Marcin Michalski – rzucił etat, aby móc zostać cyfrowym nomadą i pracować z… Tajlandii!

Marcin Michalski nie tylko tworzy strategie w digital marketingu, ale sprawia, że działania w internecie jego klientów działają! Co więcej, może to robić z każdego miejsca na Ziemi. Jak on to zrobił? Czytaj dalej…

Posłuchaj jako podcast w wersji audio:

Michał: Moim gościem jest dzisiaj Marcin Michalski, ekspert od digital marketingu. Zapraszam Cię do przedstawienia się naszym słuchaczom.

Marcin Michalski: Cześć. Tak jak wspomniałeś, nazywam się Marcin Michalski i można powiedzieć, tak w dużym skrócie, że specjalizuję się w strategiach digital marketingowych, ze szczególnym nastawieniem na Performance Marketing, czyli tak zwany marketing efektywnościowy. Jednym słowem robię wszystko, żeby firmy generowały sprzedaż.

Michał: Do sprzedaży i marketingu jeszcze wrócimy. Natomiast wy tego nie widzicie, ale widok, który za Marcinem można zobaczyć, jest niezwykle ujmujący. Ty, Marcin, mieszkasz teraz w Tajlandii, ale to nie jest twoja docelowa lokalizacja, zmierzasz w kierunku Bali. Rzuciłeś etat z pozycji managera wysokiego szczebla w firmie, która zajmuje się marketingiem. Pracujesz teraz zdalnie, jesteś cyfrowym nomadą, obecnie w trakcje workation i można powiedzieć, że jesteś takim żywym dowodem na treści, które poruszam w moim podcaście. Zatem moje takie pierwsze pytanie do Ciebie jak to się robi, żeby tak mieć, jak ty masz?

Marcin Michalski: To jest bardzo złożone pytanie. Przede wszystkim musi być bardzo silna motywacja. To musi być przemyślane i trzeba by zrobić plan, który później będzie konsekwentnie realizowany. Natomiast myślę, że najważniejsze, co trzeba osiągnąć, to budować swoją markę, zanim się będzie miało nawet plan. Plan nie jest tak ważny, jak rozpoczęcie budowania własnej marki osobistej. Jeszcze na etacie należy publikować, publikować i jeszcze raz publikować. Plus, w zależności od branży, pojawiać się na konferencjach, żeby faktycznie zbudować jakąkolwiek rozpoznawalność.

Jak to się robi? Myślę, że teraz jest dużo prostsze, niż było przed pandemią i nie ukrywam, że pandemia bardzo dużo pomogła w tym zakresie w realizacji moich planów, ponieważ zacząłem od przeprowadzki z Warszawy w góry. To była bardzo spontaniczna decyzja. Zapytałem swojej drugiej połówki we wrześniu 2020, co robimy. Córkę trzeba było znowu wysłać do przedszkola. Trochę nam się nie widziało znowu płacić 2000 zł za prywatne przedszkole, a dostać się do państwowego w Warszawie nie było nawet szans.

Chcieliśmy kupić jakąś działkę w górach, żeby wybudować domki na wynajem. Od słowa do słowa padło, że wyprowadzimy się na początku z Warszawy w góry. Znaleźliśmy dom między Limanową a Nowym Sączem 120 metrów za 1500 zł miesięcznie! Pojechaliśmy tam i okazało się, że na miejscu wszystko jest fajnie. No i co dalej? Później się okazało, że będę miał drugą córkę, więc wszystkie plany zostały zamrożone. I mniej więcej w styczniu, może w grudniu postanowiłem, że trzeba w końcu zacząć realizować plany. 

Rzucić etat i zacząć żyć pełnią życia tak jak zawsze chcieliśmy.

