Posłuchaj jako podcast w wersji audio:
Witam bardzo serdecznie, z tej strony Michał Bloch, psycholog, właściciel marki Jakrzucićetat.pl. Witajcie w kolejnym odcinku mojego podcastu z gościem nietuzinkowym, który dał się zaprosić do opowiedzenia o swojej marce osobistej.
Część z was być może już się domyśla, kto to jest, ale jeszcze tak oficjalnie z dużą wdzięcznością, jest mi przemiło gościć Łukasza Jakóbiaka. Cześć, Łukasz.
Łukasz Jakóbiak: Dzień dobry. Witam cię, Michale. Witam, wszystkich.
Ogromnie się cieszę, że się udało. Trochę jestem stremowany. Ja z wywiadami dopiero zaczynam, dobijam do 50 wywiadów. Ty tych wywiadów kiedyś robiłeś całe mnóstwo, ale jeszcze wcześniej, znalazłem taką ciekawostkę, grałeś w Wiedźminie. Tylko nie w tym Wiedźminie Netfliksowym, tylko tym klasycznym z Żebrowskim. Jak to się stało?
Łukasz Jakóbiak: Michale, moja przygoda z pracą zaczynała się od tego, że statystowałem w różnego rodzaju filmach i reklamach. Tak się zdarzyło, że zaproszono mnie do statystowania w Wiedźminie. To było dosyć zabawne, ponieważ pani charakteryzatorka, która miała mi dokleić nos i uszy, bo grałem skrzata, jeżeli dobrze pamiętam, powiedziała „nosa nie trzeba doklejać” i rzeczywiście nie dokleiła. Uszy miałem doklejone, bo uszy mam trochę mniejsze niż nos. Natomiast tak, to był taki mój sposób na zarabianie pieniędzy. W momencie, kiedy przeprowadziłem się do Warszawy, starałem się jakoś utrzymać, poszedłem do paru agencji, zostawiłem swoje zdjęcia i statystowałem w serialach, filmach albo w reklamach.
Ten podcast to „Jak rzucić etat”, więc nie sposób nie zapytać, czy w ogóle masz jakieś doświadczenia z pracą etatową? Znalazłem taką historię, że chciałeś znaleźć pracę chyba w wytwórni fonograficznej, ale nie znalazłeś i jakby to cię popchnęło do Internetu, do Youtube’a.
Łukasz Jakóbiak: Od najmłodszych lat miałem coś takiego, że wiedziałem, że praca na etacie nie jest tę wymarzoną moją pracą. Nie do końca wiedziałem, co może być po drugiej stronie, jaka może być alternatywa. Natomiast nie wyobrażałem sobie chodzić od 8:00 do 15:00, czy 16:00, do pracy i robić coś, co ktoś mi mówi, wiedząc, że ja sam mam bardzo dużo chęci działania, moich pomysłów.
Od najmłodszych lat czułem, że moja droga będzie inna, ale wówczas nie wiedziałem jeszcze jaka.
Mam oczywiście mam parę miejsc pracy na etacie. Pracowałem w telewizji Polsat, ale to po wywieszeniu wielkiego CV vis-a-vis wytwórni Pomaton EMI w Warszawie. Szukałem wtedy pracy w wytwórni fonograficznej. Odezwało się bardzo dużo osób, bardzo dużo firm. Pomaton się nie odezwał, aczkolwiek rozmawiałem z nimi później na ten temat, ponieważ o paru latach zrobiłem swój program i oni wysyłali do mnie swoich artystów, więc to był też ciekawy zbieg okoliczności, jeżeli tak można to nazwać. Wtedy dostałem wiele propozycji.
Tę, którą wybrałem, była praca w telewizji Polsat przy organizacji wydarzeń muzycznych typu festiwal Top Trendy i Top Of The Top. Pracowałem też w agencji biurowej, w sklepie w Złotych Tarasach z brylantami, w Londynie, gdzie byłem nazywany glass corrector. Czyściłem tam szklanki, zbierałem je ze stolików w klubie, po czym myłem je na kuchni. Mam trochę tych etatów ze sobą.
To było ciekawe doświadczenie, ale zdecydowanie wolę miejsce, w którym jestem teraz.
Skąd w tobie od początku taka myśl, że jednak etat to nie to? Bo wydaje się, że niektórzy ludzie dopiero po latach do tego dochodzą. U ciebie można zauważyć i takie nietuzinkowe sposoby docierania do ludzi i przedsiębiorczość. Czy ty masz jakieś wzorce, ludzi przedsiębiorczych, sprawczych, pracujących trochę inaczej niż inni?
