Posłuchaj jako podcast w wersji audio:
Michał Bloch: Witam wszystkich bardzo, ale to bardzo serdecznie. Dzisiaj podcast z wyjątkowym gościem. Gość wyjątkowy, bo ze świata stand-upu. Tutaj spełnia się moje osobiste marzenie, z tego miejsca bardzo dziękuję nie tylko mojemu gościowi, ale też Klaudii Tolman, która również wystąpiła w tym podcaście, a która nas połączyła z moim gościem.
Moim gościem jest dzisiaj Grzegorz Dolniak, komik i stand-uper, a kim był wcześniej, dowiecie się z tej rozmowy. Przede wszystkim bardzo, bardzo dziękuję za przyjęcie zaproszenia. I witam cię na moim podcaście, z taką nadzieją, że opowiesz swoją historię o rzucaniu etatu, bo na to hasło, które rzuciła Klaudia, zareagowałeś.
Grzegorz Dolniak: Dzień dobry, dziękuję za zaproszenie. Nie wiem, czy można tak powiedzieć, ale tak, jestem człowiekiem, który rzucił etat. Też mi się to zdarzyło i chętnie pomogę, opowiem i może zachęci do odpowiedzialnych i skutecznych kroków.
Cieszę się, że to podkreśliłeś, bo mimo że mnie się zarzuca pewną taką rewolucyjność, jak się posłucha moich podcastów, opowiadam bardzo często, że trzeba to zrobić mądrze. Takie rzucenie bez żadnej perspektywy, to nie jest najczęściej dobry pomysł, chociaż takie historie też znam.
Jak to było u ciebie? Rozumiem, że możemy przewinąć trochę taśmę i dasz się zaprosić do opowiedzenia, co robiłeś na etacie, jak to się stało, że w końcu odszedłeś. Czy to ty sam odszedłeś? Goszczę tutaj różnych ludzi, niektórych to etat rzuca i oni wtedy tak zmobilizowani z motywacją negatywną próbują czegoś nowego.
Grzegorz Dolniak: Mam dwie albo trzy historie, przy czym jedna to nie był etat. Od początku miałem taki mindset, żeby jednak robić coś swojego. Od początku, czyli od liceum, bo już wtedy się zacząłem zajmować działaniem na scenie. Ale wiadomo kod kulturowy, czy presja społeczna jest taka, że: skończyłeś studia – idź do pracy. Ja poszedłem do pracy już na studiach.
Pracowałem w Teatrze Lalek Pleciuga w Szczecinie, w marketingu jednoosobowym, który sam stworzyłem. I to było na ostatnim roku studiów. Wcześniej zajmowałem się działaniami związanymi z teatrem, z marketingiem. Byłem rzecznikiem prasowym festiwalu, który organizowała Pleciuga. I tak tymi połączeniami trafiłem tam do pracy na etacie, a jednocześnie cały czas moją pasją był wtedy jeszcze kabaret i scena.
Po jakimś czasie zwolniłem się z teatru i zająłem się już tylko kabaretem. Później „zwolniłem się z kabaretu”, bo postanowiłem, że nie ma już przyszłości i poszedłem na etat, bo mi się ciśnienie w głowie zrobiło, że muszę iść do pracy. W pracy w Akademii Sztuki też za długo nie wytrzymałem, bo zrezygnowałem po jakimś roku. To też było gdzieś na pograniczu mojej pasji. Ale powiedzmy, że Akademia Sztuki była bardziej związana z akademią niż sztuką, bo też pracowałem w dziale marketingu.
Poszedłem do pracy już na studiach.
Byłem na scenie wcześniej, wróciłem do biura i czułem, że kiedy organizuję koncert ludziom z wydziałów muzycznych, to widzę scenę i tak sobie myślę, że to ja powinienem tam na tej scenie być, a nie organizować ich koncert. W końcu z tej pracy też zrezygnowałem.
