Marcin Osman – zarabianie setek tysięcy złotych miesięcznie bez biura i pracowników jest możliwe

Seryjny przedsiębiorca, który cały swój biznes przeniósł do świata on-line, opowie, co jest dla niego ważne w pracy na swoim. Marcin Osman to wydawca i autor książek oraz właściciel mocnej marki w tematyce marketingu i nie tylko. Porozmawiamy o tym, jak wyglądała jego droga do dobrze prosperującego biznesu i jak możesz to przełożyć na budowanie własnej rozpoznawalnej marki osobistej.

Posłuchaj jako podcast w wersji audio:

Moim gościem jest dzisiaj Marcin Osman, przedsiębiorca internetowy. Tak miałem Cię przedstawić, ale pewnie masz więcej przydomków i tytułów. Zapraszam Cię do przedstawienia się.

Marcin Osman: Cześć Michał, witaj. Pięknie obniżyłeś głos, jak zaczęliśmy nagrywać. Zacząłeś tak brzmieć tak, że aż poczułem taki masaż na moich błonach bębenkowych, że mrrrr. Tak, od roku jestem w 99,9% przedsiębiorcą internetowym. Rok temu było to pewnie 95%, dwa lata wcześniej – 80%.

Wydajemy, piszemy książki, edukujemy z tematyki marketingu i biznesu. Robimy to po swojemu, w inny sposób niż klasyczni wydawcy. Ale to pewnie jeszcze ze mnie wyciągniesz podczas rozmowy.

Zobaczymy. Faktycznie jest tak, że obniżam głos i cieszę się, że zwróciłeś uwagę. Staram się, żeby mój głos nie był jakoś megainwazyjny w tych podcastach. Ja co prawda na co dzień mówię z większym hypem. Jak prowadzę szkolenia, to też jest większa energia, ale to się zmienia. Zauważam, że to zależy trochę też od gościa, więc jak mi się zacznie zmieniać głos, to znaczy, że nie trzymam już tej fasady.

Marcin Osman: Wiesz co, moim gościem w radiu w programie był Conrado Moreno. I gadamy sobie przed wejściem na antenę, a gdy Conrado włączył record… „Witam państwa tu Conrado Moreno” to od razu zobaczyłem, jak wszystkie kobiety w Polsce mdleją. U Ciebie było podobnie.

Nie wiem, czy to jest ten efekt, który ja chciałbym osiągnąć. Bardziej, żeby te kobiety może rzuciły etat, budowały swoje marki.

Marcin Osman: I mężów.

No cóż, zmiany dotyczą różnych obszarów. Ja oczywiście chcę zacząć od rzeczy dla mnie najważniejszych, czyli od wędkarstwa. Wiem, że łowisz. Widziałem nawet fotki. Ja też łowię, więc pogadajmy, jak wędkarz z wędkarzem. Co i gdzie łowisz ostatnio?

Marcin Osman: Szczupak to król wód.

Tak jest, fanatyk wędkarstwa.

Marcin Osman: Jestem wędkarzem muchowym, ale coraz bardziej takim platonicznym. W tym roku nie byłem ani razu na rybach. Natomiast w zeszłym roku byłem częściej w wodzie, niż kiedy wędkowałem. Gdy morsowałem to byłem prawie codziennie w wodzie, ale bez wędki. A i coś widzę, że z każdym rokiem ilość dni w roku nad wodą jest u mnie mniejsza.

Są inne rzeczy, czyli biznes, las, jeziora, morsowanie, dzieci. Jakby bez jakiegoś sentymentu czy płaczu „o, Jezus Maria, już nie mogę na ryby pójść”. Bo gdybym chciał, to bym poszedł, ale tę pasję wypierają inne rzeczy. Oczywiście mam mega fetysz rybny, czyli mam koszulki w ryby, nawet wykładzinę w ryby, mam ryby na ścianie, mam tam rybę pluszową. Moje dziecko, które ma trzy lata, potrafi rozpoznać lipienia, szczupaka, sandacza, okonia, klenia, brzanę. I my na pewno czytamy książki wędkarskie, true story.

Marcin Osman
Marcin Osman

Właśnie już tak się zasmuciłem, ale rozumiem, że to jest wybór, że nie bywasz na rybach.

Marcin Osman: No jak powiesz, że nagramy podcast na łódce, to ja mam argument biznesowy, że jadę zrobić ważną misję biznesową. Wtedy pakuję całe stado i jedziemy.

Zaproszenie jest już w zasadzie wysłane, żeby zahaczyć o moje wędkowanie w Wielkopolsce. I też szacunek dla ciebie – wędkarstwo muchowe dla mnie to jest taki wyższy level, do którego jeszcze nie dorosłem, jeśli chodzi o łowienie.

Marcin Osman: Jak wziąłem kiedyś kolegę, przedsiębiorcę na ryby muchowe nad San, to on później trzy dni ze mną tak żartował, że ktoś wziął wszystkie metody wędkarskie, wybrał z nich najtrudniejsze elementy i to nazwał wędkarstwem muchowym.

Mam podobne wrażenia. Wędkarstwo normalne to jak pływanie motorówką, a wędkarstwo muchowe to tak, jak żeglowanie. Jest dużo więcej trudnych rzeczy do ogarnięcia.

Marcin Osman: Jest bardziej minimalistycznie, czyli masz delikatną wędkę, mikro przynęty i cały twój asortyment mieści się w małym pudełku, a nie skrzynie woblerów z ołowiu czy zanęty w kubłach.

No dobrze, chciałem przypomnieć, że jest to podcast o budowaniu marek i w związku z tym o rzucaniu etatu.

Marcin Osman: …i rzucaniu przynęty.