Łukasz Jakóbiak: Szczerze mówiąc, przyglądałem się temu jakiś czas temu i wydaje mi się, że to mój tata, który, od kiedy pamiętam, pracował sam dla siebie i miał tę wolność. Swobodę, że chodził do pracy, kiedy chciał. Jeśli źle się czuł, nie było napięcia, nie było problemu, mógł zostać w domu. Dla mnie ta wolność, żeby było jasne, to nie oznacza, że będąc na etacie, nie można mieć wolności. Pewnie można mieć.
Ja czułem, że moja wolność zaczyna się w miejscu, w którym decyduję, czy rano chcę wstać do pracy, czy nie chcę, co robię i to w 100% wypływa ze mnie, czyli jest to moja pasja.
Z mojej perspektywy największą moc w momencie kreacji ma to, co ze mnie wypływa, czyli mogę robić coś dla ciebie, może mnie to zafascynować i mogę być w tym dobry, natomiast kiedy wypływa ze mnie pomysł na moje konto, to ja totalnie decyduję o tym, jak to będzie wyglądało to i to ma większą moc. Czuję wtedy większą sprawczość.
Ta wolność była tym, co doprowadziło do tego, że ja po tych przygodach prac etatowych, czułem, że ja się tam męczę, że potrzebuję pracować dla siebie i sam decydować o swoim czasie. No i po tym wielkim CV i po pracy w Polsacie zacząłem mieć swój program. Zacząłem wtedy robić kawalerkę i to było fascynujące doświadczenie. Zrobiłem blisko chyba 400 wywiadów przez 9 lat.
Wiedziałem, że to ja decyduję o tym, kogo zapraszam.
Mało tego, miałem propozycję przejścia z tym programem do jednej z głównych prywatnych telewizji w Polsce i akurat wtedy mój program szedł bardzo ku górze i ja zrezygnowałem z tej oferty, chociaż była ona bardzo kusząca. Zresztą zrobiłem ten program po to, żeby dostać się do telewizji. Taki był mój koncept. Czyli że jak mnie i jak takie wywiady robię w kawalerce, zobaczą dyrektorzy programowi to ich to zainteresuje. Znowu chciałem odwrócić role, trochę jak z CV i tak też chciałem zrobić tutaj i to się poniekąd udało, ponieważ dostałem tę propozycję. Ostatecznie nie zdecydowałem się na ten krok, ponieważ ta wolność w doborze gości, w montażu odcinka, w tym, że nie będę musiał wycisnąć z gościa jakiegoś skandalu, tylko mogę pytać ich dokładnie o to, co jest w moim sercu w danym momencie było dla mnie niesamowicie kuszące. Nadal to ja decydowałem, to ode mnie zależało, dlatego ta droga tak się potoczyła. Zresztą od tamtej pory już cały czas tak się toczy.
Ta wolność to jest coś, co często wspominają ludzie, którzy zmienili swoje życie. To jest nie do przecenienia i nawet później, jeżeli pojawiają się jakieś kontrakty, które teoretycznie mogłyby nawet zbudować jakąś fajną poduszkę finansową, to jednak nie rezygnują na rzecz wolności.
Łukasz Jakóbiak: To jest bardzo ciekawe, co powiedziałeś à propos tych kontraktów, bo przecież ja mając swój program przez 9 lat, byłem tak zwanym influencerem. Miałem zasięgi na Instagramie, na YouTubie, które monetyzowałem, czyli dostawałem propozycje współprac od różnych marek, które pojawiały się na moim kanale i w zamian za to dostawałem wynagrodzenie. Od momentu, kiedy zacząłem, była to bardzo długa droga i bardzo dużo elementów, ale kiedy zacząłem rozumieć, że z zewnątrz nie wypełnię tej pustki, która jest we mnie.
Żadne pieniądze, sukces, czerwone dywany, nie pomogą mi zrozumieć, kim jestem, dopóki nie zajrzę do wewnątrz siebie.
Mało tego, wtedy też zrozumiałem, że przyjmując takie reklamy i promując to na swoich kanałach, poniekąd sam tworzę system, z którego chcę się wyrwać. To dla mnie było dosyć bolesne, ponieważ dostałem dosyć duże pieniądze za promowanie różnych rzeczy, więc to bardzo kuszące. Oczywiście to nie jest tak, że brałem wszystko. Były rzeczy, z których zrezygnowałem, jednakowoż, jeżeli ktoś daje ci pewną kwotę pieniędzy za posta, to jesteś w stanie się trochę nagiąć, ja przynajmniej byłem w takim miejscu. I w pewnym momencie zrozumiałem, że to nie jest fair wobec ludzi, ale też w stosunku do siebie. Jednak naciągałem to swoje zaufanie i to był proces. Uwolnienie się od tych marek, w sensie uwolnienie się od pieniędzy, które dostawałem, było dla mnie bolesne i trudne i teraz już wiem, że to wszystko miało się tak wydarzyć. Już nie jestem ich niewolnikiem. Wtedy czułem się poniekąd niewolnikiem swojego wizerunku, tego, że muszę się jakoś zachowywać, że muszę coś powiedzieć, a czegoś mówić nie mogę. Teraz tego nie ma. Ja się z tym totalnie pożegnałem. Pomogło mi życie. To nie jest tak, że ja stanąłem, powiedziałem „ok, od dzisiaj nie biorę marek”. Nie, miałem bardzo duży kryzys wizerunkowy, który mi pomógł, bo te marki zaczęły ode mnie po prostu odchodzić.