Przeprowadziłem się do Warszawy. Tutaj zająłem się najpierw pracą w telewizji, jednocześnie też cały czas próbowałem wrócić na scenę, bo przez rok nie miałem z nią zbyt wielkiego kontaktu. Wcześniej nie było za dużo możliwości. Potem znowu zrezygnowałem z pracy, ale to już trochę inny etap, bo ja już miałem bardzo solidną podstawę, jeżeli chodzi o stand-up.
Jak zwalniałem się z Pleciugi i zacząłem się zajmować kabaretem, byłem bardzo młody. Inaczej się wtedy myśli, nie ma się zobowiązań, ten lęk jest mniejszy. Ja na tym etacie zarabiałem 1200 złotych miesięcznie, więc nie było aż tak trudne wygenerować taki przychód innymi działaniami. Zwolniłem się z tego etatu dlatego też, że kończyłem studia i skończyło mi się stypendium socjalne. Nie chcieli mi dać podwyżki, a za 1200 złotych nie wiem, czy bym przeżył.
Postanowiłem zająć się kabaretem.
Ale najlepszym przykładem będzie ten moment, kiedy zwalniałem się z akademii sztuki i przeprowadziłem się do Warszawy, bo tu wykonałem takie ruchy, mogę powiedzieć modelowe, żeby się zwolnić. Dla mnie osobiście doświadczeniem negatywnym jest zwolnienie się z kabaretu, bo uważam teraz, jak z dystansem na to patrzę, nie musiałem wtedy iść do pracy, mogłem powalczyć, a się poddałem od razu.
Mówiłeś na początku, że miałeś taki mindset już od najmłodszych lat, od tych lat na studiach. Masz jakieś wzorce, jeśli chodzi o prowadzenie czy działalności scenicznej, czy własnego biznesu? Bo ten mindset często się dostaje od bliskich albo od otoczenia.
Większość ludzi jest w standardowych szkołach, później trzeba skończyć studia, iść do pracy i najczęściej ten wzorzec jest taki, że trzeba do tego kieratu i każdy tak ma. Każdy ma jakąś pracę, stabilizację i tak dalej. Ale jednak niektórzy mają faktycznie od początku w sobie, że czują, że to nie jest dla nich, pytanie, jak to było u ciebie?
Grzegorz Dolniak: Wiesz co, jeszcze bym użył mocniejszego słowa niż mindset i to jest imperatyw. To jest coś, co ja czuję i nie każdy to ma. Nie chciałbym też prawić takich morałów i pewnie nie jest też taki twój cel. Powiedziałeś to na początku, to nie jest tak, że każdy musi rzucić etat. W końcu rozmawiamy o ludziach, którzy akurat mają taki pomysł na życie. Nie każdy etat jest zły, nie każdy etat jest taki, że się w nim nie spełniasz.
Dlatego mówię imperatyw, bo to jest tak silne uczucie i ono mnie tak zawsze pchało do tego, żeby robić swoje rzeczy i ostatecznie się to opłaciło.
Pytałeś, czy miałem jakieś wzorce. Ogólne nie lubię o takich rzeczach mówić, jakoś nie będę się nad tym rozwijał, ale ja nie miałem łatwego życia w dzieciństwie, nie miałem łatwej sytuacji rodzinnej. Myślę, że może to być też podyktowane tym, że wiedziałem, że trzeba sobie radzić. I wiedziałem, że jak nie wezmę się do roboty, to nikt tego za mnie nie zrobi i lekko nie będzie.
A jeżeli chodzi o ludzi, środowisko to mogę powiedzieć, że harcerstwo, do którego trafiłem w wieku 12-13 lat uratowało mi życie w związku z trudną sytuacją w dzieciństwie. A dwa, że naprawdę bardzo wiele mi dało, nauczyło wartości i przede wszystkim działania. Ja byłem takim działaczem. Czułem się, jakbym się powinienem w PRL-u urodzić, bo ja mam ten czyn społeczny. Potem już było tak cały czas po harcerstwie, bo i w liceum zawsze coś robiłem, poza podstawą.
Zawsze była szkoła, uczelnia i coś jeszcze.