Tak. Więc fajnie by było, gdybyś spróbował cofnąć się myślami do czasu, kiedy nie miałeś jeszcze działalności gospodarczej.

Marcin Osman: Miałem, ale jeszcze nikt jej nie znał.

No właśnie, co było przed? Jak wyglądały czasy jeszcze etatowe?

Marcin Osman: Zależy, co nazywamy etatem. Pracowałem przez pół roku w restauracji na etacie w Londynie. Mega zapierdziel, kasa była liczona za roboczogodziny plus zyski za obrót. Miałem trzy miesiące etatu w agencji reklamowej w Krakowie, ale już po dwóch tygodniach wiedziałem, że to jest jakieś nieporozumienie. Wiedziałem, że nie ma opcji, bo nie miałem czasu, żeby się tak wolno rozwijać, albo się nie rozwijać.

Były też inne etaty. Nawet jako nastolatek sprzedawałem kukurydzę na plaży w Mielnie. Miałem płacone prowizje od tego, co sprzedałem, nie było żadnych roboczogodzin. Restauracja w Londynie i te przejściowe dwa miesiące w agencji reklamowej to są jedyne momenty pracy na etacie.

Może też istotne było to, że brałem udział w zaawansowanych etapach rekrutacji do dużej korpo i nie przeszedłem finału. Czyli nie to, że odrzuciłem propozycję pracy w korpo, tylko jej nie dostałem. Był też taki program managerski. Tam byłem na ostatnim etapie i było nas dwudziestu z kilku tysięcy zgłoszeń. Więc się pocieszam, że aż takim loserem nie jestem, bo dobiegłem do finału.

Ale to pomogło mi zrozumieć, że ja nie nadaję się do wynagradzania mnie za roboczogodziny.

I też w tych historiach zawsze gdzieś był jakiś procent, więc też to angażowało do bycia bardziej przedsiębiorczym. Ale mówiłeś też o czasach, kiedy marka nie była znana. Kiedy nastąpił przełom i co się tak naprawdę zmieniło?

Marcin Osman: Główna przemiana była wymuszona przez rzeczy zewnętrzne, czyli bankructwo firmy 12 lat temu. Staram się ten temat omijać, bo już tak dużo o nim mówiłem, nawet napisałem o nim książkę, że nie chcę, żeby ktokolwiek tutaj wpadł, słyszał tę samą historię jeszcze raz.

Etap tych zmian był wtedy bardzo dramatyczny i hardcorowy. Bo musiałem całkowicie zakwestionować zasady, w które wierzyłem i to jak biznes powinien wyglądać. I to były zmiany zarówno na poziomie moich wewnętrznych duchowych przemyśleń, odczuć, energii, jak i takich twardych rzeczy, czyli jak prowadzić firmę. I to było zakwestionowanie wszystkiego, w co wierzyłem.

Mam taką refleksję, że upadek firmy był właśnie po to, żeby zmusić mnie do zakwestionowania tego, jak prowadzić firmę.

Bo bez tego bardziej bym płynął w większe przychody, ale też i większe koszty. I to przecięcie się kosztów z przychodami byłoby na jeszcze wyższym poziomie czy na większym ryzyku. Bo to nie byłoby minus dwieście pięćdziesiąt tysięcy, ale minus dwie i pół bańki, na przykład. To był najważniejszy moment w moim życiu, dramatyczny, najbardziej przełomowy, najbardziej pamiętny. To są blizny, już nie rany, ale blizny. Ale to piętno cały czas powoduje, że jak mam jakieś głupie pomysły i sobie o tym przypomnę, to teraz się mocno pilnuję, żeby nie dotykać rzeczy, które nie są moją kompetencją, nie robić niczego bez przedsprzedaży, mocno pilnować cashflow, presale. Oraz cały biznes oparty jest najpierw na wystawieniu faktury, a później na realizacji zlecenia czy wysyłki towaru.

Marcin Osman

Jak byś miał określić jedną rzecz, która była najważniejszą zmianą wewnętrzną w Tobie, to co by to było? Chodzi o zmianę na poziomie myślenia o sobie jako przedsiębiorcy w biznesie.

Marcin Osman: To było zadanie sobie takiego prawdziwego pytania „co jest, tak naprawdę, istotne dla klientów i jak mogę to dostarczyć najszybciej i z najmniejszym zaangażowaniem energii, zasobów i pieniędzy”.

Dajmy na to: klient, kupił u nas kampanię reklamową za dwieście tysięcy. Co on chce zrealizować? Czy on chce zrealizować jakieś checkboxy w raporcie marketingowym dla swojego szefa za pół roku? Może chce dwieście tysięcy zamienić na czterysta tysięcy sprzedaży? Czy on chce otrzymać nagrodę na jakiejś konferencji branżowej za najlepszą kampanię reklamową dla marki ABCD?

No i wyszło mi, że ja nie chcę pracować z klientami, którzy nie chcą pracować dla efektywności.

Nie chcę pracować dla kogoś dla wizerunku, dla takich niemierzalnych efektów. Czy to była fajna kampania, czy zasięg był dobry, czy nie, i dlatego lubię pracować na efektywności. Ale jeżeli robię komuś efektywny wynik, czyli robię dla ciebie, Michał, kampanię, zapłaciłeś mi dwieście tysięcy albo tysiąc, albo dziesięć, zamieniłem Ci tę kwotę na kwotę razy dwa. To, czemu ja to robię dla ciebie, a nie dla siebie, prawda? Skoro mam to know-how. Więc zacząłem się specjalizować, szkolić, rozwijać w tej dziedzinie, żeby nie musieć być twoim usługodawcą, bo to jest bezpieczniejsza opcja, aniżeli własnym zleceniodawcą i usługodawcą.