Co na to wpłynęło? Jeszcze byłem na etacie, ale marka osobista już pracowała na siebie. Kilka miesięcy wcześniej założyłem bloga marketingowego marketinghacker.pl i zleceniodawcy sami zaczęli się do mnie odzywać. Były to naprawdę duże korporacje, a że nie potrzebowałem takich współprac, zaproponowałem im dosyć wysokie stawki. Okazało się, że po małych negocjacjach się zgodzili! Ostatecznie stwierdziłem, że jest to sygnał, że trzeba rzucić pracę, bo skoro ja nie szukam zleceń, a one same do mnie przychodzą, to trzeba iść dalej.

Nie była to łatwa droga i ona się rozpoczęła kilka lat wcześniej. Myślę, że jak ktoś ma bardzo silną motywację, to zawsze znajdzie sposób, żeby to zrobić. Nie ukrywam też, że wyprowadzka w góry sporo pomogła, ponieważ mogłem zaoszczędzić naprawdę bardzo dużo pieniędzy, mieszkając w górach zamiast Warszawie. 

Można naprawdę dużo oszczędzać, nie zmieniając za bardzo swojej jakości życia i uświadamiając sobie, że ja tego naprawdę potrzebuję, więc to był dosyć złożony proces.

Marcin Michalski Tajlandia

Michał: Można z twojej odpowiedzi też wywnioskować, że te próby generalne były bardzo wyraźne, zarówno w kontekście budowania marki, jak i przeprowadzki. Czyli przeprowadzić się najpierw gdzieś bliżej, zobaczyć, jak nam jest, jak się coś zmieni, po drodze poustawiać różne rzeczy, trochę oszczędzić. Tak samo, jak z marką trzeba mieć wcześniej klientów, zrobić próbę generalną. Oni przychodzą, płacą stawki, których się oczekuje i to jest to wyraźne zielone światło, prawda?

Marcin Michalski: Tak, dokładnie. Dobrze to nazwałeś próbą generalną. Natomiast u mnie rozpoczęła się ona już w trakcie pandemii, kiedy de facto pracowałem cały czas zdalnie. Okres od stycznia do czerwca tego roku nazwałbym bardzo intensywnym w swoim życiu, bo bywały takie dni, że odchodziłem od komputera tylko na kolację i sypiałem po 6 godzin dziennie.

Wychodzę z założenia, że jak się ma plan, wie się, po co się to robi i zna się też horyzont czasowy, to inaczej się do tego podchodzi. Człowiek budzi się i ma tę energię, że będę miał megaciężki dzień, mam mnóstwo rzeczy przed sobą, ale wiem, po co to robię. Przyznam się szczerze, że jeszcze mieszkając w Warszawie, byłem tak bardzo skupiony na tym, aby dopiąć swego, że byłem w stanie wziąć nawet kredyt na 100 tysięcy zł, rzucić etat, wyjechać i po prostu zacząć nowe życie. Motywacja nie do końca była związana z rzuceniem etatu, chociaż to było niezbędne, ale z tym, żeby mieszkać po prostu w ciepłych krajach. Żeby nie mieszkać w Polsce, gdzie przez 8 miesięcy w roku jest po prostu zimno, szaro, smutno. Mam wrażenie, że jesteśmy krajem w tej chwili o ogromnych napięciach politycznych i to też się przekłada na wszystko.

Michał: Wolę nie poruszać tematu polityki w tym podcaście. O ile można sobie wyobrazić pracę z domku w górach, o tyle praca z Tajlandii dla wielu osób może być abstrakcją. Czy w takich okolicznościach w ogóle da się pracować? Co Ciebie motywuje, żeby wstać z leżaka i odłożyć na bok drinka z palemką?

Marcin Michalski: Nie do końca to jest praca, dlatego że zawiesiłem dużą część aktywności zawodowych. Plan był trochę inny, ponieważ chcemy się wyprowadzić na Bali. Mieliśmy tam pojechać na taką próbę generalną. Miałem przygotowaną wizę biznesową do Indonezji. Niestety sytuacja covidowa zaczęła się pogarszać i z Bali zrobiła się nam Tajlandia.

Rzeczywiście pierwsze tygodnie to jest taki tryb urlopowy.