W liceum na przykład radiowęzeł z chłopakami ogarnialiśmy, organizowaliśmy festiwal w liceum, nazywał się Przegląd Artystów Szkolnych. Cały czas coś robiłem. Jak był apel, to go organizowałem, jak była wycieczka, to coś przy niej robiłem, więc myślę, że to jest to. Generalnie czułem, że jestem w stanie wygenerować pracę sobie tym samym później. Bo na początku była praca etatowa, a później zarobek i czułem, że ja nie potrzebuję, żeby ktoś to za mnie robił.
Po liceum były studia, na których od razu działałem w ZSP. Organizowałem mnóstwo rzeczy, od wycieczek, wyjazdów, przez festiwale artystyczne, swoje występy, to było łączone. Teraz jestem na etapie, że mogę sobie zagrać w każdej sali w Polsce, jaką sobie wynajmę. Wtedy tak nie było, więc, żeby na przykład zagrać w fajnej sali, zebrać tych ludzi, to zorganizowałem cały festiwal, bo jakby sam Grzesio poszedł do tej Sali, to nikt by tam nie przyszedł. To był model działania, jaki trwa.
Twoja historia dobrze pokazuje, że jeżeli nie mamy bezpiecznej przestrzeni w domu, to często działamy, próbujemy przez swoje działania stworzyć sobie taką przestrzeń poza. Niektórzy z nas od początku robią coś jeszcze dodatkowo poza szkołą, żeby do domu nie wracać tak szybko.
Grzegorz Dolniak: Można zacząć ćpać, chlać, chodzić na imprezy, a można coś zorganizować. Dlatego mówię, że to harcerstwo, to jest coś, co naprawdę bardzo doceniam. Nauczyło mnie wiele, jeżeli chodzi o taki sznyt organizacyjny, nabycie umiejętności managerskich. Czuję się dobrym managerem każdego projektu, za który się wezmę, bo mam jakieś fundamenty.
Jak powiedziałeś o byciu managerem, to pomyślałem, żeby cię zapytać o twoich managerów, czyli te osoby, do których raportowałeś. Często jest tak, że odchodzi się od ludzi, od szefów, którzy traktują nas inaczej, niż byśmy chcieli. Co było głównym powodem twojego odchodzenia z etatów? Czego ci tam brakowało?
Grzegorz Dolniak: U mnie to nigdy nie był powód zewnętrzny tylko wewnętrzny. To była moja chęć robienia czegoś innego niż to, że coś było nie tak. Raczej się nie skupiałem za bardzo na tym, co tam się dzieje w tej firmie. Boję jednak się przyznawać po latach, ale jeżeli chodzi o Akademię Sztuki, to byłem tak trochę jedną nogą tu trochę tam. Robiłem wszystko, co miałem robić i nie odwalałem numerów, ale to był taki rok wahania. I czułem, że w pewnym momencie tak pękło we mnie, że nie, po prostu nie.
Nie powiem czy super pozytywnych, czy super negatywnych rzeczy o moim przełożonych, bo raz, że było ich bardzo mało, to jeszcze były relacje bardzo kumpelskie, razem ten zespół tworzyliśmy. Jeżeli chodzi o Pleciugę, to byłem dzieciakiem, miałem 22-23 lata i było dużo negatywnych rzeczy, ale nie ma, co gadać. Na przykład z pozytywnych pamiętam, że pan dyrektor był takim facetem, który miał coś, czego może często szef nie ma, ludzki pierwiastek. Pytał, co u ciebie, jak się czujesz, to było super.
Negatywnych rzeczy było sporo, ale ja sobie umiałem z nimi radzić, od początku wyznaczać granice.
Myślę, że mogłem sobie na to pozwolić wtedy, dlatego że byłem młody i nie miałem dzieci, kredytu. Później to nie jest takie łatwe, jak się człowiek stresuje, że go zwolnią.
Trochę się czuję samoukiem. Mentorów miałem w harcerstwie. Były ze dwie, trzy osoby, które mi imponowały swoim zorganizowaniem. Miałem takiego kolegę, który był doktorantem na Uniwersytecie Szczecińskim na wydziale geografii i bardzo dużo od niego się nauczyłem. Organizował nam kiedyś wyprawy górskie i to mnie zajarało, że do dzisiaj chodzę po górach. I to są rzeczy, które wyniosłem nie z pracy, ale spozapracy. A później to muszę przyznać, że w dużej mierze byłem samoukiem.