Bo tu u mnie jest ryzyko 100%, a jak robię to dla ciebie to i tak mi tę fakturę zapłacisz. Te wyniki możesz mieć, możesz nie mieć. Tak jest w świecie marketingu reklamy. Więc mnie to strasznie brzydziło, że ludzie nie chcą brać odpowiedzialności za swoje wyniki. I jakieś raporty, zasięg posta, impresja czegoś, mierzenie agencją monitorującą media na przykład proces zapamiętania reklamy przez klienta i z tego się później ludzie cieszą, a nie ma z tego sprzedaży.

Wiesz były tego typu rozkminy i wyszło mi, że to musi być praca na moich własnych projektach, bo wtedy mogę sobie robić, co chcę, biorąc pełną odpowiedzialność za sukcesy, jak i za porażki i szybko te zwroty realizować. I jest też duży bufor bezwładności, jak zrobię coś dla klienta. On nie wie, zastanawia się, daje feedback, musi zapytać szefa, a u siebie tego nie muszę robić. Czyli „działa – nie działa”.

Działa to wzmacniam, nie działa – eliminuję i robię kolejny test.

No właśnie dużo teraz jest takich rzeczy, które słyszałem o efektywności w marketingu. Gdy korzystasz z usług agencji, to one się tak wymigują od odpowiedzialności: „nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co będzie i trudno to zmierzyć i przeliczyć”.

Marcin Osman: Ale klienci to akceptują, bo nie wiedzą, że można inaczej.

Często nie mają też wyjścia i nie wiedzą, że mogą inaczej. I ja mówię to z pełną świadomością też jako klient. Nie jako osoba, która pomaga, bo ja się akurat reklamami nie zajmuję. Bardziej pomagam od koncepcji budować marki.

Marcin Osman

Piszesz w swoich mediach społecznościowych o czymś takim, jak doskonały brand i wspominasz o niedoskonałościach, o bluzach z kapturem, o bardziej wyluzowanym wizerunku. To mega to do mnie trafiło, bo akurat to jak wyglądam, to są jakieś reminiscencje tego, skąd pochodzę, czyli z blokowisk. Tatuaże, które kiedyś były casem. W moich mediach społecznościowych ludzie aż się pokłócili o moje tatuaże. To mi bardzo mocno zagrało, więc zachęcam swoich klientów do budowania autentycznych marek, do bycia sobą.

Jak ty na to patrzysz? Bo teraz jest taki, powiedziałbym, trend, że znane marki i celebryci na Instagramie odsłaniają się w trudnych momentach życia, pokazują na przykład choroby. I ciekawi mnie, jak to się wpisuje albo nie, w twoją definicję takiego unikatowego, doskonale niedoskonałego czy niedoskonale doskonałego brandu?

Trochę trudno odnaleźć miejsca, gdzie mówisz, że było ciężko. Dużo więcej można poczytać o twoich sukcesach, o tym, ile rzeczy zrobiłeś i tak dalej. Niektóre marki mają takie naprawdę dramatyczne historie. Dzisiaj miałem też wywiad z dziewczyną, która mówi o czterech latach psychoterapii, utracie kogoś bliskiego. Więc ciekawię się, co ty o tym myślisz?

Marcin Osman: Podam ci przykład sprzed dwóch tygodni. Wyjechałem od siebie z domu, na taką misję dwudniową do Małopolski, której celem był mój udział w bardzo traumatycznym, hardcorowym, wstrząsającym pogrzebie. I na mediach nie mówiłem o tym, co jest powodem mojego wyjazdu, ale prowadziłem komunikację „Marcin Osman w podróży”. Przez tę trasę do i powrotną. Bo nie byłem gotowy na to, żeby uzewnętrzniać się o tym, co się wydarzyło u nas w rodzinie. Może o tym nagram materiał pod tytułem „Jak sobie z tym poradzić”, gdy sam to sobie poukładam.

Ale prowadziłem komunikację „Marcin Osman w podróży”. Były to zdjęcia, przypadkowe spotkania z fanami, gdzie przechodziłem przez galerię krakowską i ludzie mnie zaczepiali. To też było fajne po przerwie wyjść do takiej dużej liczby ludzi. Przechodzisz przez tysiąc osóbi ktoś na pewno cię kojarzy, bo ma twoją książkę, słucha twojego materiału. Więc to była moja komunikacja, a nie że płaczę w przedziale, ale jeśli ktoś ma takie potrzeby to, czemu nie.

Różnię się od takiego typowego influencera internetowego.

U mnie jest nakierowanie na to, co chce społeczność ode mnie, co mogę im dać, co mogę im sprzedać i co zrobić, żeby oni chcieli ode mnie kupować.

A influencerzy zainteresowani są przede wszystkim zasięgami, współpracują z agencjami reklamowymi. Sam mam teraz dwie współprace komercyjne, więc dostanę pieniądze za posty na Instagramie, ale znacznie więcej zarabiam na własnych produktach.

Zrobiliśmy ołówki OSMPower z hasłami. One kosztują 15 zł. Ja więcej zarobię na tych ołówkach niż na dealach influencerskich z tymi dwoma markami. Więcej. Dla mnie to jest dodatek, a core działania to są moje projekty. Więc jak przeszliśmy do tego, co komunikuję, po co, jak, i czym to się różni od typowego influencerstwa, że ja chcę mieć deale reklamowe przy okazji. Dlatego wiele propozycji u mnie nie przechodzi, bo daje wyższe stawki niż powiedzmy influencer na podobnym poziomie followersów na Instagramie. Ale ja wiem, że ta przestrzeń reklamowa, którą wykorzystałbym na moje projekty, da mi więcej, niż promowanie innej marki.