Tutaj jest 5 godzin przesunięcia czasowego, więc 18:00 u mnie to jest zaledwie 13:00 w Polsce.

Co mnie motywuje? Myślę, że po pewnym czasie człowiek po prostu wychodzi z tego stanu wakacyjnego, gdy się zauważy, że zmniejsza się ilość pieniędzy na koncie, więc trzeba po prostu wrócić do normalności. Strefa czasowa powoduje, że nie ma aż takich pośpiesznych poranków. Ja ze względu na swoją dietę, śniadań i tak nie jadam, tylko przygotowuję córce, ale możemy spędzić ten czas po prostu z rodziną. Te pierwsze godziny tak bardzo spokojnie, bo wiem, że wszystko, co może mnie dopaść z kraju, jeszcze śpi i budzi się dopiero około 13:00-14:00 mojego czasu. I to chyba tak najbardziej motywuje, że w tym czasie mogę sobie pójść na basen, na siłownię, wszystko po prostu sobie ogarnąć i nie zaczynać pracy w pośpiechu, jak zawsze zwykliśmy to robić.

Michał: Niespieszne poranki to jest coś, o czym wielu freelancerów, którzy rzucili etat, mówi. Mieszkasz teraz w Tajlandii w willi z basenem i z prywatnym kinem. Mało tego, wynajmujesz ją za niewielkie pieniądze i w zasadzie można sobie ułożyć w głowie taki obraz idealnego życia. Czy są jakieś wyzwania, jakieś trudności w byciu cyfrowym nomadą?

Marcin Michalski: To jest trudne pytanie. Ja ich jeszcze do końca nie widzę. Opowiem trochę o tej willi, o której powiedziałeś, ponieważ planując wyjazd na Bali, poznałem dwie rodziny, które miały podobny plan. Jedna z nich też miała lecieć do Indonezji w tym samym czasie, a że mamy dziecko w tym samym wieku, to się zgadaliśmy, że może polecimy i spędzimy kwarantannę w hotelu razem. No, ale jak Bali zostało zamknięte, stanęło na Tajlandii, bo jest najbliżej. Wprowadzili teraz taki specjalny program Phuket Sandbox, pozwalający faktycznie wlecieć.

Marcin Michalski 2

Willę wynajmujemy na półtora miesiąca we dwie rodziny za jakieś 8000 zł.

Mamy willę, która normalnie kosztowała 140 tysięcy zł miesięcznie! W życiu bym sobie na to nie pozwolił… więc stwierdziliśmy, że to jest okazja jedyna w życiu. Taka, która się po prostu, nigdy by nie zdarzyła, gdyby nie Covid. Faktycznie widok jak za milion dolarów z tak zwanym infinity poolem, czyli takim basenem bez krawędzi. Jest pięć sypialni, w piwnicy jest taki pokój barowy z bilardem i fenomenalnym obrazem Winstona Churchilla, jest także siłownia, która jest naprawdę sporych rozmiarów i ma mnóstwo sprzętów. Co jeszcze? Jest kino, tak jak powiedziałeś, no i całość po prostu robi mega wrażenie, ponieważ pokój dzienny ma jakieś 150m na parterze. Oczywiście nie wykorzystujemy wszystkich sypialni, dlatego jedna z tych sypialni jest przeznaczona na moje biuro, z którego mam fenomenalny widok na całą wyspę.

Jedzenie w Tajlandii jest bardzo tanie, więc naprawdę czasami nie opłaca się gotować. Przepyszne dania jak zupa Tom Yum jest za 12 zł, a kurczak z ryżem za 8 zł i wszystko tutaj można zamówić przez aplikację tak samo, jak w Polsce.