Sam szukałem inspiracji, jak to zrobić.
A jeżeli chodzi o stronę organizacyjną, to jest we mnie taka skrupulatność. Zawsze uważałem, że jestem może mało sumienny w życiu, ale jak już coś organizuję, to wszystko dopnę, żeby przewidzieć wszystkie ewentualne fuckupy,wiedzieć, jak zareagować i tak dalej. To mi się wytworzyło w działaniu.
Tak sobie pomyślałem, że będąc na scenie, czasem się nie da przewidzieć różnych rzeczy. Tym bardziej żew specyfice stand-upu jest interakcja z publicznością. Nie wiadomo, co ludzie odpowiedzą. Jak to poukładanie ma się do tego, że to jest jednak takie trochę nieokiełznane. Jak się tutaj odnajdujesz?
Grzegorz Dolniak: Na scenie nie ma problemu, bo na scenie mam szybką ripostę i daję sobie radę. Mam dobrze opanowany tekst, więc zawsze wiem, jak do niego wrócić. Ale jeżeli nie znałbym dobrze tekstu i ktoś by mnie wybił, to już bym był w panice.
Trzeba mieć to wszystko poukładane, zanim się zacznie robić.
A jeżeli chodzi o sam stand-up, sama scena jest efektem wielu działań. Bardzo długo byłem i w sumie nadal jestem sam sobie managerem i wydaje mi się, że nikt za ciebie nie zrobi tej roboty. Sam musisz to zrobić. I oczywiście są ludzie, którzy z tobą pracują, czy dla ciebie, ale kto ma własny biznes, ten wie, że nikomu tak nie będzie zależeć, jak tobie samemu.
Jeżeli mielibyśmy określić faktor sukcesu, często szuka się w rozmowach czy studium przypadku czegoś, co było tą dźwignią, która pozwoliła ci dojść tu, gdzie jesteś. Często jest to zmiana myślenia, własnej postawy, czy imperatyw, o którym powiedziałeś.
Jakbyś miał wybrać jedną rzecz, która doprowadziła cię do tego miejsca, w którym jesteś, to co zaważyło? Domyślam się, że jest wiele składowych, ale może jesteś w stanie wyłapać jakąś jedną rzecz.
Grzegorz Dolniak: Determinacja. Po prostu trzeba robić, nie ma, co się zastanawiać, jakby to powiedział Pudzian przed bieganiem. Polecam filmiki Pudziana, który co rano biega, nagrywa i mówi, nie ma, co się zastanawiać. To mi imponuje, bo ma racje, nie ma się, co zastanawiać, trzeba robić. Efekty nie przychodzą od razu. Zobacz, ja ci mówię, że od liceum zajmowałem się sceną, a zaraz będę miał 37 lat, to ile to jest lat? Porażki w międzyczasie były, jakieś upadki, wzloty, ale determinacja też. Po prostu, robisz, robisz, aż dochodzi do punktu, gdzie miałeś dojść.
Tutaj z zazdrością popatrzyłem na twoje włosy. Ja mam 39, patrzę w swojej kamerce to ja tu szpakowaty pan, a różni nas tylko 2 lata także, gratuluję formy fizycznej.
Grzegorz Dolniak: Włosy to jest jedyne, czego nie kontroluję. A reszta, którą kontroluję, to nie ma aż tak, czego zazdrościć, jeżeli chodzi o kondycję fizyczną.
Dużym wydarzeniem w świecie stand-upu był roast Pudziana. Ty go podałeś jako przykład, że jakby zgadzasz się przynajmniej z częścią tego, co mówi. On dużo mówi o motywacji, o determinacji. Nie ma się, co zastanawiać, trzeba robić, cierpliwy kamień ugotuje, to są takie klasyki, które pewnie każdy zna.