Rozumiem, że to jest tak, że upatrujesz odsłanianie się z trudnymi historiami bardziej w kontekście influencerów niż marek, które mają konkretne produkty? Czy jest to raczej kwestia decyzji indywidualnej i trochę, jak chcesz to poprowadzić jako marka?

Marcin Osman: Możesz płakać na wideo i wtedy będziesz Szymon Hołownia. Albo być supertwardy, więc wtedy masz wizerunek jakiegoś Jocko Willink na przykład. Możesz być instagirl, która pokazuje wszystko: co była, gdzie kupiła, co jadła. I to tłucze liczby odsłon, followersów i tak dalej. Ale widzisz, że ona utrzymuje się tylko z reklam brandów, które są jej najczęściej dostarczone przez agencje i ona jest od nich zależna. A idealnie jest mieć własny produkt i dodatkowe strumienie przychodu z takich współprac.

Poza tym jesteś niezależny, a nie, że widzisz instagirl, która dzisiaj pokazuje krople do oczu, jutro ciuchy, później jogurt, a następnie, że dostała pakiet kosmetyków do samochodu, a sama nie ma samochodu na przykład. Kurczę, muszę tak mówić te rzeczy, żeby żadna z moich koleżanek i kolegów się nie obrazili. Znam ich historie – to nie chodzi o to, że to krytykuje, tylko mówię, że to nie jest dla mnie. To nie jest moja droga. Są lepsze sposoby, szybsze i bardziej niezależne od łaski agencji reklamowej.

Myślę, że tracimy kawałek wolności w działaniu typowo influencerskim. Trochę jesteś wtedy sterowany oczekiwaniami zleceniodawców, którzy chcą cię połączyć z produktem.

Marcin Osman: No i działasz w branży usługowej, a nie w branży produktowej. Czyli płacisz znowu, jakby nie było, za roboczogodziny, za zasięgi, jesteś na łasce czyichś usług. Może być tak, że ktoś jest dużym influencerem, ma kolejkę takich współprac, które odrzuca, bo nie pasuje tematyka. Jedna osoba zrobi reklamę Durexa, inna powie, że nie. Ktoś mówi, że jest OK promowanie fast foodów, ktoś inny powie, że tylko zdrowe rzeczy. Wiesz, podejścia są różne.

Marcin Osman

Którą z marek według ciebie jest dzisiaj łatwiej zbudować w Polsce? Taką z własnymi produktami czy influencerską?

Marcin Osman: To zależy od osobowości, bo znam wielu influencerów, którzy mają milionowe zasięgi i milionowe followingi, a nie mają w sobie przedsiębiorcy. Znaczy, wróć. Mają, bo wystawiają fakturę agencjom reklamowym, ale dla nich wyzwaniem jest zrobić własny produkt. Albo jak robią produkt, to najczęściej są to T-shirty z logiem, albo czarna bluza z nadrukiem i to jest ich merch, a można się postarać pójść zupełnie w inne rzeczy.

To jest tak, że wydaje się, że dzisiaj nie trzeba mieć zdolności czy kompetencji przedsiębiorczych, żeby mieć duże zasięgi. Że to jest o tym, że ktoś się po prostu odsłonił, pokazał jakiś kawałek siebie i to, mówiąc brzydko, "zażarło"?

Marcin Osman: Nie, to też są umiejętności hustlowania, bycia przedsiębiorca. Natomiast, co jest w pierwszej kolejności? Czy chodzi o zasięgi, sławę i pieniądze, czy takie zasięgi, które robią pieniądze, które wspierają firmę? Ja nie robię vlogów z podróży, bo to nie jestem ja. Nie chcę, nie mam produktów dla podróżników, nie mam plecaka Osmana, ale mam książkę o biznesie. Więc jak jestem w podróży, widać w tle palmy, to ja nie mówię o tym, co właśnie zjadłem, ale pokazuję, że właśnie piszę nową książkę, będąc pod palmami. Albo piszemy produkt, jakim jest książka Przedsiębiorca w podróży, która pokazuje, jak pracować w podróży. Nie, jak unikać pracowania w podróży, bo tych książek jest sporo, ale jak sobie to mobilne biuro przygotować, żeby można było być efektywnym przedsiębiorcą w podróży.

Pojawiło się w twoich ustach to słowo hustle. Piszesz hustlerska postawa działania i nazywasz się też jej propagatorem. Mojego podcastu słuchają osoby, które rozważają, czy bycie poza etatem jest dla nich, czy rozpocząć budowę marki. Co z twojej filozofii, z takiej postawy, mógłbyś im polecić?

Marcin Osman: Ja bym przetłumaczył słowo hustle czy hustler na „prawdziwy przedsiębiorca”. Czyli masz pomysł, działasz, analizujesz, robisz, co trzeba zrobić. Jeśli trzeba zarwać noc, żeby jakiś projekt wykonać to, to robisz. Trzeba napisać sto wiadomości albo wykonać sto telefonów, albo podejść do stu obcych osób, to podchodzisz. Wstydzisz się, boisz się, ale to robisz. Albo nie masz pieniędzy na marketing, więc nie mówisz „nie mam pieniędzy na marketing, więc nie mogę tego zrobić”, tylko szukasz sposobów na marketing za zero złotych. Jeśli nikt nie chce robić z tobą wywiadów, to ty robisz z kimś wywiady. Jak duże gazety nie chcą cię jako eksperta, to piszesz do małych portalików. I to się później zamienia w taką wielką kulę śniegową, która powoduje, że nagle te zaproszenia się pojawiają.