Wracając do Twojego pytania, na pewno trzeba mieć po prostu jakieś pomieszczenie, które jest przeznaczone na biuro. Kolejnym wyzwaniem jest też jednak strefa czasowa, ponieważ chcąc spędzić czas z rodziną, muszę faktycznie albo skończyć, albo zrobić dłuższą przerwę o godzinie mojej 17:00-18:00 i de facto wrócić do pracy powiedzmy cztery godziny później. Więc to czasami może być wyzwanie, bo nie zawsze da się zgrać kalendarze przy telekonferencjach z drugą osobą. Ale z drugiej strony ten czas jak wszyscy śpią, czyli o godzinie powiedzmy od tej 10:00 do godziny 14:00, to mogę sobie wykorzystać na własną pracę twórczą. Bardzo to sobie cenię.

Bardzo sobie cenię czas, gdy wszyscy śpią. Mogę go sobie wykorzystać na własną pracę twórczą.

Wyzwaniem jest też opieka nad dzieckiem, ponieważ wcześniej młodsza córka, Majka, chodziła do przedszkola i faktycznie było troszkę spokoju, w tej chwili wynajmujemy anglojęzyczną opiekunkę.

No ale to są takie przejściowe problemy, ponieważ jesteśmy tutaj dopiero chwilę, a międzynarodowe prywatne przedszkole w Tajlandii również jest bardzo tanie, bo kosztuje od 1200 do 1400 zł miesięcznie.

Marcin Michalski

Michał: Myślę, że wyobraźnia zarówno moja, jak i słuchaczy jest tutaj rozgrzana do czerwoności. Poza takimi wymaganiami organizacyjnymi, czego jeszcze taki wyjazd wymaga? Myślę tutaj o relacji z drugą połową. Co trzeba ustalić, na co się umówić? Mógłbyś odsłonić trochę rąbka, jak to wyglądało?

Marcin Michalski: Tak. Tego właśnie nie powiedziałem, ponieważ dokładnie 20 maja urodziła mi się druga córka i od samego początku już jak wiedzieliśmy, jaki jest plan. Że Nina się rodzi, czekamy kilka tygodni, damy jej wszystkie podstawowe szczepienia, żeby nabrała odporności i po dwóch miesiącach lecimy do Azji. To było od samego początku ustalone i nie baliśmy się tego zupełnie, ponieważ moja pierwsza córka Maja też podróżowała od samego początku, bo jak miała trzy miesiące, to polecieliśmy na wakacje na Minorkę. Jak miała 6 miesięcy, to był spontan do Włoch. Jak miała jedenaście miesięcy, też byliśmy w Tajlandii.

Postawiliśmy sobie za cel, żeby nasze dzieci wiedziały, że jedyną, pewną życiu rzeczą jest zmiana. A zwłaszcza zmiana miejsca zamieszkania. I nie ukrywam też, że przeprowadzka w góry była po to, aby zmienić córce otoczenie. Więc trochę wiedzieliśmy już jak to będzie wyglądać. Wiedzieliśmy też, że lot przebiegnie dość dobrze i tak było tym razem. Wiedzieliśmy także, żeby wybrać takie połączenie i taki samolot, żeby były takie kołyski dla dzieci. Wiele linii w tych nowych boeingach ma takie kołyski. W związku z tym Nina całą podróż praktycznie przespała w kołysce dla dziecka. To jest kwestia doświadczenia, żeby znać takie haki, żeby dla dziecka to wszystko było bardzo komfortowe.

Oczywiście zachowujemy wszystkie kwestie związane z bezpieczeństwem i nie wystawiamy jej na słońce, no bo wiadomo, że słońce jest bardzo złe dla takiego dziecka.

Inna ważna kwestia, dlaczego się na to zdecydowaliśmy, jest taka, że wiemy, że dla dzieci ciepły klimat jest dużo lepszy, jeżeli chodzi o rozwój, o zdrowie, o wszystko. Jak Majka miała jedenaście miesięcy, to był styczeń, wszyscy byliśmy chorzy, zatoki, nosy, gardło i tak dalej i można powiedzieć, że dwa dni po przylocie wtedy do Tajlandii za pierwszym razem wszyscy wyzdrowieliśmy. Majka zdrowa, doskonałe samopoczucie, też zauważyliśmy, że przez to, że nie trzeba ubierać naprawdę tony ubrań na siebie, to dzieci się trochę lepiej tam rozwijają. Szybciej chodzą, ponieważ mają więcej swobody, mogą chodzić boso i nie ma tych niedogodności, które są w Polsce. Więc tutaj też zauważam, że nawet niemowlakowi jest lepiej w takim klimacie.

