Kasia Czyż – jak nauczyć się odpuszczać?

Kasia Czyż, prawniczka z doktoratem i psychoterapeutka, która nauczyła się odpuszczać, pokazuje, że życie nie musi być ograniczające. Zobacz, jak wykorzystać metodę odpuszczania do pracy nad swoimi celami.

Posłuchaj jako podcast w wersji audio:

Michał Bloch: Witam serdecznie. Z wielką przyjemnością przedstawiam mojego dzisiejszego gościa, a jest nią doktor Katarzyna Czyż, joginka, prawniczka z doktoratem, ale też psycholog i psychoterapeutka oraz autorka książek, w tym „Miej wyje**ne, będzie ci dane”. I o ten tytuł na dzień dobry będę chciał zahaczyć.

Pozwól, że Cię powitam, Kasia. Cześć.

Kasia Czyż: Cześć. Bardzo mi miło. Dziękuję za zaproszenie i również wszystkich państwa bardzo serdecznie witam.

Jak już jesteśmy przy książce, powiedz skąd pomysł na tytuł. Podchodząc do tego standardowo, jesteś doktorem prawa, psycholożką, terapeutką, a tutaj pojawiła się dosyć wyrazista, nieco wulgarna narracja, chociaż tytuł z pozycji osoby, która zajmuje się marketingiem marek osobistych, jest mistrzowski. Gratuluję i oddaję Ci głos.

Kasia Czyż: Może zaczniemy od przedstawienia widzom, że za bardzo nie mieliśmy okazji się poznać, więc bardzo się cieszę, że ta rozmowa będzie dwustronna i będziemy mogli się od siebie czegoś nauczyć, spojrzeć z innej perspektywy. Jestem ciekawa, jak oceniasz ten drugi tytuł „Emocje zadbane i masz wyje**ne”. Czy też jest tak trafny, jak ten pierwszy, czy jednak pierwszy nadal wygrywa? No ale to się zapytam za chwilkę.

Odpowiem ci najpierw na pytanie, skąd pierwszy tytuł. Jak to w życiu bywa, pojawił się przypadkiem. Ale przypadki nie są przypadkowe, nic się nie dzieje bez przyczyny. Przez pierwsze 10 lat zajmowałam się zawodowo prawem. Było mi daleko do odpuszczenia. Mogę dzisiaj pamięcią wrócić do tych przeszłych lat i na pewno w tamtym okresie nie odpuszczałam. Byłam raczej spięta, sztywna, byłam taką pani prawnik w szarym garniturku ze skórzaną teczuszką. Lansowałam się na taką „ąę”. Tak byłam kształcona, tak się rzeczywiście czułam.

Trochę nie dziwota, że nastąpił efekt wahadła i poszłam na lewo tak na maksa.

Natomiast sam tytuł jest dzięki jednej z koleżanek, z takich znajomości facebookowych. Ania zadzwoniła do mnie i powiedziała, że organizuje noc szkoleń w Szczecinie, a ja miałam poprowadzić jakieś szkolenie. I to był etap w moim życiu jakieś sześć lat temu, kiedy ja między tym prawem a lewem zostałam trenerem. To był taki moment na zarabianie pieniędzy na szkoleniach. Ja się przez pięć lat zawodowego doświadczenia ze szkoleniami mocno identyfikowałam.

Wiesz, jak się pracuje i opowiada cały czas o tej komunikacji, o zarządzaniu, o negocjacjach, asertywności i stresie, to po prostu już mi się nie chciało. A Ania chciała coś fajnego, takiego z jajem, żeby przyciągnąć do nas ludzi. To miało być charytatywnie w ramach stowarzyszenia na noc szkoleń. Akurat wtedy czytałam buddyjską książkę o odpuszczaniu i dosłownie było bardzo podobnie przetłumaczone, ale bez wulgaryzmów.

Pamiętam, w samochodzie mówię: Ania, normalnie mam wyj**ane na to, chodź damy tytuł „Miej wyj**ane, będzie ci dane”. To była bardzo odważna decyzja, ponieważ to szkolenie czy tamta inicjatywa była filmowana i przez Uniwersytet Szczeciński i lokalne radio, poważne instytucje.

Ostatecznie osoby ze stowarzyszenia podjęły to ryzyko i to był strzał w dziesiątkę, ponieważ szkolenie sprzedało się w pięć minut.

Jak zobaczyłam, że jest taki popyt, to zaczęłam organizować warsztaty po 25, a potem już po 100 osób. Później wynajmowałam największe sale, jakie były w Szczecinie i wiele osób się przez to szkolenie przewinęło, aż kiedyś zadzwonił telefon z wydawnictwa.

Zaczęłam też podróżować – Berlin, Poznań, Wrocław – z tym szkoleniem i wszędzie się przyjmowało bardzo dobrze. Sam tytuł po prostu. Prosta czarno-biała grafika z tytułem miała milion polubień czy wyświetleń. Wtedy właśnie zadzwoniło wydawnictwo. Dostałam telefon od pani Eweliny i tak to się zaczęło i przylgnęła do mnie ta marka.