Znam mnóstwo ludzi, którzy bardzo często latają po telewizjach śniadaniowych, ale w mojej ocenie to nie buduje mocnego, stabilnego brandu czy biznesu, wręcz nas to odciąga. Bo ten czas, który można poświecić na takę hustlerską, nie seksi, pracę przed komputerem, zabiera wyjście na trzy minuty do TVN-u czy do TVP, rozumiesz? Czyli dla mnie na przykład wyjazd na wywiad do Warszawy, do telewizji, odrzucam, bo to kosztowałoby mnie dobę wyprawy. Dzień wcześniej przyjechać, wyspać się, wstać rano, wejść na antenę na trzy minuty i wrócić. A nie mam możliwości, żebym ja angażując całą dobę na pracę u siebie tutaj w pokoju, gdzie właśnie teraz siedzę, nie zarobił dziesięć razy więcej niż to, co być może dać mi bycie na antenie.

Słyszałem opinie od osób, które znam, że wystąpienia w śniadaniówkach niespecjalnie się przekładają na zarabianie pieniędzy.

Marcin Osman: No tak, ale ludzie tłumaczą sobie, że tam trzeba być, bo to jest telewizja. Raz na jakiś czas spoko, ale to nie może być strategia główna. Albo istotne jest to, żeby to było takim łapaniem uwagi widza, a jak on już wpisze w Google twoje nazwisko to, żeby trafiał w takie miejsca i w taki content, który powoduje, że zostaje z tobą na dłużej.

To lepiej jest, zamiast iść do telewizji śniadaniowej, poprowadzić własny webinar?

Marcin Osman: No raczej, że tak. Albo robić i to, i to.

Jasne, bo pije trochę do tego, że w twoim bio można wyczytać o trzystu webinarach, kilkaset live’ach.

Marcin Osman: Tego było znacznie więcej. Już tych statystyk nawet nie uaktualniam, ale tego było więcej.

Marcin Osman

Tak. Tego nie przebiję, chociaż trzysta darmowych samplingów szkoleniowych też jest już za mną. Musiałem to policzyć, bo chciałem to wykorzystać w jednej ze swoich prezentacji na webinarze. Ale z mojej perspektywy, mogę śmiało powiedzieć, że tego rodzaju sampling, próbka, live, czy webinar jest mega receptą na sukces dla marki. Ale co byś mógł powiedzieć takiej osobie, która jeszcze nigdy nie wyszła przed ludzi? Nie dalej jak wczoraj przygotowywałem swojego klienta do pierwszego darmowego szkolenia. Pamiętasz jeszcze siebie sprzed pierwszego wystąpienia publicznego? Co byś poradził naszemu słuchaczowi?

Marcin Osman: Wystąpienia to na pewno Toastmasters Public Speaking Club, kluby toastmasterowe, są wersje polskie, angielskie. Na pewno już działają po przerwie pandemicznej, ale nie sprawdzałem. To już na studiach były moje szlify występów, więc to bardzo się przydało.

A jeśli chodzi o wystąpienia na przykład w Internecie, to pierwszy webinar robiłem, jak jeszcze nie miałem żony ani dzieci, więc to musiało być jakieś siedem, osiem lat temu. Taki pierwszy webinar. Robiłem go w mieszkaniu mojej siostry w Portugalii. Cały dzień się stresowałem, myślałem, że przyjdzie 50 osób, a przyszło prawie 300. I pamiętam, że sprzedałem wtedy produktów książkowych za kwotę równą temu miesięcznemu pobytowi w Portugalii, więc nie wiem, z dziesięć tysięcy zarobiliśmy jednym webinarem. Ale pamiętam, że szykowałem się całą dobę.

Ktoś powie, że doba na przygotowanie się do webinaru to jest krótko, ale na webinarze prezentujesz swój dorobek, swoje doświadczenie.

To nie jest tak, że musisz coś nowego wymyślić. Webinar to jest zaprezentowanie tego, co już potrafię. Czyli każdy może sobie zrobić webinar dzisiaj, pod warunkiem, że będzie dawał kontent, tematykę wiedzy, którą już posiada, a nie próbował nauczyć się tej wiedzy pod webinar.

Odnosząc się do zainteresowań naszych słuchaczy, to interesuje ich taki moment, w którym oni w zasadzie jeszcze nie wiedzą, co mogliby robić, albo mają już jakiś zalążek pomysłu, ale kompletnie nie mają wiary w to, że to się uda. Dla nich bycie na etacie to jest cały ich świat i w zasadzie trudno im sobie wyobrazić życie poza. Co byś mógł im poradzić albo jakoś ich zmotywować, z perspektywy swojej wiedzy i doświadczeń?

Marcin Osman: Powiedziałbym, że pierwsze byłoby jak najszybsze przerwanie tego błędnego koła. Bo jak nie zaczynam, bo się boję, bo nie mam klienta, nie mam produktu, to się napędza koło zamknięte. Trzeba jak najszybciej je przerwać.

Rekomenduję przerwać ją z miejscem, w którym pojawiają się pieniądze, czyli zapytać klientów, czy kupią twoją usługę.

Wyobrażam sobie to w ten sposób, że jak ktoś na przykład jest programistą i boi się zwolnić z dobrze płatnej roboty, ale czuje, że jest mu trochę niewygodnie, to może warto zapytać w otoczeniu wokół siebie czy ktoś ma do zrealizowania projekt programistyczny w takim języku, czy w takim problemie biznesowym. Czyli zakomunikowanie „co ja mogę zrobić dla świata”. To brzmi jak banał, ale ludzie tego nie robią, bo wydaje im się, że potrzebują założyć firmę, mieć wizytówkę, księgową, biuro i tak dalej, a to jest zła kolejność.

Jak ktoś ma pomysł na supersmycz dla psów, to powinien zapytać swoich znajomych z psami, czy kupiliby ją od niego, gdyby ona powstało. Większość osób powie, jeśli to jest przedmiot naprawdę rozwiązujący problem, że tak. Ale ludzie, którzy to proponują, nie mają pojęcia, że klient jest już gotowy za to zapłacić, jeżeli to jest to, czego on potrzebuje. Więc znowu wracają do punktu wyjścia i boi się, zamiast po prostu zapytać.