Oczywiście zachowujemy wszystkie kwestie związane z bezpieczeństwem i nie wystawiamy jej na słońce, no bo wiadomo, że słońce jest bardzo złe dla takiego dziecka.

Co do kwestii relacyjnych, to myślę, że to jest kwestia umówienia się. Z góry powiedziałem swojej Magdzie, że będę pracował w różnych godzinach i to nie jest tak, że te godziny są sztywne, to się może zmieniać. Nie mogę powiedzieć, że wszystko jest tak, jak być powinno. Ale to jest kwestia rozmów, docierania się i wspólnego ustalenia i przegadania, jak będzie wyglądało życie za granicą, jakiej pomocy, kto oczekuje.

Jesteśmy żywym przykładem na to, że rodzina, dzieci (nawet dwójka w tym noworodek) nie jest absolutnie żadną przeszkodą. Wiele osób mówi, że jesteśmy szaleni. A ja w tym nie widzę nic szalonego. Ja w tym widzę po prostu takie oddychanie pełną piersią i łapanie życia za rogi. Do tego trzeba dojrzeć w pewnym momencie: czy ja jestem szczęśliwy w życiu z tym, co mam i co mnie tak naprawdę unieszczęśliwia.

Michał: No ja nie powiedziałbym, że jesteście szaleni, bardziej odważni i otwarci na nowe doświadczenia. Wiadomo, że te doświadczenia się zbiera, że one przychodzą, wszystkiego z pewnością nie da się zaplanować. Czy gdybyś mógł cofnąć czas, to w tym całym procesie, w którym jeszcze jesteś, czy byś coś zmienił, zrobiłbyś coś inaczej, albo na przykład czegoś żałujesz i zrobiłbyś zupełnie odwrotnie?

Marcin Michalski: No właśnie. Zanim odpowiem na to pytanie, czy chciałbym do tego Bali wrócić, bo rozważaliśmy między Bali a Meksykiem. Chcę wyjaśnić, czemu takie cele podróży Meksyk, Indonezja, Tajlandia. Przede wszystkim to są miejsca rajskie, gdzie jest dużo taniej niż w drogiej Europie. Wielu cyfrowych nomadów wybiera Wyspy Kanaryjskie albo w ogóle Hiszpanię, która jednak jest trochę droższa.

Tajlandia cyfrowy nomada

Myśmy się przeprowadzili po to, żeby standard życia za te same pieniądze sobie podwyższyć, bo dlaczego nie?

A co bym zaczął robić wcześniej? Co bym robił innego, gdybym miał do wyboru? Myślę, że trochę szybciej zacząłbym budować markę personalną. Tak naprawdę robiłem różnego rodzaju działania od dziesięciu lat, ponieważ zawsze byłem dostępny w mediach, pisałem artykuły branżowe, wcześniej występowałem na konferencjach. Natomiast bym to bardziej zintensyfikował po to, żeby szybciej to przekuć w biznes, we własną markę. Z drugiej strony nie wiem, czy bym pojechał sam. Myślę, że taki wyjazd z rodziną ma swoje plusy.

Czy coś więcej? Tak, tak, zdecydowanie tak! Trochę szybciej bym zmienił swoje podejście do finansów, ponieważ wydawałem praktycznie 95 do 100% swojej pensji jako członek zarządu przez wiele, wiele lat i miałem niezdrowe podejście do pieniędzy. To wynikało z tego, że nie miałem postawionego mocnego celu, takiego światełka, do którego bym dążył. Ale jak już zacząłem się trochę bardziej edukować w tym zakresie i zmieniać swoje podejście do finansów no to naprawdę udało mi się stworzyć niezłą poduszkę finansową w dziesięć miesięcy.