Czy ty miałeś zaproszenie do tego roastu? Jak to wyglądało? Zastanawiam się, jakim kluczem dopierane są osoby do takich roastów osób publicznych. I z twojej strony, jak się zastanawiasz, czy przyjąć to, jakimi kryteriami się kierujesz?
Grzegorz Dolniak: Tak, miałem zaproszenie. To też organizował Bartek, który organizuje moje występy, ale nie przyjąłem, bo miałem zaproszenia do innych roastów. Roasty mnie tak naprawdę nie kręcą. Jak widzisz, staram być się dość miły i jakoś tak mentalnie, emocjonalnie ta forma super do mnie nie pasuje. Tak to czuję i nie wiem, czy byłbym w tym jakoś super dobry. Wybieram się nie stresować i nie robić tego.
Ja mam takie samo wrażenie, podzielam absolutnie, jesteś bardzo miły w tej rozmowie. Zastanawiam się, jak to było z przejściem od kabaretu do stand-upu. Stand-up jest jednak taką formą, która nie przebiera w słowach, jest bardzo dosadna, dobitna, też często pojawiają się przekleństwa. Jak to się ma do bycia miłym? Jak ty się tutaj odnajdujesz i dlaczego odszedłeś z kabaretu?
Grzegorz Dolniak: Ciężko było na początku. Taki miły Grzesiu ma mówić na scenie. Musiałem znowu z determinacją, trochę to porobić, aż mi gdzieś tam pękło, puściło i poczułem tę naturalność. Wcześniejsze formy, którymi się zajmowałem, to się zupełnie inaczej gra, zupełnie inaczej podaje na scenie. Tutaj najważniejsza jest ta prawda i naturalność. Na początku nie było to łatwe, żeby widz nie czuł, że ten tekst jest nauczony z kartki, a to jest kluczowe, żeby się wydawało, że gość wyszedł i opowiada jak przy drinku.
Podkreślenie tego jest piekielnie ważne. To trochę jak z tańcem, często się mówiło o argentyńskim tango, że to jak oni to tańczą, jest zwiewne, wszystko samo płynie, a to są mordercze treningi. Ty tutaj potwierdzasz, że to ma wyglądać naturalnie, ale to jest dobrze nauczony tekst, przetrenowany wielokrotnie.
Grzegorz Dolniak: Dokładnie.
Ja bym chciał cię zaprosić, żebyś pomyślał o ludziach, którzy nas mogą słuchać, którzy się zastanawiają, czy wyjść poza etat. I chciałbym, żebyś postawił się w roli mentora, starszego kolegi, kto może coś im doradzić. Jakbyś miał się jakoś odezwać do tych ludzi, którzy myślą, czy rzucać etat, to co być im powiedział?
Grzegorz Dolniak: Tak jak powiedziałem na początku, każdy przypadek jest indywidualny, więc najlepiej byłoby indywidualnie z taką osobą pogadać, bo ogólniki nie pasują do wszystkich sytuacji.
Na początku przede wszystkim trzeba mieć na siebie pomysł, wiedzieć, po co się to robi i dlaczego się to robi.
Jak męczy Cię szef, a masz kompetencje związane z daną branżą, ale nigdy nie miałeś takiego pomysłu, żeby prowadzić własną działalność, to może to być nie najlepsze wyjście. Może warto najpierw zacząć od szukania innej pracy. Trzeba byłoby rozważyć te przypadki. Zupełnie nie o to chodzi, żeby rzucić etat tak po prostu, to musi być bardzo przygotowany proces.
Zakładając, że jest to osoba, która już ma pomysł na biznes, ma czy fach w ręku, czy kompetencje, które może przekłuć, poradziłbym przede wszystkim zrobić porządny plan, harmonogram praz. To można rozpisać jak projekt, tak jak w pracy czasami robi się dla szefa. I tyle energii, ile włożyliście w pracy, włóżcie w swój projekt i pomyślcie sobie, ile możecie zyskać, jeżeli dajecie z siebie 100%. Nawet jak w pracy dajecie czy 80, czy 70%, to przynosicie tej firmie zyski, nowych klientów, nowe pomysły, to pomyślcie, co się stanie, jak 100% albo 120%, bo tam motywacja jest większa, zainwestujecie w siebie.