Dobra, później pada pytanie: „Już mam te dziesięć transakcji, co dalej?”. Zapytanie o dziesięć transakcji jest pierwszym etapem rozwoju biznesu, bo pojawią się odmowy, będą pytania o szczegóły. Dla wielu bardzo niekomfortowe jest to, że klienci chcą już zapłacić, a nie ma jeszcze firmy.

Masz rachunek bankowy albo możesz przyjąć gotówkę.

No tak, ale to jest nielegalne.

Jest legalne – do kwoty trzech czy czterech tysięcy złotych można to robić bez faktur w ogóle.

I nagle się okazuje, że zabrałem im to, czego się bali, ale oni nadal się boją. Boją się tego, że im wyjdzie. I to jest w ogóle przekichany element tego procesu, bo nagle stają przed tym, że chcieli coś zrobić, to już działa, bo są pieniądze i oni tak: „Ale to już?”. Ale to nie powoduje, że oni się muszą z tej firmy zwalniać.

Ja rekomenduję budowanie firmy na boku, zbudowanie kwoty dwu, trzykrotnie większej od kwoty wynagrodzenia etatowego i wtedy możesz się zwalniać, ale nie musisz, albo zobaczysz, czy to jest dla ciebie.

Jak już jest taka podwójna albo potrójna wysokość pensji to zwykle średnio racjonalne jest pozostawanie na etacie, ale znam też marki, które mają jeszcze ten etatowy kawałek dla siebie. Zachęcam, żeby sobie to zapisać. Czy jest coś, co cię zaskoczyło w prowadzeniu biznesu? Że jak byłeś młodszy, to sobie wyobrażałeś, że będzie zupełnie inaczej?

Marcin Osman: To już wspomniałem na początku, czyli wydawało mi się, że firma to jest biuro, pracownicy, klienci, duże marki, ciągły zapierdziel. I to u wielu osób się sprawdza, ale u mnie się nie sprawdziło. Bo to chodzi o to, jaki ja jestem i jak mogę dopasować firmę do siebie, a nie do jakiej firmy ja się muszę dopasować.

Pracuję od wielu lat bez biura, bez pracowników, zdalnie, w oparciu o dużą efektywność i mam pieniądze, jeżeli w sposób efektywny rozwiązuję problem klienta i potrafię mu to sprzedać.

A moja wcześniejsza wizja była taka, że firma to są pracownicy, dużo pracowników, więcej pracowników, większe biuro, więcej klientów, więcej prestiżu wynikającego z portfolia klientów, których masz, a to tak nie jest. Znam firmy, które mają wielomilionowe obroty miesięczne i marny zysk albo ten zysk jest przejadany przez kolejny słabszy miesiąc. A u mnie obroty kilkusettysięczne miesięczne powodują, że dalej mówimy o kilkusettysięcznym zysku miesięcznym. Nie muszę przez miesiąc obrócić miliona u siebie w firmie, żeby z tego wyciągnąć pięćset tysięcy albo dwieście, albo sto. Tylko z tego miliona, czy tylko z tych pięciuset w kasie firmy zostaje trzysta, trzysta pięćdziesiąt, czterysta, zależy od miesiąca i jakie schodzą produkty.

Praca z domu

Myślę, że tutaj kolejne klapki mogą się otwierać, bo często ludzie wyobrażają sobie firmę jako pracowników, budynki, koszty stałe, które pochłaniają tysiące złotych. Okazuje się, że można biznes budować bardzo lekkostrawnie i w zasadzie mieć ten zysk czy tę marżę bardzo wysoką.

Marcin Osman: Tak. Albo ten case, że ludzie muszą mieć biuro, bo oni nie mogą pracować w domu. A jednocześnie mają dom tak urządzony, że w pokoju biurowym mają klatkę dla chomika albo składzik z rzeczami. Mówią, że nie mogą się skupić w domu. To zrób sobie takie warunki pracy w domu, żebyś mógł pracować!

To nie jest tak, że w domu pracuje się gorzej. W domu pracuje się inaczej.

Ale są dzieci, coś tam krzyczy, skacze. No dobra u mnie, jak są dzieciaki chore, to też jesteśmy w domu wszyscy i ten dzień wygląda trochę inaczej. Ale jak Oliwka jest w przedszkolu to mam pokój biurowy, w którym mogę robić webinary, nagrania, wywiady, mogę pisać artykuły na leżaku przed domem w ogrodzie, mogę prowadzić rozmowy telefoniczne podczas spaceru w lesie. A jak chcę wyjść z domu, to wolę wychodzić na spotkania z moją żoną, na randki w kawiarni, aniżeli spotkania z klientami. Więc nam ostatni rok bardzo pomógł, bo przekonał większą liczbę osób do pracy zdalnej, że spotkanie na zoomie jest spoko, bo nie trzeba się nigdzie wlec i jechać. Nawet miałem rozprawę sądową w kwietniu czy maju przez Internet. E-sąd. Wow. Jesteśmy połączeni na Teamsie i śmieszny moment, w którym sędzia kazał powstać wszystkim i wszyscy wstają.

Każdy u siebie w pokoju.

Marcin Osman: Tak. Podnoszę komputer, wstaję i słucham oświadczenia świadków, że tam będą mówić prawdę.

Jasne. Myślę, że pandemia pomogła nam wyobrazić sobie, że pewne rzeczy są możliwe zdalnie. Pozwól, że zapytam cię jeszcze o profil osobowości. W swoim bio otwarcie dzielisz się tym, że jesteś czerwony. A ja słuchając jednego z twoich nagrań, powiedziałem „On czerwony, a tak spokojnie ładnie mówi”. Teraz widzę tę czerwień.