Chciałbym zapytać o ten kryzys wizerunkowy, ale tak od strony zewnętrznej. Jestem psychologiem i interesuje mnie to, co się działo w tobie. Ciekawię się procesu odkrywania, że pustki nie da się wypełnić z zewnątrz. Ktoś kiedyś powiedział, że to jest tak, jakby się było głodnym i chciało obłożyć z zewnątrz kanapkami, żeby się nakarmić.
Łukasz Jakóbiak: Wow, superadekwatna.
Czy ten proces zajmowania się tą swoją pustką, szukaniem odpowiedzi, stanięciem w prawdzie, zaczął się wcześniej i ten kryzys wizerunkowy to było coś co, było punktem kulminacyjnym, po którym poczułeś ulgę? Niektórzy mówią też, że coś się wydarza i paradoksalnie to jest trudne, ale gdzieś w środku jakaś ich część czuje ulgę, że tak się stało. Jak to było u ciebie?
Łukasz Jakóbiak: Michał, od najmłodszych lat czułem, że jest więcej, natomiast totalnie nie wiedziałem, co. W związku z tym, że ta myśl o tym, że jest więcej, była taka dosyć subtelna, to wierzyłem w komunikaty, które dochodziły do mnie ze świata zewnętrznego takie, jak przekazy medialne, żeby mieć więcej pieniędzy, być większym, szybszym, lepszym.
Po prostu nie byłem w stanie dokładnie zdiagnozować tej subtelności, która we mnie była, a która mówiła, że to nie jest prawda.
Nie umiałem tego odnaleźć, więc poszedłem za tym, co głosił świat. Cała moja droga była poniekąd podszyta tym, że ja liczyłem na to, że się będę lepiej czuł. Tak naprawdę wszystkim nam chodzi o to, żeby dobrze się poczuć. Pędziłem, sesje zdjęciowe, wywiady im lepszy i szalony pomysł, tym lepiej, im więcej pieniędzy, tym lepiej. Ale uświadomiłem sobie, tak mi się przynajmniej wydawało, że jest lepiej, a myliłem po prostu szczęście z przyjemnością. To dawało mi przyjemność, ale na chwilę. A po chwili opadało i za każdym razem myślałem, że potrzebuję więcej, bo my się do tego przyzwyczajamy, więc więcej, więcej, szybciej, mocniej.
Miałem kilka kryzysów wizerunkowych. Raz był u mnie prezydent w kawalerce, była afera. Raz była sytuacja z Ellen. Raz jeszcze coś było, już nie pamiętam co. Było tego trochę. Wiesz, byłem młody, jak wszedłem do show-biznesu. Uważam, że nadal jestem młodym człowiekiem, chociaż mam już prawie 40 lat, ale tak się czuję. To jest przepiękne miejsce do zweryfikowania siebie. I mnie to przepięknie weryfikowało: na co teraz zwracam uwagę, do czego mnie ciągnie.
Mniej więcej 4 lata temu wydarzyła się kluczowa sytuacja z Ellen i była tym, co mnie zatrzymało.
We mnie działa się w wojna.
To był dla mnie najtrudniejszy czas i nikt z zewnątrz nigdy nie będzie w stanie doświadczyć czy wiedzieć, czego doświadczyłem. Wewnętrznie nie byłem gotowy na to, co się wydarzyło, biorąc pod uwagę, że bardzo utożsamiałem się z wizerunkiem, z medialnością, jakby tam szukałem tego szczęścia. Nagle, kiedy to wszystko zaczęło upadać, to dla mnie był podwójny ból. Miałem taką myśl, że wiem, że to minie, wiem, że to jest po coś, jeszcze nie wiedziałem po co, ale wiedziałem, że to mi bardzo pomoże.
To było tak, że media cię atakują, wyzywają cię na ulicy, sponsorzy odchodzą, goście nie chcą przychodzić, rodzina to czyta, piszą o tobie dużo prawdy, ale trzeba pamiętać, że bardzo dużo też nieprawdy. Byłem w stanie niewiele z tym zrobić.