Przede wszystkim trzeba mieć podstawy finansowe, bo inaczej cię to zniszczy, rzucisz pracę i za miesiąc zaczniesz szukać nowej, bo wpadniesz w panikę, że nie masz kasy, nie masz, z czego żyć. Trzeba się przygotować na to finansowo, odłożyć na jakiś okres, bo wiadomo, że od razu po rzuceniu pracy nie będziesz generował takiego samego przychodu. Chyba że ktoś ma taką alternatywę, to nie ma, co gadać, po prostu zwalniaj się jutro.
Warto się przygotować do tego mentalnie, finansowo i organizacyjnie.
To wymaga podwójnej pracy, bo zanim się jeszcze zwolnisz, to już musisz włożyć dużo pracy w to, co będziesz robił, jak się zwolnisz. Trzeba się przygotować na to, że dni, miesiące przed zwolnieniem będą ciężkie, bo będzie trzeba robić na dwóch etatach.
Jak już masz przygotowany plan, wiesz, co masz robić i masz przygotowaną na to jakąś poduszkę finansową na kilka miesięcy życia, to czas na następny krok. Z drugiej strony z etatu zawsze cię ktoś może zwolnić i będzie dokładnie taka sama sytuacja. W najgorszym wypadku, jak to nie wypali, można znaleźć pracę. Do pracy zawsze można wrócić, takie mam podejście. Jeżeli ma się ku temu podstawy finansowe i jakieś umiejętności, a do tego da się z siebie 100%, lepiej się nie zastanawia, nie bać się tego, co ludzie pomyślą. Trzeba po prostu spróbować, bo tylko działanie przynosi efekty.
Temat rodzi temat.
Tak po prostu jest, jak się ludzie dowiedzą, że zaczynasz coś robić, to nagle się otwierają drzwi, o których byś nie miał pojęcia, że się otworzą. Ja na przykład przyjechałem do Warszawy, ale nie z myślą, że będę robić stand-up, raczej, że jak będzie trzeba, będę pracował na zmywaku, bo już nie dam rady w tej pracy. Odłożyłem sobie kasę na jakiś czas, żeby nie musieć od razu iść na ten zmywak i trafiła mi się praca w telewizji, o której bym w ogóle nie pomyślał, że będę wykonywał. Stało się tak, dlatego że podjąłem decyzję, zacząłem o niej ludziom mówić i ta propozycja do mnie wróciła. Ja tego nie planowałem, a już na pewno nie wiedziałem, że będę robił stand-up.
Wiedziałem, że muszę robić coś związanego ze swoimi zainteresowaniami, media, kamera, coś takiego. Doszedłem do tego etapu, w którym jestem teraz, czyli stand-up, pracowałem w telewizji, dalej organizowałem festiwale, robiłem jakieś konferansjerki. To jest proces, ale jeśli jesteś księgowym i jesteś w tym dobry i wiesz, że mógłbyś mieć swoją firmę, to trzeba sobie zabezpieczyć jakiś czas na zrealizowanie tego planu w formie poduszki finansowej.
Trzeba się przygotować do tego mentalnie.
Dlatego uważam, że popełniłem błąd po kabarecie, bo się bałem spróbować. Pewnie bym się z tego utrzymał, w tej Akademii też wcale dużo nie zarabiałem, ale mnie zabiło poczucie tej próżni. To jest bardzo duża blokada, jeżeli nie jest się na to przygotowanym finansowo. Mnie to kiedyś przytłaczało, że wszyscy są w pracy, a ja co, mam teraz teksty pisać?
Rozgadałem się i pewnie się powtarzam, bo mam do tego tendencję. Możesz mi wejść w słowo, ale podsumowując poduszka finansowa, plan i bufor czasowy są potrzebne, zanim jeszcze zaczniesz zarabiać z nowej działalności, bo na pewno od razu nie zaczniesz zarabiać tak dobrze, jak tam.