Marcin Osman: Tak czerwony, inicjatywny.

I jeszcze napisałeś, że Star.

Marcin Osman: Tak, tak. Wiele osób, które mnie nie zna, myśli się tak, on musi błyszczeć. To prawda, ale tym blaskiem ogrzewam innych. To było takie „Damn, dobre zdanie”.

Wiesz, w podróży bohatera jest tak, że on po pokonaniu demona przynosi jakiś tam kryształ, który też daje coś innym. On się trochę chełpi tym, to prawda, ale to zdecydowanie ogrzewa też innych.

Marcin Osman: Ja się złapałem dzisiaj nad tym, że jest nowa restauracja otwarta koło nas, a nie mieszkamy w mieście, więc to jest wydarzenie i ja mam status pierwszego klienta i nikt mi go nie zabierze. I tak się uśmiechnąłem do siebie, że zdobyłem coś, czego nikt inny nie może mieć i to nie jest do kupienia. Klient numer 6 albo 15, albo 50 nie może być klientem 001. Taka ciekawostka.

Czy jest jakaś osobowość, jakiś zestaw cech osobowości, które według ciebie nie predestynują osoby do bycia przedsiębiorcą, marką, marką cyfrową?

Marcin Osman: Wiesz co, nie. Można być brzydkim, można się jąkać, można nie ogarniać finansów, można nie lubić sprzedaży, tylko pytanie kluczowe jest takie:

Czy potrafisz zebrać wokół siebie ludzi, którzy uzupełnią twoje braki, albo uzupełnią to, czego potrzebuje firma, którą tworzysz?

Jak masz sklep internetowy, potrzebujesz programisty, który cię będzie zabezpieczał. Nie musi być na etacie, ale płacisz abonament miesięczny, który daje ci komfort, że ktoś nad tym czuwa. Magazyn musisz opłacić, jak masz firmę wysyłkową na przykład, ale nie musisz tych paczek pakować.

Z Kamilą mamy na maksa dużo rzeczy zlecone innym i prywatnie, i biznesowo, ale core został u nas, czyli sprzedaż. U Kamili jest to głównie zarządzanie firmą i częścią wydawniczą, a u mnie marketingiem i sprzedażą. Każdy ma inne parametry oceny swojej skuteczności. Kamila ma na przykład czy dowiezie wydanie nowej książki na określony termin, a ja mam czy w tym miesiącu mieliśmy wzrost przychodu. Albo czy dzienna, czy dobowa sprzedaż nie jest mniejsza niż dzień wcześniej, albo czy jest ryzyko, że dzisiejsza dobowa sprzedaż będzie mniejsza niż wczorajsza sprzedaż, bo jak jest takie ryzyko, to muszę wkroczyć do działania i uruchomić akcje, która ten wykres podniesie.

Osman Power

Często polecam instytucje wirtualnej asystentki, bo one rozwiązują megadużo problemów, w przypadku marek osobistych szczególnie rzeczy, które można zrobić samemu, ale po co.

Marcin Osman: No tak. Zrobiłem konkurs na Instagramie i zażartowałem trochę, że zwycięzca wygrywa worek kaszy manny, naprawdę. W tym konkursie wzięło udział mnóstwo osób. Wyłoniłem trzech zwycięzców i zleciłem właśnie naszej asystentce domowej, kup trzy worki kaszy manny i wyślij na trzy różne adresy. Czyli oszczędziłem czas pójścia do sklepu, oszczędziłem, adresowania kopert, pójścia na pocztę i nawet oszczędziłem czas, gdybym sam chciał zamawiać te rzeczy online.

No i nie musiałeś wybierać rodzaju albo producenta kaszy manny.

Marcin Osman: Okazało się, że w trzech sklepach nie było, ale już zamówiła w czwartym i będzie.

Jasne. Ostatnio na swoim Facebooku zapytałem, co ma wspólnego budowanie marki z budowaniem mięśni. I pomyślałem, że skoro mam przed sobą wędkarza to zrobię ci taki challenge. Czy według ciebie wędkarstwo i budowanie marki osobistej mają jakieś części wspólne?

Marcin Osman: Wziąłem kiedyś kolegę, pojechaliśmy na dorsze i zdziwił się, że miał zakwasy na bicepsach po całym dniu podnoszenia tego ołowiu. To à propos samego wątku wędkarskiego i budowania mięśni, plus słońce zjarało nas na maksa.

A do wątków biznesowych, to dyscyplina, szukanie strategii, narzędzi, skrótów, żeby to było bardziej efektywne.

Dla mnie łatwiejsze jest prowadzenie biznesu niż uprawianie sportu. Robię jedno i drugie, ale łatwiej jest mi siąść do sprzedaży niż do treningu, więc zadałem sobie pytanie, co muszę poprawić, co muszę zmienić, żeby mieć tę motywację „do pracy”, a bardziej jest to usunięcie sobie wszystkich przeszkód. Czyli chodzę na treningi do takiej prywatnej siłowni jednoosobowej, gdzie pracuję z trenerem indywidualnie i to jest megafajne i megablisko mojego domu, więc argument, że jest daleko, nie wchodzi w rachubę, bo idę spacerem trzy minuty. Też w ogóle hit, że tak blisko mojego miejsca zamieszkania, jest taki punkt. I co mogę zrobić, żeby to było mało uciążliwe. Jak już przechodzę przez próg easy, ale zaprojektowanie całej logistyki wokół tego, czyli w jakich godzinach, żeby to nie kolidowało z usypianiem i kąpaniem dzieci na przykład, albo żeby Kamila nie miała na głowie hardcorowych akcji z dzieciakami, które czasami mają inne pomysły niż spanie czy rysowanie.