Kluczowym dla mnie momentem był moment, kiedy poszedłem porozmawiać z wydawcą jednej z internetowych grup medialnych, z którym byłem na ty. Powiedziałem do niego, że to nie jest tak, że nie chcę, żebyście o mnie pisali, czy żebyście o mnie pisali dobrze, mnie tylko zależy na tym, żebyście mi dali 2 tygodnie odpocząć, bo mam myśli samobójcze, mam xanax w kieszeni i jestem wrakiem człowieka, jest mi bardzo trudno. Powiedział tylko, że oczywiście da znać, czy jest w stanie coś zrobić. Nie dał znać, a szczegóły naszej rozmowy zostały opublikowane na jego portalu i to był dla mnie taki wakeup call.
To był moment, w którym musiałem zrozumieć, dlaczego to zrobiłem, dlaczego tak się dzieje.
I dla mnie kluczowe w całej tej sytuacji było przyznanie się, że jestem powodem tego, co się wydarzyło. Pamiętam, kiedy mówiłem, że to oni tego nie zrozumieli, co zrobiłem, oni są winni. To mnie bolało. Stawiałem opór. A kiedy się poddałem, przyjrzałem się całej sytuacji, zrozumiałem, że to jest dla mnie niesamowita lekcja, która jeszcze bardziej pomogła mi wejść na drogę odkrywania tego, kim naprawdę jestem, czyli takiego zaglądania w siebie, żeby uleczyć te traumy, trudne chwile, które mną szarpią i powodują, że szukam w złym miejscu.
Bardzo dziękuję za podzielenie się tą historią. To jest taki dość delikatny wątek. Z jednej strony na wierzchu budowanie marki, rzucanie etatu, budowanie zaangażowanej społeczności można traktować jako zawód, ale gdzieś tam pod spodem w mechanizmach psychologicznych może być ukryte to poszukiwanie akceptacji.
Jestem fanem koncepcji terapii schematów, która mówi, że mamy wrażliwe kawałki, wewnętrzne dzieci, które potrzebują, żeby je objąć i przyjąć. Fajnie jak ktoś czyta to, co wypuścisz, ktoś ogląda to, co nagrasz, ale z drugiej strony, czy to nie jest takie poszukiwanie warunkowej miłości? Tutaj ciekawi mnie, czy według ciebie można robić rzeczy medialne, budować markę influencera i jednocześnie jakoś być cały czas sobą?
Łukasz Jakóbiak: Z pewnością jest to możliwe. Może to być dla niektórych trudne, dlatego że świat zewnętrzny wymaga od nas pewnych zachowań. I ktoś, kto mniej stoi w swojej mocy, może się czuć troszkę jak chorągiewka na wietrze. Kiedy ja wszedłem za młodu do show-biznesu i oczekiwało się ode mnie różnych rzeczy, to tak trochę, jak ta chorągiewka latałem. Więc cały bajer i to, w którą stronę poszedłem, oraz moja praca to jest właśnie ta miłość bezwarunkowa, to jest odkrycie tego, kim jestem, pozbycie się wszelkich form.
Nie chcę kategoryzować, ale jakby bardzo dużo przekazów mówi, że mamy przyjąć pewną formę.
My mamy przyjąć pewną pozę, mamy być piękni, uczesani, odpowiednio ubrani, fajnie się wysławiać i bawić pięknych ludzi. Jeżeli to nie jest zgodne z tobą w jakimś tam miejscu, to jest to tym czymś, co cię tak naprawdę uwiera i cię ogranicza. Czyli stajesz się kimś innym, zaniedbujesz to, kim naprawdę jesteś. Każdy z nas w najgłębszej postaci jest kimś, zanim zaczną się te wszelkie pozy. I to jest właśnie to. Czasami to tak po prostu klika u niektórych. Są różne drogi, różne nauki, filozofie, które prowadzą do tego, ale to bywa trudne. To jest to, co ja robię na swoim kursie.
Święty spokój, że ja niczego nie uczę, bo wiesz prawem, a po drugie mogłem znowu nakładać pewne formy, mówiąc ci, co ma być, co masz robić, a ja pouczam. Czyli relaksuję nasze umysły z wyobrażenia, że my coś musimy i prowadzę do miejsca, w którym chcemy być. Oczywiście to na początku bywa bardzo trudne, bo mamy dzieci na utrzymaniu, mamy rachunki, mamy kredyty. Ja to naprawdę rozumiem, natomiast jestem święcie przekonany, że kiedy my przełamiemy ten schemat i kiedy zaczniemy, kiedy dojdziemy do siebie, wtedy te nasze decyzje będą wypływały z najgłębszej naszej natury, czyli z serca.
Kiedy one są w zgodzie z nami, to wtedy to ma większy efekt.
My wtedy też więcej zarobimy, lepiej czujemy, a gwarantujemy wam, nam, sobie, że jeżeli będziemy się dobrze czuli, to nasze otoczenie też się będzie dobrze czuło, że to ma bardzo duży na to wpływ.