Dla mnie na poduszkę finansową i składają się dwie rzeczy.

Pierwsza rzecz to jest zmienić twój standard życia. Zacznij od najważniejszych, czyli od mieszkania i jedzenia.  A druga rzecz to drastycznie zwiększ swoje przychody. I wtedy naprawdę można zdziałać cuda nawet w te dziesięć miesięcy. Jeżeli bym zaczął ten proces o kilka lat wcześniej, to myślę, że nie byłby dla mnie taki trudny, bo to jednak było pewne wyzwanie, nie ukrywam też mentalne. Firma, którą współtworzyłem, bo byłem tam od prawie samego początku 13 lat, a od 6 lat byłem członkiem zarządu. Więc mentalnie miałem z tym problem, że muszę odciąć pewien kawał życia i pewną historię.

Michał: Z jednej strony zacznij jeszcze na etacie, zdobądź klientów, zwiększaj przychody, z drugiej strony naucz się oszczędzać. Teraz mówisz o zmianie mentalnej, ja często mówię tutaj o zmianie przekonań i myślenia. Czy jest coś w Twoim myśleniu, co musiało ulec zmianie, żeby to wszystko, gdzie dzisiaj jesteś, było możliwe?

Marcin Michalski: Tak. Przede wszystkim właśnie jakość życia i wydatki to jest coś, co musiałem sobie przemyśleć. Okazało się, że chcę zmiany otoczenia, chcę mieszkać za granicą, chcę, zacząć normalnie żyć, bo dużo wcześniej, zanim założyłem rodzinę, podróżowałem po całym świecie. Później z rodziną też naprawdę sporo podróżowaliśmy i nawet weekendy staraliśmy się wykorzystywać, aby odwiedzić miasta europejskie.

Dotarło do mnie, jaki to ma sens, żeby siedzieć w zimnym kraju, w którym ludzie nie zawsze są przyjaźni, żeby móc tylko wyjeżdżać dwa razy w roku na wakacje? Jaki sens jest tu pracować i się denerwować różnymi rzeczami, skoro można po prostu żyć w wakacyjnym kraju przez cały czas? I to jest coś, co sobie uświadomiłem. Skoro to jest celem, to trzeba naprawdę zmienić swoje przekonania, ponieważ na etacie się tego nie osiągnie.

Pieniądze były bardzo ważnym czynnikiem tej decyzji. Bo jeżeli nie będąc na etacie, wiem, że jestem w stanie zarabiać kilka razy więcej w ciągu miesiąca niż na etacie, to mogę sobie pozwolić na to, żeby pojechać na wakacje na dwa miesiące albo na trzy. I na przykład nie pracować albo pracować wyłącznie na jedną czwartą gwizdka. I to jest najistotniejsze, kwestia wolności finansowej.

Pieniądze były bardzo ważnym czynnikiem tej decyzji.

Ostatnią rzeczą, która mi w tej chwili przyświeca jest tak zwany ruch FIRE, to jest Financial Independence Retire Early, czyli w takim wolnym tłumaczeniu niezależni finansowo z wczesną emeryturą. Bo nie wiem, czy wiesz, że im więcej procentowo swoich przychodów się oszczędzi, koszty życia zostawi na tym samym poziomie, to odkładając te pieniądze i inwestując w różne rzeczy, przeciętnie można uzyskać taki zwrot roczny, że po dziesięciu latach, a nawet w ekstremalnych przypadkach po pięciu, można żyć wyłącznie z tych odsetek, z inwestycji, nawet jeżeli się nie prowadzi, nie wiadomo jakiej firmy, gdzie się zarabia ogromne pieniądze. To wszystko jest kwestią tego, ile się wydaje i ile się zarabia. Można przejść na taką emeryturę, gdzie nie trzeba pracować dla pieniędzy naprawdę w ciągu 6-10 lat bez specjalnych starań.

Ja sobie postanowiłem, żeby to zrobić w ciągu kilku lat. W trzy lata zebrać takie aktywa, które pozwolą na niezależność.