Szukanie takich rzeczy, które blokują rozwój, które zatrzymują przed czymś, zidentyfikowanie ich i próba ich ominięcia. Jak w tym roku zobaczyłem, że chyba jest mnie trochę za dużo, to pomyślałem, co mogę zrobić, żeby szybko zrzucić nadmiar wagi, i znalazłem sposób, że w trzy tygodnie zrzuciłem dziewięć kilogramów. I to było w marcu, do tej pory wróciło mi z tych dziewięciu trzy, więc spoko.

Zawsze zastanawiam się, co muszę zrobić, żeby ten proces był bardziej efektywny, bo ludzie nie są leniwi, ludziom tylko przeszkadza coś, co nazywają lenistwem.

Że im się nie chce iść… Czemu ci się nie chce iść? Bo nie wiem, jak ćwiczyć… Dobra, znajdź trenera. Bo nie wiem, jak jeść. Dobra, zamów sobie pudełka. Bo to nie jest dla mnie. To spróbuj sześciu różnych sportów i tak dalej, i tak dalej.

OsmanPower

Już drugi raz w tej rozmowie pokazujesz pewien swój sposób pracy, ale też widzenia świata, właśnie poprzez usuwanie przeszkód. Co wtedy zostaje, jaka wymówka? Jaką wymówkę masz teraz?

Marcin Osman: Bo wiesz, to nie chodzi o lenistwo. To nie jest, że komuś się nie chce. To są jakieś powody, dla których ktoś czegoś nie robi. Dlaczego tego nie robi? Co jest prawdziwym powodem? I to trzeba być ze sobą na maksa szczerym. Nie wiem, nie chce pójść na trening, bo i tak później będę wpierdalał czekoladę i to nie będzie miało sensu. Czyli kwestia diety, czegoś ci brakuje w twoim codziennym żarciu, że masz potrzebę tego cukru, więc może trzeba zrobić coś innego, skupić się na jedzeniu, a później na ćwiczeniu.

Myślę, że dużo mówimy tutaj o błędnych kołach.

Marcin Osman: U mnie to działa tak, że chodzi o znalezienie takich metod, które bardzo szybko doprowadzą do zwycięstwa. Jak masz bardzo szybko zwycięstwa, to ta robota później idzie już łatwo. Nie pozyskiwanie klienta na milion, a pozyskanie klienta czterdzieści złotych za zakup twojej pierwszej książki. Wow, nie? Tym się jaram. Później drugi, trzeci, czwarty, piąty, piętnasty.

Czyli ta duża wizja, ale małe kroki stawiane szybko, cała ta skala podzielona na części i jak najszybsze osiągniecie mikrosukcesów.

To jest taka moja mapa, że to musi być, żeby wszystko, co robię, miało sens. Czy ja widzę postęp, czy są klienci, są zapisy, interakcja? Czy jak mam Instagram, wrzucam zdjęcie nowej książki czy wpadają zamówienia? Jeśli tak, wow, super, lecę po kolejny sposób. A gdyby nic się nie działo, to działałbym tak bez sensu, bez energii. Czyli jak najszybsze rozkminienie, co ja rozumiem jako małe zwycięstwo, odczuwalny progres.

Na koniec zawsze pytam moich gości, czego można życzyć takim markom, jakie oni prowadzą. Właśnie czego można życzyć tobie?

Marcin Osman: Żeby dzieciaki spały w czasie, w którym mają spać, bo całą resztę jako rodzice-przedsiębiorcy sobie ogarniemy. I to brzmi jak banał dla kogoś, kto nie ma dzieci. Jak ktoś ma dzieci, to wie, jak istotne jest to, że ono wstało wyspane już o 4:00 na przykład, a ty nie, a masz cały dzień przez sobą. Ono nadrobi na drzemce w przedszkolu, a ty nie. Więc jak dzieciaki są zdrowe, to reszta jest już easy. No to na taką zmianę tej mojej definicji korzystnych warunków do pracy, że tylko potrzebuje tego, żeby dzieci były zdrowe.

Po tej stronie to absolutnie nie brzmi jak banał, to jest historia naszego życia. Tutaj prowadzimy dwa gabinety, mamy klientów, choroba dzieci zatrzymuje wszystko.

Marcin Osman: Tak jest.

Życzę dużo zdrowia. Pozostając z otwartym zaproszeniem na wspólne wędkowanie, bardzo dziękuję za rozmowę. Moim gościem był Marcin Osman.

Chcesz się dowiedzieć więcej? Przesłuchaj pełnego wywiadu na górze strony. Chcesz więcej? Zapraszam do przeczytania bądź przesłuchania pozostałych wywiadów z tej serii.

– Michał Bloch, Jak rzucić etat

Piotr Raźny – człowiek nie musi być idealny!

Piotr Raźny – człowiek nie musi być idealny!

Piotr Raźny stworzył markę Człowiek (nie)idealny, aby wspierać ludzi w dążeniu do celu w nieidealny sposób. Zobacz, jak to może…
Aleksander Drwięga – prospecting potrzebny jest wszędzie!

Aleksander Drwięga – prospecting potrzebny jest wszędzie!

Aleksander Drwięga, ekspert prospectingu, potwierdza, że znajomość idealnego klienta to podstawa! Zobacz, czym jest prospecting i jak może pomóc Tobie.
Monika Adamska: promuję bezwstydność w śpiewie i pasji

Monika Adamska: promuję bezwstydność w śpiewie i pasji

Monika Adamska, podcasterka multipasjonatka, która nie robi niczego na pół gwizdka. Dowiesz się, jak zapanować nad wieloma pasjami.
.
.