Robiąc research do tego wywiadu, znalazłem przy twoim nazwisku takie określenie polska osobowość internetowa, jakoś mnie to rozbawiło i w ogóle w to nie uwierzyłem. Jak ty się dzisiaj określasz? Już wiemy, że nie nauczyciel. Jest jakaś tożsamość, którą przyjmujesz, czy z czym się identyfikujesz? Jesteś przewodnikiem?
Łukasz Jakóbiak: To jest właśnie dosyć ciekawe, bo rzeczywiście kiedyś utożsamiałem się z youtuberem, twórcą internetowym, mówcą motywacyjnym. Teraz nie przylega to do mnie, nie przywiązuję się do tego bardzo. Domyślam się, że to jest niepoprawne od strony budowania marki osobistej. Ponieważ ja po prostu jej nie buduję, stety, niestety ona po prostu sama się tworzy, ponieważ jakiekolwiek planowanie u mnie, musi naprawdę płynąć ze mnie.
To nie znaczy też, że ja jestem w 100% w prawdzie, bo ja cały czas nad tym pracuję.
Tej nieprawdy trochę jest i też mną szarpią i targają różne kwestie. Cały myk polega na tym, żeby to, co robimy, było tym, co lubimy robić. Czyli, jak udzielę wywiadu do Forbesa, to ja się wtedy poczuję dobrze. Chodzi już o krok wcześniej, że ja lubię udzielić tego wywiadu u Forbesa, to jest moja pasja, ale nie dlatego, że ja coś zyskam na zewnątrz.
Gdybym miał się jakkolwiek nazwać, to pewnie powiedziałbym „przewodnik”. Prowadzę ludzi poprzez moje ostatnie materiały na YouTubie. Spisuję tematy w momentach dosyć dużych jasności umysłu. Często pod wpływem różnych ceremonii, różnych roślin medycznych i świętych typu ajałaska. Sięgam w takie przestrzenie jasności umysłu, zapisuje bardzo dużo, staram się sam do tego dostroić i tym żyć, i opisuję to w swoich materiałach.
Poniekąd w taki sposób powstał mój kurs, w trzydniowej medytacji.
Ten kurs po prostu do mnie przyszedł, ja go spisałem i przekazuję dalej. I ja też jasno zaznaczam, że ja się do niego dostrajam. Stworzyłem produkt, który jest tak nadzwyczajny, że ja do niego muszę doskakiwać, dostrajać się i on cały czas we mnie pracuje. Zresztą ostatnio będąc w innej części świata, zrobiłem pierwszą lekcję, bo moja przewodniczka mi to zasugerowała. Oczywiście najpierw moje ego się sprzeciwiło, dlaczego mam zrobić swój kurs, skoro mam już pięć edycji za sobą. Więc najpierw musiałem ogarnąć ego, które mówiło, nie mam czasu na takie rzeczy. Aż w końcu obejrzałem pierwszą lekcję i to było coś nieprawdopodobnego. Kliknęła mi rzecz, która tam była, którą ja sam wypowiedziałem, która doprowadziła do tego, że przez 3 dni tańczyłem i nie mogłem spać, jakby zacząłem mieć totalnie nowe przepiękne rozpoznania. Wracając, przewodnik to jest chyba najlepsze określenie, ale jednak twórca internetowy też, bo tworzę swoje materiały na YouTube.
Muszę się przyznać, że trochę ciekawość mnie zaczyna zżerać i jakoś w wyobraźni buduję sobie obraz ze strzępków informacji, jak się odbywa droga do stanięcia w prawdzie, do przebudzenia. Słyszałem o różnych ceremoniałach, że jest też jakiś przewodnik czy przewodniczka w twoim życiu.
Jak to zrobić, żeby być bardziej autentycznym względem siebie, w prawdzie, nie szukać na zewnątrz, co jest w tobie? W sensie jaka jest twoja recepta? Jeżeli coś takiego istnieje.
Łukasz Jakóbiak: Przede wszystkim na tę drogę zazwyczaj wchodzą ludzie, którzy są nieszczęśliwi, którzy wierzą, że jest coś więcej, ale nie rozumieją, co. To nie znaczy, że każdy musi na tę drogę wejść. W moim przypadku najlepszym rozwiązaniem jest dostanie obuchem po głowie. Mnie tak piórko miziało i tak tego nie czułem, ja potrzebowałem dostać baseballem, czyli mój związek musiał się rozpaść, musiało być parę dla mnie trudnych sytuacji medialnych, osobistych i tak dalej. I wtedy po prostu musiałem się zatrzymać. I to rzeczywiście dla wielu jest bardzo dobrą metodą. Natomiast to nie jest konieczna droga.