Nie planowałam, że będę panią od „miej wyjebane”. To tak jakoś się zdarzyło spontanicznie. Patrząc pod kątem psychologii czy swojej wiedzy, moglibyśmy słuchaczom przekazać, jak to zrobić, jeżeli się ktoś zastanawia.

Trzeba stworzyć przestrzeń w umyśle.

To był taki moment, kiedy nie miałam zmartwień i tych takich „bo trzeba, bo wypada, bo to jedyny sposób”. Nie było dużo myślenia, było działanie. Wyłączyłam krytyka wewnętrznego, można by powiedzieć. Ten strach, który się rodzi czasami.

Kasia Czyz miej wy*bane
Kasia Czyż

Nigdy nie budowałam swojego biznesu, nawet nie myślałam w kategoriach siebie, że ja coś buduję, tylko działam. Nie mam niestety planu ani na rok, ani na dwa, ani na pięć. Może powinnam, może by to było bardziej skuteczne. Więc rzeczywiście, gdybym myślała o konsekwencjach, to chyba bym się na tyle przestraszyła, że bym tego nie zrobiła.

Przypadek, nie przypadek. Skoro pytasz mnie o opinię, to powiedziałbym, że dobrze jest robić plany, ale też wiedzieć, że czasem nie wychodzą. Czasem coś, co robisz spontanicznie, bez przemyślenia może przynieść lepsze efekty. Często jest to najlepsze, bo uruchamiasz swój taki potencjał. Jeżeli to, co robisz, jest spójne z Tobą to też mówisz całą sobą.

Jest o tym w Twojej historii, bo sama najpierw pracowałaś nad odpuszczaniem, jak to wahadło w drugą stronę się wychyliło, to pojawiło się miejsce na coś innego. Marki osobiste, że takie powinny być, czyli prawdziwe, nie przecukrowane, polukrowane.

Wbrew pozorom powiedziałem, że tytuł jest mistrzowski, nie bez przyczyny, ponieważ jest to chyba najprościej, jak można powiedzieć. Że warto odpuszczać i wtedy dzieją się rzeczy cudowne, magiczne. Więc jeszcze raz gratuluję.

Czy dasz się zaprosić teraz do podróży w czasie? Chciałbym Cię popytać o Twoją karierę etatową i przejście na swoje i z czym to się dla Ciebie wiązało. Opowiesz trochę, jak to było?

Kasia Czyż: Jak najbardziej. Jeżeli chodzi o moją karierę zawodową, to pierwszą pracę podjęłam w wieku 15 lat. Jestem również pianistką, mam ukończone szkoły muzyczne i wówczas ze swoją koleżanką skrzypaczką Asi zdecydowałyśmy coś zrobić razem. Lata 80, 90, wychodziliśmy z komunizmu. I wtedy rodzice załatwili nam koncert w hotelu-zameczku w Gdańsku. Rodzice nas tam zawieźli, musieli wydać na paliwo, za dobę hotelową, więc sami wydali więcej, niż zarobiłyśmy. Wtedy zarobiłam swoje pierwsze 200 złotych. Ale kariera muzyczna widać nie była mi pisana.

Druga moja praca to było sprzątanie toalet w Holandii. Też bardzo miło wspominam. Jako studentka wyjechałam na program Erasmus-Sokrates i była to moja pierwsza praca za 10 guldenów za godzinę, czyli cztery dychy na godzinę. To dzisiaj nadal jest bardzo dobra stawka dla niektórych zawodów. Wtedy sobie do stypendium dobre pieniądze dorabiałam i mi tam starczało.

I tak się w tej historii złożyło, że ja już mając 23 lata, skończyłam tą całą taką prawidłową edukację. Poszłam do szkoły od 6 roku życia, więc mając lat 23, zaczęłam od razu pracować na uczelni w katedrze prawa cywilnego i handlowego. Nie było mi po drodze z tym prawem, bo kształciłam się na prawa człowieka, prawa Unii Europejskiej, znałam wtedy biegle języki prawnicze, angielski, niemiecki, więc myślałam, że będę w katedrze prawa europejskiego, tak mnie ciągnęło do praw człowieka.

Pracowałam w Amnesty International w ramach studenckich praktyk.

Brałam udział w różnych sprawach, pomagałam, głównie parząc kawę, ale oczytałam się i z zainteresowaniem oglądałam, co robią inni, mądrzejsi, bardziej doświadczeni ode mnie. Wylądowałam prawie cywilnym i handlowym, bo nie było nigdzie indziej etatu i nie miałam totalnie pomysłu na siebie. Wówczas jakiś taki przebłysk świadomości się pojawił, że na pewno nie mogę się zajmować prawami człowieka, po dwóch mocnych sprawach. Bardzo je przeżywałam.

Jestem wrażliwą kobietą, więc to mnie bardzo dotknęło. Wiedziałam, że nie byłabym w stanie być obrońcą czy adwokatem, a prokuratorem tym bardziej, bo jakbym zobaczyła trupa to chyba bym padła.