Marcin Michalski
Marcin Michalski

Marcin Michalski: Emerytura jest przereklamowana, nie oszukujmy się, nie wyobrażam sobie siedzieć codziennie pod palmą i sączyć drinki.

Tu chodzi o to, żeby móc być wolnym i angażować się w projekty, które się chce robić – rzeczy dla idei. Nawet zaangażować się w wolontariat albo jak rodzina tego w danym etapie życia będzie wymagała, w pełni wciągnąć się w relacje rodzinne. Ja już teraz czuję, że z najmłodszą córką mam zupełnie inny kontakt, bo mam w ciągu dnia dużo więcej godzin dla niej i jestem przekonany też, będzie to owocowało bardzo dobrymi relacjami na przyszłość.

Michał: Właśnie miałem pytać o cele, o to, gdzie teraz zmierzasz i w zasadzie już to nam opowiedziałeś. W zasadzie pozostało mi ostatnie pytanie. Czego można życzyć takiej osobie jak ty, dzisiaj, tu i teraz?

Marcin Michalski: Myślę, że po prostu realizacji celów i tego, żeby nic niespodziewanego nie stanęło na drodze, bo tego się najbardziej obawiam. Dlatego na przykład bardzo dobrze się przygotowałem, bo przed wyjazdem znalazłem taką firmę, która oferuje ubezpieczenie międzynarodowe dla całej rodziny, na kwotę 2 miliony euro od osoby. A to jest megaciekawe, bo kosztuje tylko 1800 zł dla czteroosobowej rodziny. Porównując to z polskim ZUS-em, to ubezpieczenie całkowicie go zastępuje. Z kolei to powoduje, że powodów, żeby mieszkać w Polsce, jest coraz mniej.

Więc czego można życzyć?

Żebym nie musiał korzystać z tego ubezpieczenia, żeby nic się nie stało mi albo mojej rodzinie, bo o kwestie biznesowe jestem dosyć spokojny. A kolejna sprawa jest taka, żebym na stałe miał taki work-life balance. Myślę, że mieszkanie w Azji sprzyja temu, żeby tak było i żeby to się też nie znudziło. Natomiast tak w skrócie mówiąc, można życzyć mi tego, żebym nie musiał wracać do Polski.

Michał: Tego ci właśnie życzę. Bardzo dziękuję za inspirującą rozmowę, też z takim lekko gorzkim akcentem na koniec muszę powiedzieć, ale też takim budzącym do kolejnych refleksji, z którymi oczywiście was zostawiam drodzy słuchacze. Bardzo, bardzo ci dziękuję. Z wielką uważnością śledzę i będę śledził Twoje poczynania, jesteś dla nas wszystkich, w tym dla mnie również inspiracją.

Marcin: Dzięki wielkie. Trzymaj się.

Tajlandia

Chcesz się dowiedzieć więcej? Przesłuchaj pełnego wywiadu na górze strony. Chcesz więcej? Zapraszam do przeczytania bądź przesłuchania pozostałych wywiadów z tej serii.

– Michał Bloch, Jak rzucić etat

Piotr Raźny – człowiek nie musi być idealny!

Piotr Raźny – człowiek nie musi być idealny!

Piotr Raźny stworzył markę Człowiek (nie)idealny, aby wspierać ludzi w dążeniu do celu w nieidealny sposób. Zobacz, jak to może…
Aleksander Drwięga – prospecting potrzebny jest wszędzie!

Aleksander Drwięga – prospecting potrzebny jest wszędzie!

Aleksander Drwięga, ekspert prospectingu, potwierdza, że znajomość idealnego klienta to podstawa! Zobacz, czym jest prospecting i jak może pomóc Tobie.
Monika Adamska: promuję bezwstydność w śpiewie i pasji

Monika Adamska: promuję bezwstydność w śpiewie i pasji

Monika Adamska, podcasterka multipasjonatka, która nie robi niczego na pół gwizdka. Dowiesz się, jak zapanować nad wieloma pasjami.
.
.