Najtrudniej jest zauważyć, że żyjemy w jakichś schematach i jeżeli ktoś czuje, że w jego życiu są sytuacje, które się powtarzają, to trzeba się zatrzymać. Jeżeli widzimy, że wyrzucają nas kolejny raz z pracy, kolejny raz zdradza nas partner, kolejny raz ktoś nas skrzywdził, zranił nasze uczucia, to nasz umysł będzie bardzo chciał powiedzieć, że to nie jest nasza wina. Wydaje się nam, że to jest wina partnera. I poniekąd jest, tylko zadajmy sobie pytanie, skąd się to wzięło, dlaczego to się powtarza w naszym życiu.
I to powinien być taki wakeup call, czyli taka czerwona lampka dla nas, że skoro coś się powtarza w naszym życiu, to może jednak warto byłoby się temu przyjrzeć, bo może my to powodujemy.
Czyli na przykład, jeżeli jesteśmy dorosłym dzieckiem alkoholika, czyli DDA, to jedną z takich sytuacji, która będziemy powodować, będą awantury, będą kłótnie. Dlaczego? Mogą być, nie muszą, dlatego, że jeżeli nasz tata czy nasza mama, czy nasz brat przychodził pijany do domu co parę dni i powodował kłótnie, awantury, nigdy nie było wiadomo, kiedy przyjdzie, my byliśmy mali, to jesteśmy w takiej energii napięcia, stresu i to jest dla nas jakby naturalne środowisko. Więc w dorosłym życiu zupełnie podświadomie będziemy powodowali takie sytuacje, w których będziemy mogli poczuć tę energię z dzieciństwa, to nasze naturalne środowisko. Czyli będziemy powodowali na przykład awantury tylko po to, żeby poczuć tę energię, bo to dla nas było naturalne środowisko, więc to my sami powodujemy.
Pierwszym takim fajnym punktem może być spojrzenie na nasze życie z zewnątrz. Jeżeli coś się powtarza, znaczy, że jesteśmy tego powodem, przyjrzyjmy się dlaczego. I tam można iść dużo, dużo, dużo, dużo głębiej. Jest bardzo dużo form medytacji wyciszania umysłu. Cała ta droga prowadzi do źródła, do rozpoznania tego, kim my jesteśmy. Jeżeli nasz przewodnik nie rozpoznał źródła, to będzie nam opowiadał to, co przeczytał w książce. Więc cały bajer, żeby dobierać tak ludzi, którzy rzeczywiście mają trochę doświadczenia i wzbudzają zaufanie, którzy mogą nas poprowadzić w dobrym kierunku, bo droga duchowości, na której jestem, jest bardzo kusząca, wiem to po sobie, i tam się naprawdę dzieje.
Jest coś takiego jak duchowe ego, gdzie nasze doświadczenia Boga, źródła, jaźni, czegokolwiek są tak atrakcyjne, tak transformujące, że nasze ego może naprawdę wprowadzić nas w ślepe zakamarki i trafienie na niedoświadczonego przewodnika po prostu jest ryzykowne. Więc trzeba uważać.
Reasumując, polecam materiał Autograf Miłości, który nagrałem o drodze szukania na zewnątrz. Wskazuje na to, gdzie jest to, czego bardzo często szukamy na zewnątrz. Cudownie jest też zajrzeć do wewnątrz, bo tam jest naprawdę dużo więcej.
Uwierzcie mi, że to, co jest wewnątrz, jest dużo atrakcyjniejsze niż to, co jest na zewnątrz.
Żaden pieniądz, prywatny samolot, biznes klasa i wakacje nie są w stanie dać nam tego, co możemy odnaleźć w sobie. Spotkanie się z samym sobą jest nadzwyczajne, przepiękne, przepełnione miłością.
I też pewnie warto dodać, że wejście na tę ścieżkę wcale nie oznacza wyrzekania się wszystkich materialnych potrzeb, czy budowania dostatku. Miałem okazję słuchać twojego nagrania, które z jednej strony jest o akceptacji, ale też pojawia się tam wątek dostatku, że samo poszukiwanie tej prawdy duchowej nie musi się wiązać z ascezą.
Łukasz Jakóbiak: I to jest fantastyczne, ponieważ ja kiedyś też wpadłem w takie miejsce, w którym zacząłem się wstydzić pieniądza. Czyli zacząłem brać pieniądze za to, że prowadzę ludzi w stronę jasności i zacząłem mieć z tym problem. Napisałem materiał półtora miesiąca temu w bardzo jasnym momencie, po czym dopracowywałem go, jak leciałem do Meksyku i zupełnie inaczej spojrzałem na świat oraz na ten materializm, dostatek.
Rozpoznania mówią o tym, że jeżeli spojrzymy na świat z pozycji energii, wszystko jest energią. Co mam na myśli?
U podstaw wszystkiego – myśli, emocji tak naprawdę jest energia.
