, że zrobię nie tyle, ile chciałam. Oczywiście jakbym poszła znowu na etat, to pewnie byłoby to ciekawe i mobilizujące przez jakiś czas, ale zabrakłoby tych rzeczy, które się ma na swoim.

Wydaje się, że przynajmniej część trawnika bywa zielona po tej drugiej stronie płotu. Patrzę sobie na pytania, które przygotowałem i w zasadzie chyba dotknęliśmy wszystkiego. Natomiast takim standardem w tym podcaście jest pytanie, o jakąś radę albo jakiś rodzaj motywacji dla tych, którzy są jeszcze po tamtej stronie i dopiero zastanawiają się nad budowaniem marki. Co byś mogła im przekazać?

Marta Cwalina-Śliwińska: Z perspektywy czasu poradziłabym, żeby budować swoją markę osobistą już na etacie. Występować na konferencjach, brać udział w projektach czy po prostu budować swój wizerunek w mediach i pokazać, w czym ty jesteś ekspertem. Ja tego aż tak bardzo nie robiłam i teraz widzę, że gdybym zajęła się budowaniem mojej marki osobistej wcześniej, to ten networking byłby jeszcze łatwiejszy i jeszcze więcej potencjalnych klientów przychodziłoby z networkingu. To jest jedna rzecz.

A druga rzecz to, z perspektywy czasu sobie myślę, że w moim rozwoju kariery na etacie zmieniłabym to, żebym jednak zmieniała pracę co kilka lat, żeby zmieniać branżę, uczyć się w moim przypadku różnych strategii marketingu, różnego sposobu pracy przy danej branży.

Czy teraz żałuję? Nie żałuję, bo u mnie praca w jednej firmie zadziałała.

Natomiast jakbym miała coś zmienić, to właśnie te dwie rzeczy, że zmiana firm co kilka lat, zmiana branży co kilka lat, żeby się jeszcze bardziej rozwinąć i jeszcze szersze kompetencje zbudować z tego obszaru, w którym chcesz zyskiwać ekspertyzę.

Kończąc nasz wywiad, powiedz, czego można życzyć takiej marce jak twoja na przyszłość?

Marta Cwalina-Śliwińska: Czego można mi życzyć na przyszłość? Osiągnięcia celu strategicznego, czyli zbudowania wizerunku mojej marki osobistej jako najbardziej pożądanego stratega marketingowego na rynku polskim i tego bym sobie życzyła.

Jak ustawiać sobie poprzeczkę to tylko wysoko. Ktoś kiedyś powiedział, wielki, zuchwały, wypasiony cel i takiego celu już osiągniętego tobie życzę. Bardzo dziękuję za rozmowę. Moim gościem była Marta Cwalina-Śliwińska strateg marketingowy i ekspertka marketingu.

Marta Cwalina-Śliwińska: Dziękuję za rozmowę. Dziękuję za zaproszenie i trzymam kciuki za wszystkie nowe marki freelance, które Twoi słuchacze założą po odejściu z etatu. Powodzenia.

Chcesz się dowiedzieć więcej? Przesłuchaj pełnego wywiadu na górze strony. Chcesz więcej? Zapraszam do przeczytania bądź przesłuchania pozostałych wywiadów z tej serii.

– Michał Bloch, Jak rzucić etat

Piotr Raźny – człowiek nie musi być idealny!

Piotr Raźny – człowiek nie musi być idealny!

Piotr Raźny stworzył markę Człowiek (nie)idealny, aby wspierać ludzi w dążeniu do celu w nieidealny sposób. Zobacz, jak to może…
Aleksander Drwięga – prospecting potrzebny jest wszędzie!

Aleksander Drwięga – prospecting potrzebny jest wszędzie!

Aleksander Drwięga, ekspert prospectingu, potwierdza, że znajomość idealnego klienta to podstawa! Zobacz, czym jest prospecting i jak może pomóc Tobie.
Monika Adamska: promuję bezwstydność w śpiewie i pasji

Monika Adamska: promuję bezwstydność w śpiewie i pasji

Monika Adamska, podcasterka multipasjonatka, która nie robi niczego na pół gwizdka. Dowiesz się, jak zapanować nad wieloma pasjami.
.
.