Ja nie śmiałem nawet przerywać, bo tu same dobre rady lecą. Żeby jeszcze to podkreślić, mogę powiedzieć, że jak ktoś do mnie dzwoni w takiej sytuacji i mówi: rzuciłem etat, bo już nie wytrzymałem i nie mam jeszcze pomysłu, to ja mówię, żeby zbudować markę. Czyli żebym mógł ci pomóc, musisz wrócić na inny etat, ponieważ tak szybko tego nie zrobimy. A jeżeli nie masz w ogóle poduszki finansowej, to nie ma takiej opcji, musisz wracać na etat i tyle.
Grzegorz Dolniak: Też jestem przeciwny tworzeniu takiej mody „rzućmy etat”. Nie każdy może to zrobić i to nie jest nic złego, pracowanie na etacie też jest w porzo. Może ci po prostu ta praca nie odpowiada, może inna będzie cię bardziej spełniać, będą fajniejsi ludzie.
Nie każdy ma do tego predyspozycje.
Ale ja bym nie wytrzymał na etacie, nie mam predyspozycji, żebym wstawał na ósmą rano.
Tak jak powiedziałeś, są takie sytuacje, jak: rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady. Ale, jak nie masz pomysłu, nie masz kompetencji, nie masz jakiegoś zaplecza, to rzucisz tę pracę i utoniesz. Może lepiej poświęć się, poszukaj innej pracy, nawet na pół etatu. Większość ludzi, których znam, którzy nie pracują na etacie, mają własny biznes, to są ludzie, którzy już na studiach coś robili.
Studia są dobrym porównaniem, bo miałem bardzo dużo kolegów, którzy studiowali, żeby studiować. To nie jest nic złego, ja tego nie oceniam, bo ja z kolei ledwo zdawałem te studia, ale ja wiedziałem, że mnie nic nie dadzą.
Studia były dla mnie świetnym czasem, żeby wykorzystać na działanie.
Zawsze robiłem coś jeszcze i to były dla mnie studia. Tam się uczyłem swoich przyszłych kompetencji zawodowych, zdobywałem kontakty i doświadczenie. Ale mam znajomych ze studiów, którzy dostali pracę, bo dobrze się uczyli, a ja się dobrze nie uczyłem. Oba modele są OK.
Teraz jeszcze pytanie: czy masz do tego predyspozycje, masz takie skille organizacyjne, managerskie w sobie? Bo możesz być świetnym księgowym, ale nie dasz rady sobie zorganizować sam tej pracy, dobrze ci jest, jak ktoś ci ją organizuje. Jak ci nie pasuje ta, to może w innej firmie będzie fajniejsza atmosfera, może lepsze pieniądze, może te same warunki.
Często jak się zmienia pracę to z trochę innej pozycji. Jakbym dalej pracował w tym teatrze to do dzisiaj by na mnie mówili Grześ. Ale to jest o rzucaniu etatu, a nie o zmianie etatu na inny, więc cały czas podkreślam, że trzeba mieć ten pomysł i jeżeli go masz to wtedy tak.
Tak, ja tutaj absolutnie się zgadzam i też nie podbijam tego hypu na to, że rzucenie etatu to jedyna dobra droga. Na pewno dla części ludzi to będzie łatwiejsze, bo oni się, tak jak mówisz, duszą, męczą na etatach, czują, że to nie jest miejsce dla nich, albo zmieniają kilkukrotnie pracę i okazuje się, że w każdej coś nie pasuje.
Część ludzi na pewno potrzebuje szefa, struktury, godzin, zleconych zadań i rozliczania tych zadań. To nie jest tak, że dla nich jest to przekreślona droga, ale na pewno część ludzi będzie musiała się więcej nauczyć, też trochę pozmieniać sobie w głowie. Dla niektórych wręcz nie będzie to możliwe. Na przykład, jeśli nie mają sumienności albo zdolności managerskich, to potrzebują kogoś jeszcze do pomocy. I to też wtedy jest możliwe, ale zaczyna się od tego głębokiego poczucia w środku.