Ale nigdy nie zrobiłam aplikacji, bo nie miałam pomysłu co dalej z tym zrobić. I tak wylądowałam na etacie w katedrze prawa cywilnego. Zajęłam się prawem spółek i zrobiłam doktorat z Europejskiej Spółki Akcyjnej. Doszłam do rad nadzorczych, próbowałam przebić szklany sufit jako kobieta młoda. Bezskutecznie. Rzeczywiście bardzo trudno było mi pokazać moją wiedzę i kompetencje mając lat 25, dopiero co po tym doktoracie. Potem zrobiłam też MBA, który podniósł moje kwalifikacje, ale nie byłam traktowana w świecie biznesu na etacie jako przyszłość.

Nikt nie wiązał ze mną poważnych planów.

I tak jak dzisiaj na to patrzę, nawet dodałabym trochę mobbingu, bardzo negatywnych zachowań, niekoleżeńskich, korporacyjnych. Uniwersytety są takimi jeszcze trochę skostniałymi, feudalnymi organizacjami, gdzie student się mało liczy. Mam nadzieję, że się ten mit o dziekanatach skończył, ale nie wchodźmy w to. Ten etap był dla mnie niedobrym wyjściem i negatywnie to wspominam. Dzisiaj bym chyba takiej ścieżki kariery sobie nie wybrała.

Często ludzie, którzy rzucają etat, mówią o momencie, o wydarzeniu, który jest taką kroplą, która przepełnia czarę. Że już od tego momentu, nawet jeżeli przez jakiś czas jeszcze się pracuje na etacie, to już się wie, że to koniec, że ta przygoda się kończy. Czy ty masz jakieś takie wydarzenie, które sprawiło, że postanowiłaś iść w inną stronę?

Kasia Czyż: Nie wiem, czy bym to nazwała wydarzeniem, chociaż może i tak. Była to bardzo niesympatyczna rozmowa. Poza tą jedną rozmową to dla mnie nie było tak, że kropla przelała czarę, tylko ja bym tutaj sięgnęła to takiego słowa jak satysfakcja z tego, co się robi i kim się jest, co się widzi w lustrze.

W moim życiu etatowym i karierze zawodowej pojawiła się miłość, związek małżeński i kwestia macierzyństwa, budowania domu, wspólnego gniazda.

Wydawało mi się, może tak jeszcze z dziecinnego podejścia, że powiedzenie „ucz się, ucz, nauka to potęgi klucz” jest prawdziwe i jak już będziesz miała pracę, męża, dom i w niedzielę rosół i schabowe, to już będzie to – osiągniesz to, co trzeba i już będziesz żyć. Ja zresztą piszę w czerwonej książce, że naprawdę tak myślałam, że jak to wszystko osiągnę i zrobię, to życie będzie ogarnięte. Zrobiłam wszystko, jak trzeba i to był moment, kiedy nie pojawiły się dzieci w moim życiu, ponieważ nie mogłam zajść w ciążę. Na swoim koncie mam cztery lata walki z niepłodnością idiopatyczną, czyli ja zdrowa, on zdrowy, dzieci nie ma. Dzisiaj mogę to psychodynamicznie wyjaśnić, ale wtedy patrzyłam tylko pod kątem stresu.

I to mnie zaczęło zastanawiać – w okolicy lat 30 nie mogę zajść z tą ciążę, nie ma tego elementu. Jak już w końcu zmusiłam swoje ciało i zaszłam w ciążę, urodziłam dwójkę dzieci i dalej byłam na etacie, to przyszły myśli, że wszystko odhaczyłam, a satysfakcji nie ma ani z tego, jak działam zawodowo, ani z tego, jak opieka nad dziećmi się rozjechała z marzeniami i. Nie spodziewałam się, że to jest tak ciężka fizyczna praca i taki ogrom fizycznego zaangażowania. Przy bliźniakach to jest bardzo duży wysiłek fizyczny i emocjonalny również.

W tamtym momencie zainteresowałam się psychologią.

W tamtym czasie było mi naprawdę źle, bo nie mogłam zrozumieć, dlaczego się tak czuję, choć wszyscy mówili, że mam wszystko. Ja tego nie czułam. Zapętliłam się w spełnianie czyichś oczekiwań. Pytałam siebie, gdzie w tym wszystkim ja. To było pytanie zdrowej części mnie, mającego siłę i odwagę zawalczyć o siebie.

Rozmowa, będąca punktem zwrotnym odbyła się, kiedy po ciąży przyszłam do ówczesnego szefa, bo chciałam wrócić na etat. Rozmawialiśmy na temat przedmiotów, gdzie ja skończyłam uczelnię prawniczą w języku niemieckim, władałam biegle językiem prawniczym angielskim, miałam zrobionego magistra w Polsce, Bachalor of German and Polish Law w Niemczech, MBA, napisałam książkę, napisałam 17 artykułów naukowych, które były odczytywane i cytowane i uczyłam prawa cywilnego z 10 lat. A usłyszałam od ówczesnego szefa: a pani to, gdzie się tego prawa uczyła, jaką uczelnie pani skończyła, pani prawo cywilne rozumie? On to tak podważył po prostu. Chciałam powiedzieć: wie pan w garażu była uczelnia. Zdewaluował moje wykształcenie, moje doświadczenie. Tak jakby ktoś podważył, czy ja w ogóle pisać umiem. Rzeczywiście podważenie moich kompetencji, które dzisiaj nazwałabym mobbingiem albo chęcią dowartościowania się kimś młodszym, to był moment, że wiedziałam, że jeżeli bym została na tej uczelni, to musiałabym mocno udowodnić, że coś znaczę.