Możemy to często poczuć, jak mocno oddychamy, czujemy, że ta energia w nas wibruje. Podstawą wszystkiego jest energia wibrująca na różnych przestrzeniach. Nie wiem, czy to jest najlepsze określenie, ale trudno jest to wytłumaczyć. Jeżeli spojrzymy na to z tej perspektywy, zrozumiemy, że do wszystkiego możemy się dowibrować, do wszystkiego możemy doskoczyć. Możemy mieć wszystko to, co jest dla naszych umysłów bardzo trudne.
Ja wiem, że to nie jest też proste, że to wymaga czasu. Natomiast jeżeli będziemy się dostrajali: nie zasługuję, jestem biedny, mam kredyt do spłacenia, ty nie masz dzieci, a ja mam – to cały czas będziemy w niedostatku, w braku. Jest to trudne. Ale przecież to nie jest walka ze mną, to nie jest udowodnienie mi czegoś, tylko sobie. Ja bym po prostu zaprosił do przestrzeni, w której możesz uwierzyć, że mogę wszystko, że jest majątek, jest dostatek, jest miłość. Skoro możesz płakać, dostrajać się do smutku, to może jesteś w stanie się dostroić do zasługiwania na miłości, do radości, do uśmiechu.
Bardzo prosty sposób. Jak zacznę wam opisywać smutną historię, to wy się dostroicie do niej i też będzie wam smutno. Jeżeli będę opowiadał wam, jak było cudownie i jak było przepięknie, to wy zaczniecie być radośni, tak? Czyli ja was poniekąd dostrajam do pewnego waszego samopoczucia.
My sami mamy tę olbrzymią moc kreacji i to jest właśnie to, co robię na kursie.
Sprowadzam ludzi do odkrycia tego, kim jesteśmy, a tam odkrywamy, że nie musimy być ofiarą, tylko możemy być kreatorem, możemy dostrajać się do dostatku. To bywa trudne, bo nasze programy nam w tym przeszkadzają, ale to jest możliwe.
To słowo programy od jakiegoś czasu tak krąży mi po głowie i muszę powiedzieć, że patrzę ze strony psychologicznej, psychoterapeutycznej, ale mam wrażenie, że ty mówisz dokładnie o tych samych rzeczach. Są pewne schematy, przekonania, które nami sterują. Odtwarzamy pewne role, powtarzamy je. Mówi się w psychologii obłędnych kołach i ja mam takie nieodparte wrażenie, że wszyscy pomagacze (ludzi, którzy inspirują innych do rozwoju) mówią o bardzo podobnych rzeczach tylko trochę inną narracją i do różnych ludzi ta narracja trafia.
Łukasz Jakóbiak: I to jest jak najbardziej też moje doświadczenie, że my tak naprawdę mówimy o tym samym. Jest taka historia o słoniu. Pięciu niewidomych dotyka słonia, każdy w inne miejsce i opowiadają, czym ten słoń jest. Ten, który dotykał ogona, mówi: słoń jest cienki jak lina, ten, co trzyma nogi, mówi, że słoń nie jest miękki i cienki, słoń już potężny, ciężki, gruby, a ten, kto dotyka kła, mówi, że słoń jest ostry, i tak dalej. Nadal to jest ten sam słoń.
Tak, my mówimy o tym samym i chyba cały bajer znaleźć sobie przewodnika, który mówi w najprostszy sposób.
Za każdym razem, kiedy mam chwile jasności umysłu, mówię sobie, jakie to jest proste, dlaczego mi tego nie powiedzieli? Oni to mówili, tylko albo ja nie byłem gotowy tego usłyszeć, albo mówili w sposób, który po prostu do mnie nie docierał. Dlatego na moim kursie takim kluczowym przekazem jest to, żeby to było proste i zrozumiałe. Nagrywając materiały na YouTube, jeden temat mielę przez 40 minut po to, żeby do ludzi to dotarło. W gruncie rzeczy to naprawdę jest proste, tylko rzeczywiście nasze wyobrażenia na temat tego, czego my poszukujemy, są absurdalne.
Wątek podróżowania też mnie ciekawi. W swoim podcaście poruszam takie tematy jak cyfrowy nomadyzm, workation, czyli łączenie urlopu i pracy. Tak jak rozmawialiśmy, ty co najmniej kilka miesięcy w roku jesteś w różnych podróżach i to jest faktycznie, tak, że ty pracujesz? A czy to jest tak, że faktycznie mógłbyś się nazwać cyfrowym nomadą, czyli kimś, kto nie ma swojego stałego miejsca?