Mówi się, że ludzie odchodzą od szefów bardziej niż od organizacji. Dziękuję za podzielenie się tą historią.

Miałaś zbudowany kawał marki jako prawnik, zainwestowałeś mnóstwo czasu, energii, sił w to, żeby być takim miejscu, w którym jesteś. Co trzeba mieć w głowie, żeby się przebranżowić? Czasem udaje się oczywiście zbudować markę, która wykorzystuje wszystkie kompetencje, a czasem to jest zupełnie coś nowego. U Ciebie po części przynajmniej tak to wygląda, jak to było?

Kasia Czyż: Zdecydowanie jest coś nowego. Prawo i psychologię może i można połączyć w jakichś mediacjach albo w fundacjach, w sprawach pośredniczących, natomiast ja ich nie połączyłam – całkowicie się odcięłam. Zaczęłam pracować na nowo.

Bardzo trudny moment był pod kątem finansowym, ponieważ z racji swojej wiedzy i umiejętności już w wieku 25 lat zarabiałam dwucyfrowe kwoty z etatów. Miałam jeden etat, miałam drugi, potem radę nadzorczą, a jeszcze jak zlecenia były, to już to były naprawdę bardzo dobre pieniądze. Dzisiaj 10 tysięcy jest dobrą pensją, nawet, 20 lat później. Ja wówczas tyle miałam jako ta młodziutka kobieta, z dwuletnim doświadczeniem zawodowym. Kupiłam sobie wszystkie torebki, buty, co chciałam, pojechałam na wakacje. Tak, był taki moment szaleństwa.

Natomiast najtrudniejsze było to, że w momencie, kiedy poczułam ten ogromny brak satysfakcji życiowej, takiej myśli, że chyba mnie tu nie ma, co ja tu robię, albo takie „o co kaman”, gdzie ja w tym wszystkim jestem, „jak żyć Panie Premierze”. I mnie ta myśl na tyle dotknęła, że byłam gotowa poświęcić te dwucyfrowe kwoty.

Moment pierwszego zlecenia nieprawniczego to było 500 czy 1000 złotych.

Żeby dorobić, wyprowadziłam się ze swojego pięknego, cudownego domku i go wynajęłam. Z najmu mogłam spłacić kredyt i starczyło na chleb i masełko. Bardzo ciężko przeżyłam to, że sprzedałam torebeczki, buciki. Mój poziom finansowy się bardzo obniżył i to było najtrudniejsze, bo naprawdę człowiek się szybko przyzwyczaja do luksusu, do wygody. Zrezygnować z tego jest ludziom bardzo trudno.

Dzisiaj gdzieś przeczytałam, że cenę, jaką ludzie dzisiaj płacą za sposób, w jaki funkcjonują, jest wygoda. Ja z tej wygody zrezygnowałam. Jestem bardzo wdzięczna, że rzeczywiście posłuchałam siebie. Doszłam do wniosku za dużą cenę płacę za tę wygodę, że to nie jest aż tak dużo warte. Te pieniądze, czy to, co ja dzięki nim sobie kupowałam czy miałam, zrealizowałam z mężem, to nie jest warte tego smutku, który się czuje po przyjściu z pracy, tego żalu, który się czuje w oczach, gdy współpracownicy, koleżanki, koledzy na ciebie patrzą, a ty czujesz, że nie masz bliskości.

Miałam odwagę wycenić wygodę i wyceniłam ją niekorzystnie w stosunku do tego, co za nią płacę.

To było takim trudnym momentem w moim życiu. Potem pamiętam, jak nikt mnie nie chciał zatrudnić, bo dopiero zrobiłam szkolenie, jeszcze nie miałam żadnych kompetencji, ale przeczytałam Briana Tracy i Anthony’ego Robbinsa i znałam jakąś technikę czegoś. Następnie zainwestowałam w bycie trenerem. Jestem akredytowanym trenerem, coachem, mam certyfikację coachingową. Sam masz tę ścieżkę kariery, więc wiesz, ile to kosztuje, sam wiesz, ile trzeba się wykształcić, żeby ten zawód wykonywać.

To też duże wow, ile można poświęcić z rzeczy, które już przyszły, typu wygoda, finanse, żeby odzyskać albo zdobyć wreszcie coś, czego się w środku pragnie. Właśnie ta cena wygody tak mocno u mnie wybrzmiała. Ja mówię często, że pensja to jest taka butelka mleczka do snu. Jak już tak w nas wzbiera i wzbiera, ale na koniec przychodzi pensja, to chwilę jest fajnie. I tak od tego dziesiątego do dziesiątego się żyje, a jest coś więcej.

Jeżeli ktoś głęboko czuje w sobie, że coś jest nie tak, coś powinno być inaczej jakoś, że te własne M, mały przysłowiowy fiat i rosół ze schabowym, to jeszcze nie jest pełnia szczęścia, to warto tego szukać, warto za tym podążać, ale to może kosztować. Nie zawsze trzeba sprzedać dom, ale duży podziw dla Ciebie, że taka determinacja była w osiąganiu tego, co się chce.

Jak byś miała zrobić takie podsumowanie to, co było dla Ciebie najtrudniejsze w stawaniu się marką osobistą czy przedsiębiorcą? No bo mówisz, że marki sensu stricto nie budujesz w sposób świadomy, ale jednak prawdopodobnie te ruchy, które wykonujesz, są intuicyjne. Pewnie oprócz tego robisz zabiegi marketingowo sprzedażowe. Spodziewam się, że na początku przynajmniej nie zawsze Cię znajdowano albo jak cię znajdowano to jako prawnika?

Kasia Czyż: Zastanawiam się, czy ja jestem przedsiębiorcą. Mam spółkę, pod kątem formy prawnej, przez chwilę miałam działalność, ale też przed Nowym Ładem, że podatkowo jakoś dało się ogarnąć to spółkę z o.o. Byłoby głupio, gdybym nie wykorzystała swojej wiedzy dla siebie, więc rzeczywiście mam formę prawną, ale czy ja jestem przedsiębiorcą? Powiedziałabym, że nie, niestety, nie uważam siebie za przedsiębiorcę. Totalnie, nie wykonuję żadnych ruchów marketingowych.

Coś tam kiedyś z marketingu się uczyłam na różnych etapach mojej edukacji, ale tej wiedzy nie umiem wykorzystać. Ponieważ jestem czerwonym kolorem we wpisie i różnych innych systemach jestem relacyjna, jak widzisz gadane mam. Zawsze miałam dobry kontakt ze studentami, bo mnie studenci lubili. Poza tym zawsze miałam kontakt ze studentami i mam do dzisiaj w różnych takich konfiguracjach. Pracowałam w Wałczu, w Gorzowie, w Szczecinie, na dwóch uczelniach, niektóre były prywatne, niektóre państwowe, też w spółkach. W pewnym momencie zaczęłam myśleć, że pójdę do tych ludzi, którzy mnie znają i przedstawię pomysł na zmianę przedmiotów nauczania, bo ja to mogę zrobić lepiej, ciekawiej.

I tak zaczęłam prosić o przedmioty. Na początku przedmioty z zarządzania, takie na pograniczu prawa. Więc rzeczywiście było zarządzanie, strategia, nie do końca psychologiczne tematy. Później skorzystałam z możliwości jako zleceniowiec w Wyższej Szkole Bankowej, rabatu, bo nie miałam wtedy kasy, na zrobienie u niech podyplomówek. Jednocześnie uczyłam, więc to było takie mało etyczne, bo raz wchodziłam do sali jako uczennica, a za chwilę koleżanki i kolegów uczyłam. Ale wtedy wykładałam prawo, bo byłam zatrudniona jako doktor nauk prawnych. Ale dostałam szansę od kilku osób, pozwolono mi spróbować na takich przedmiotach, gdzie powiedzmy, nie miałam jeszcze papierów poświadczających moją wiedzę.

I to się okazał znowu strzał w dziesiątkę, bo ludzie zaczęli pisać do Dziekanów, że chcą więcej z Kasią Czyż i tak to poszło.

I potem znowu zadziałały relacje i poznawanie ludzi i dzięki pracownikowi Polskiej Fundacji Przedsiębiorczości zaczęłam tam mieć pierwsze szkolenia. Tam się znowuż zakolegowałam z paniami z fundacji (pozdrawiam serdecznie Izę i Pati) i poprosiłam o to, żeby móc szkolić z umiejętności miękkich. I tak to się zaczęło, że dostałam kredyt zaufania od ludzi.

Nie budowałam marki jako takiej, nie korzystałam z marketingu, tylko tak bardziej bezpośrednio wyszłam do ludzi i do tych którzy mnie znali. A jak już zaczęłam szkolić w fundacji, minął rok, kiedy się dokształciłam jako trener. Jak już zostałam prawdziwym trenerem, zaczęłam wysyłać oferty do firm. Nie szło to dobrze, nikt mnie nie zatrudnił. Cieszyłam się, jak miałam jedno szkolenie na miesiąc, na pół roku. Mogę wymienić 20, 30 firm, z którymi współpracowałam i to były jednodniowe takie strzały, albo dwugodzinne szkolenia.

Jedyne cykliczne zajęcia mam w fundacji przedsiębiorczości. Natomiast z racji prowadzenia szkoleń w grupach 15, 20, 30-osobowych, praktycznie z każdego szkolenia zaczęli do mnie przychodzić ludzie na indywidualne porady, konsultacje. I tak się zaczął coaching i praca jeden na jeden. Ja rzeczywiście pracuję jeden na jeden, będzie znowuż 10 lat.

Na początku była to jedna, dwie osoby, potem trzy, cztery i ta baza klientów indywidualnych rosła.