Łukasz Jakóbiak: Tak. W praktyce wygląda to tak, że właściwie się wyprowadziłem z Polski. Jestem tam jakieś 3-4 miesiące w ciągu roku, zazwyczaj w okresie letnim, poza tym mieszkam w paru innych miejscach na świecie. Natomiast wygląda to w ten sposób, że z cały czas mam wrażenie, pracuję nad sobą. Jeżeli ja chcę kogokolwiek gdziekolwiek prowadzić, to muszę być po prostu przed tą osobą, żeby móc jej coś pokazać, odwiedzić już te miejsca, żeby móc je wytłumaczyć. Pracuję raczej, jeżeli organizuje kurs Odosobnienie, raz na 4 miesiące, 2-3 razy w roku.
Akurat teraz w maju będzie kurs, więc moja główna praca będzie w maju i w sierpniu będą Odosobnienia. Są też festiwale w Polsce duchowe, więc będę występował. Zresztą cudowne wydarzenia mamy w Polsce typu festiwal Wibracje czy Dreamland, więc polecam, to naprawdę są cudowne miejsca, gdzie można doświadczyć tej jasności.
Moją pracą jest też pisanie. Uwielbiam to robić, więc bardzo dużo piszę na tych moich wyjazdach, ale to nie jest tak, że ja czuję, że muszę otworzyć laptop i coś napisać. Ja po prostu chcę coś napisać, bo to do mnie przychodzi, w związku z tym siadam i piszę. Potem nad tym pracuję, nagrywam ujęcia dronem, żeby były do materiałów, wysyłam je do mojego montażysty Macieja, który to łączy w całość, dobieram muzykę. To jest swego rodzaju praca, ale też olbrzymia przyjemność, bo ja po prostu kocham to robić.
Ten wywiad, przyjemność rozmowa z tobą, więc nie traktuję tego jakoś tak nadzwyczajnie, aczkolwiek umówiłem parę innych wywiadów w trakcie, kiedy zacząłem promocję swoich materiałów na youtubie, bo uznałem, że mam takie parę miesięcy, że zupełnie nic nie robię zawodowo, wycofuję się też bardzo mocno.
Kolejna osoba, która udowadnia, że można. Ja co prawda tak na mniejszą skalę i w Polsce, ale też robię sobie co najmniej dwumiesięczne wakacje najczęściej latem. Tak jak kiedyś mieliśmy w szkołach. Dwa miesiące, to jest dobry czas, żeby sobie odpocząć.
Co byś mógł powiedzieć takim osobom, które jeszcze są po tamtej stronie barykady, czyli po stronie pracy dla kogoś, żeby zmotywować ich do zmiany?
Łukasz Jakóbiak: Przede wszystkim to, że są po tamtej stronie barykady, to nie znaczy, że to jest coś złego, bo dla niektórych to może być jak najbardziej wygodne i to może być to, co kochają robić. Nie chciałbym tu narzucić czegoś komuś. Jeżeli ktoś nie wie, zastanawia się, to poleciłbym wyrwać się na chwilę z tego koła życia, w którym jest, wyjechać gdzieś, jeżeli tylko może, a jeżeli nie może, to jak najbardziej zadbać o spokój, żeby się wyciszyć, uspokoić myśli i zadać sobie pytanie, co jest moją pasją, co ja chcę robić, czy chcę pracować dla kogoś, czy może jednak dla siebie, czy to wypływa z mojego serca, czy nie. Nie kalkulować, co byśmy robili, gdyby pieniądze nie stanowiły tematu. Gdybyśmy mieli parę milionów na koncie i one nie stanowią tematu, co byśmy robili i zacznijmy to robić nawet na początku na boku, bo przecież musimy z czegoś żyć.
Jeżeli to będzie nasza pasja, to gwarantuję wam, że pieniądze zaczną przychodzić.
One będą efektem ubocznym i to jest najlepsze według mnie rozwiązanie, kiedy kasa jest efektem ubocznym, a im bardziej coś robimy z pasji, im bardziej coś robimy serca, tym to mam dużo większą moc, a co za tym idzie, tym więcej pieniędzy do nas będzie przypływało.
Mam nadzieję, że to wybrzmiało. Bardzo ci dziękuję za wszystko, za wspaniałe opowieści, za to, co odkryłeś przed nami. Było mi niezmiernie miło ciebie gościć. Cieszę się, że znalazłeś czas.
Zapraszam wszystkich do sprawdzenia materiałów medytacyjnych. Bardzo jeszcze raz dziękuję. Moim gościem był Łukasz Jakóbiak, przewodnik i osobowość internetowa.
Łukasz Jakóbiak: Dziękuję ci bardzo za zaproszenie i tę cudowną rozmowę. Mam nadzieję, że będzie dla kogoś inspiracją, a nie jakimś ukłuciem w serce.
Chcesz się dowiedzieć więcej? Przesłuchaj pełnego wywiadu na górze strony. Chcesz więcej? Zapraszam do przeczytania bądź przesłuchania pozostałych wywiadów z tej serii.
– Michał Bloch, Jak rzucić etat