Później weszłam w coaching i znowuż miałam takie przeświadczenie, że mi ten coaching nie idzie, że czegoś nie rozumiem, że tylko jest to coś na powierzchni, a ja potrafiłam zejść poniżej kluczowych przekonań albo tych nawyków. Sama zmiana poznawczo-behawioralno-nawykowa była za krótka. Ludzie wracali do poprzednich schematów myślenia.

Mam coś takiego w sobie, że jestem ciekawa człowieka i siebie, i życia. Zaczęłam czytać psychologię i stwierdziłam dobra, że idę na pięcioletnie studia psychologiczne dzienne w pełnym wymiarze godzin. Jestem młodziutkim psychologiem, bo rok temu skończyłam, ale przez całe pięć lat studiów pracowałam jako psycholog. Wiedzę, którą zdobywałam nie tylko na uczelni, bo zaraz się obłożyłam wszystkimi innymi możliwymi kursami, zaczęłam wykorzystywać z klientami, którzy zaczęli być pacjentami.

Dzisiaj głównym moim źródłem dochodu jest psychoterapia, bo już praktycznie kończę psychoterapeutyczną w Poznaniu. Można powiedzieć, że wiedzę psychoterapeutyczną wcielam na bieżąco.

Więc czy ja jestem przedsiębiorcą? Czy ja jakoś się sprzedaję? Nie wiem.

Mam profil na Facebooku, zapraszam wszystkich. On nie działa, bo nie umiem tam nic ogarnąć. Miałam kiedyś dziewczynę, która mi pomagała. Próbuję też na Instagramie. Nie umiem marketingowo przełożyć swojej wiedzy, więc robię, tak jak uważam. Robię swoją robotę, którą czuję i stąd ludzie się pojawiają. Nie wiem, czy mam jakiegoś klienta z Facebooka. Trudno mi powiedzieć. Stronę internetową mam, mąż mi prowadzi, ale nie wiem, jak działa. Jakiś kosmos to jest dla mnie.

Jak tak ciebie słucham, to ty jesteś samorodnym talentem do biznesu. Po pierwsze nie skupiłaś się na tym, na czym skupia się 95% ludzi, czyli na zrobieniu strony i fajnej wizytówki. One w ogóle nie sprzedają, same się nie pokażą ludziom. Ty zrobiłaś coś innego. Wykorzystałaś swoją markę i doświadczenie, które zdobyłaś wcześniej.

Druga rzecz odważyłaś się powiedzieć, że będziesz się teraz czymś innym zajmować. A to już jest bardzo ważne, żeby ludziom, którzy mają o nas jakieś zdanie i nam ufają powiedzieć, czym się teraz będziemy zajmować, to jest mega ważne. Większość ludzi tego nie robi, jeżeli zaczyna jakiś nowy biznes. Wykorzystanie swoich kontaktów jest niezwykle istotne, marketing szeptany.

Potem jak prowadziłaś coś dla grup, to robiłaś sampling. Cokolwiek prowadzisz dla jakiejś grupy osób, opowiadasz o tym, czym się zajmujesz, to ma najwyższą konwersję sprzedażową. Po tym ludzie do Ciebie przychodzą i pytają, jak można z Tobą popracować indywidualnie. Jest to typowy mechanizm sprzedażowy, Tak działa większość webinarów robionych przez duże marki. Także jesteś samorodnym talentem, bo robisz wszystko intuicyjnie i z czucia. Jest to coś, czego inni muszą się nauczyć.

Kasia Czyż: Wiesz, gdyby ktoś pomógł mi wejść w świat online, to ja bym chyba go ozłociła. Myślę, że mam potencjał, tylko we mnie jest ta blokada. Tak sobie czasami myślę, że chętnie prowadziłabym fanpage. Moja książka naprawdę jest sukcesem, obok którego nie mogę przejść obojętnie. Ona sprzedała w kilkudziesięciu tysiącach egzemplarzy, niedługo dojdziemy do kilkuset, więc to jest wow. Naprawdę przerosła moje oczekiwania.

Codziennie dostaję od ludzi na Instagramie albo fotki, albo informację, że zmieniłam czyjeś życie, albo nagrania – to jest przemiłe, przecudowne. Ja zawsze to biorę do siebie, bo nie czuję się też autorką. Jak ktoś pyta, czy jestem autorką, to mówię, że nie, a teraz piszę trzecią książkę i będzie ich razem siedem, tak sobie kiedyś wymyśliłam.

Tutaj pojawia mi się taki zgrzyt, bo ja to zrobiłam na takiej skali mini, tylko dla siebie, dla mojego męża, dla rodziny czteroosobowej, bo, jak mówią szczęśliwa mama, szczęśliwe dzieci. I to była taka skala mini, a teraz, gdyby to przenieść na dużą skalę, choćby mediów społecznościowych i cyberprzestrzeni, to rzeczywiście mogłoby to mieć niesamowitą wartość. Tak sobie teraz myślę, że to tak troszeczkę może i zgrzyta, bo ja chcę dodać wiary ludziom, którzy mają talent łączenia realności z cyberprzestrzenią, a ja go nie mam. Ale mam na pewno w sobie taką umiejętność w „realu”.

Trzeba rzeczywiście uwierzyć w siebie i pozwolić sobie przekazać swoje umiejętności drugiemu człowiekowi w cyberprzestrzeni.

I zrobić to strategicznie. Ktoś mógłby na podstawie mojej historii powiedzieć, że skoro mi to zadziałało jeden na jeden, to oni to teraz zrobią w swojej firmie przy użyciu konkretnych technik marketingowych. Jakbyś się zapytał, czego żałuję, to tego, że nie było kogoś, kto by to wsadził w sieć.

Powtarzam swoim klientom, że najbardziej liczy się autentyczność, energia, którą pokazujesz, pewna prawda, historia, którą opowiadasz, o której mówisz. To, że musiałaś wiele zmienić, ale dzisiaj jesteś i stoisz w innym miejscu i to jest możliwe do zrobienia i inni też mogą pójść w te ślady. Jednemu to zajmie krócej, innemu dłużej, jeden będzie potrzebował bardziej specjalistycznej pomocy.

Wielu moich gości mówi, że bycie przedsiębiorcą jest tylko dla wybranych. Ja się totalnie nie zgadzam, ponieważ takim przedsiębiorcą, jak ja pokazuję, czyli marką osobistą zbudowaną na własnej autentycznej historii to jest nie do przecenienia. Biznes robi się z ludźmi po prostu. Z ludźmi, dla ludzi i to jest mega wartość. I z mojej perspektywy mogę powiedzieć, że wystarczy pokazać Ciętaką, jaka dzisiaj jesteś i to wystarczy, tylko trzeba to też pokazać przez internet, to nie jest nic trudnego.

Kasia Czyż: Mam nagranych kilka filmów, gdzie próbuję mówić o psychologii, ale ja się tam tak stresuję, że niewiele oddycham. Także najlepiej jakbym z kimś poszła na kawę, pogadała, a jeszcze lepiej jakbyśmy popraktykowali jogę albo coś porobili na dworze.

No to wyzwanie dla Ciebie jest takie, żeby zrobić live dużą grupą, gdzie się zaczyna od jakiejś praktyki jogi, a później jest pogadanie, jak przy kawie. Po to ludzie bardzo często przychodzą na takie live’y.

Kasia Czyż: Prowadzę grupę jogową od czterech lat i w pandemii się odważyłam ją poprowadzić online. Teraz odpuściłam.

Do tej pory w całej mojej ścieżce, jak brakowało mi kompetencji, to się uczyłam i te kompetencje zdobywałam, a joga jest jedynym moim zawodem i jedyną moją pasją, miłością i życiem, gdzie stwierdziłam, że będę ją robić bez potrzeby posiadania jakiegoś papierka, certyfikatu, szkoły. Ze wszystkich innych moich dziedzin, to ja się podpieram wiedzą, którą zdobyłam od innych ludzi. Jogi też się uczyłam od Teresy Koniecznej-Wysockiej, która mi uratowała życie tym, że mi pokazała jogę i którą chwalę nawet w telewizji.

W najtrudniejszych momentach to właśnie oddech i joga spowodowały, że depresja, albo jakieś inne autodestrukcyjne myśli się nie pojawiły.

Było dużo momentów, gdzie już myślałam, że nie dam rady. Wtedy wchodziłam na matę i oddychałam.

Jogę praktykuję od 30 roku życia, czyli już 13 lat i po pięciu latach odważyłam się popróbować poza swoim nauczycielem. Jak byłam na tej jodze, ludzie mówili, że chcą ze mną ćwiczyć. I tak się zaczęła praktyka moja jogi. Kupiłam prywatne mieszkanie, w którym mam salę do jogi, gdzie ludzie przychodzą i praktykujemy jogę.

W dobie pandemii było, jak było. Taka Kaśka namawiała mnie do przeniesienia zajęć do online. Parę razy próbowałam ćwiczyć przed kamerą, ale to nie dla mnie i nie chcę tego robić. Joga jest energią i to nie jest to samo, jak się nie widzi ludzi, jak nie ma tego drugiego człowieka.

Gdybyś zapytał mnie, co daje mi siłę do zmiany albo odwagę, to jest to drugi człowiek. Ja chyba nie umiem bez drugiego człowieka. Więc ta przestrzeń online mnie totalnie blokuje i trochę mi brakuje naturalności i nie robię tego, bo tego nie czuję.

Mogę tylko powiedzieć, że teraz jesteśmy dokładnie w takiej konwencji warsztatów na przykład na Zoomie czy na Teamsie, że świetnie Ci idzie. Przechodząc do finału, chcę Cię zaprosić do podzielenia się swoją perspektywą rzucania etatu z tymi osobami, które teraz nas słuchają i być może wahają się, czy pójść na swoje. Co byś mogła powiedzieć naszym widzom i słuchaczom?

Kasia Czyż: Rób swoje i mniej wyjebane. Po prostu róbta swoje, ludzie. Trzeba się skontaktować ze sobą. Co jest takiego trochę twojego, poczuć w serduchu, zobaczyć, co tam ci dźwięczy. Mnie dźwięczało „nie pasuje ci to prawo”. Po prostu nie mogłam temu zaprzeczyć. Zresztą wybrałam psychologię lub pisanie książek, lub inną formę dzisiejszej mojej aktywności zawodowej.

Zacznij robić i działać, nie tylko rozmyślać.

Kiedyś od Magdy Wilk (zresztą fantastycznego coacha) usłyszałam, przygotowuj się, aż samolot wystartuje, leć po prostu, rób swoje. Więc widzisz, ja w momencie przejścia z prawa na lewo, skorzystałam z marketingu szeptanego, samplingu.

Lubiłam czytać, a jak czytałam, miałam przemyślenia, jak miałam przemyślenia, to o nich mówiłam i kogoś to zainteresowało. I kroczek po kroczku byłam coraz dalej. Zastanawiam się też, czy nie skończę na psychiatrii. Taka jest droga: psycholog, psychoterapeuta, psychiatra. Jak mówię mężowi, że może bym poszła na PUM i została lekarzem, to jest lekko przerażony. Moje pięcioletnie studia kosztowały nas logistycznie dużo wyrzeczeń małżeńskich, rodzinnych.

Na pewno rób swoje, nie patrz się na innych. Krok pierwszy weź oddech, krok drugi idź na jogę. Do lasu, na morsowanie, na trening, na tańce, zrób coś, co ci odetnie głowę, aż twoje ciało zacznie współgrać. Skontaktuj się z ciałem.

Bardzo Ci dziękuję. Dzisiaj było o wszystkim, mam poczucie. Było i o prawie, o psychologii i o wyjebaniu, czyli odpuszczaniu. Buła super energia, myślę, że tego nie da się dobrze opisać, to trzeba było przeżyć, tego trzeba było doświadczyć.

Podpisuję się pod podążaniem za wewnętrznym głosem, jakąś narracją, która mówi tutaj tak, a tu nie, idź tędy, nie idź tędy. Jakkolwiek długo byś na tej drodze niewłaściwej nie był, zawsze można tę drogę zmienić. I o tym jest ta historia, bardzo piękna. Bardzo Ci dziękuję za tę rozmowę. Oczywiście zapraszam do lektury książek Kasi, jeżeli ktoś jeszcze nie czytał.

Kasia Czyż: Na koniec dodam, że będzie siedem książek, kolorami czakr. Jest czerwona, pomarańczowa, żółta, zielona, turkusowa, granatowa, fioletowa, idziemy punktami energii jogi. I piszę aktualnie żółtą. Będzie o odwadze, bo druga jest o emocjach, bo to jest czakra druga, czakra trzecia o odwadze, potem będzie o oddechu, o komunikacji.

Także będzie tak pięknie, cała seria tęczowa. Mam nadzieję również w takich ładnych kolorach, soczystych. Więc poza treścią też estetyka, a poza tytułem, to tak naprawdę wcale nie są książki o tym strzelaniu z kałasznikowa, tylko o zrozumieniu siebie i jak podążać tym głosem. Serdecznie zapraszam. No i kochani wchodźcie na kasiaczyz.pl, może ktoś jest wśród was, kto ma ochotę prowadzić fanpage mój albo stronę, albo grupę, albo content, content to się nazywa. Więc jak masz chętnego, kto ma ochotę zmienić swój zawód, dobrze się czuje w internetach i ma ochotę popróbować na takiej skostniałej marce, jak kasiaczyz.pl, to zapraszam serdecznie. Wizytówka już jest jakby co, także wizytówki nie trzeba. Ale to tak dla żartu. Dziękuję Ci bardzo za zaproszenie i bardzo, bardzo było mi miło.

Bardzo dziękuję. Zachęcamy Was wszystkich do tego, żebyście komentowali. Kto tam z prawa to zapraszamy, kto z jogi to z jogi, kto psycholog albo ktokolwiek, kto jakoś poczuł, że ta rozmowa miała dobrą energię, zachęcamy do komentowania. Zostawcie łapkę w górę, zostawcie subskrypcję. Bardzo dziękuję i do następnego. Moim gościem była doktor Katarzyna Czyż.

Kasia Czyż: Dziękuję bardzo. 

Chcesz się dowiedzieć więcej? Przesłuchaj pełnego wywiadu na górze strony. Chcesz więcej? Zapraszam do przeczytania bądź przesłuchania pozostałych wywiadów z tej serii.

– Michał Bloch, Jak rzucić etat

Piotr Raźny – człowiek nie musi być idealny!

Piotr Raźny – człowiek nie musi być idealny!

Piotr Raźny stworzył markę Człowiek (nie)idealny, aby wspierać ludzi w dążeniu do celu w nieidealny sposób. Zobacz, jak to może…
Aleksander Drwięga – prospecting potrzebny jest wszędzie!

Aleksander Drwięga – prospecting potrzebny jest wszędzie!

Aleksander Drwięga, ekspert prospectingu, potwierdza, że znajomość idealnego klienta to podstawa! Zobacz, czym jest prospecting i jak może pomóc Tobie.
Monika Adamska: promuję bezwstydność w śpiewie i pasji

Monika Adamska: promuję bezwstydność w śpiewie i pasji

Monika Adamska, podcasterka multipasjonatka, która nie robi niczego na pół gwizdka. Dowiesz się, jak zapanować nad wieloma pasjami.
.
.