Ja też często mówię o wolności, że to jest możliwość decydowania o samym sobie, możliwość wybierania, z kim się chce pracować, godzin też pracy, które pasują do naszego naturalnego rytmu. To jest jasne, że nie każdy wstaje o tej samej godzinie, jest tak samo wypoczęty. Mamy też różne organizmy.
Jakby ktoś sobie z naszych słuchaczy wymyślił sobie, że zostałby stand-uperem, jaką byś miał dla tej osoby receptę albo mini plan?
Grzegorz Dolniak: Jak chcesz coś robić, to zacznij coś robić, po prostu. Żeby być stand-uperem wcale nie trzeba się zwolnić z pracy. Trzeba sobie napisać jakiś tekst, pójść na open mic, jest ich sporo w całej Polsce, i wychodzić na scenę. Zacząć od zapraszania swoich znajomych, od grania dla publiczności węższej. Na pierwszy występ przyjdzie 15 osób, na drugi 20, na trzeci 30 i w końcu można grać dla sensownej liczby ludzi i po prostu to robić. To jest w każdej branży.
Moja rada, że chcesz coś robić to zacznij to robić, po prostu.
Od siedzenia w domu się marki nie zbuduje, nie stworzy alternatywy dla etatu, to pewne. Patrząc, jak wygląda ten rynek stand-upowy dzisiaj, można by powiedzieć, że miałeś łatwiej, bo nie było tylu stand-uperów, ale z drugiej strony, może dzisiaj jest łatwiej, bo jest większy popyt, czyli ludzie bardziej to rozpoznają, chętniej przychodzą i oglądają.
Pytanie, jak szybko dzisiaj można doprowadzić do takiego momentu, w którym stand-up może zacząć być alternatywą dla etatu? Czyli przynosi pieniądze i być może uda się zamienić tę sferę życia zawodowego na bycie komikiem na scenie?
Grzegorz Dolniak: Trudno mi jest odpowiedzieć, ale odpowiem. Zaznaczam tylko, że dla mnie nigdy to nie było motywacją. Pierwszą motywacją było, żeby to robić, a później przyszły pieniądze i tak dalej. To jest najlepsza motywacja, bo akurat stand-up ma bardzo niski próg wejścia, więc nie wiąże się z żadnymi kosztami. Po prostu wychodzisz tak, jak stoisz, na scenę i już jesteś stand-uperem.
Bardzo dużo ludzi myśli, że na tym można dobrze zarobić, a to nie jest dobra motywacja, bo musisz mieć coś do powiedzenia.
Tu chodzi o to, czy ktoś ma na siebie pomysł i jaki produkt może światu zaoferować. Co ludzie mają od ciebie kupić, zanim się zwolnisz z etatu? W stand-upie jest to samo, musisz mieć, co powiedzieć do tych ludzi. U mnie zawsze po obejrzeniu jakiegokolwiek stand-upu, czy filmu, czy jakiegokolwiek produktu tego typu, jest podstawowe pytanie: o czym to było. Więc, o czym ty chcesz ludziom opowiedzieć.
Ale wracając do pytania, nie było mi łatwiej, bo ja wcale tak dawno nie zacząłem robić stand-upu. To było jakieś 4–5 lat temu, rynek już był dość nasycony. Teraz jest o tyle trudniej, że jak ja zaczynałem, to była końcówka. Może jeszcze się załapałem na taki rok, że ludzie przychodzili na no-name’owych stand-uperów. Jechaliśmy jako trzech no-name’ów i przyszło 100 osób. Można było się rozwijać. Dzisiaj jest trudniej w tym względzie, ale łatwiej na przykład o to, że jest więcej nowych mediów.
Są różne rolki, nie rolki i tak dalej. Są stand-uperzy, którzy sobie poradzili w ten sposób, wcale nie tą drogą, co ja i najpierw się pojawili w social mediach.
Możliwości jest wiele, każda droga jest dobra, jeśli cię doprowadzi do celu, który sobie założyłeś.
Oczywiście myślę, że trzeba próbować. Jeżeli masz coś do powiedzenia to to powiedz. Czy to będzie na scenie, czy na Tik Toku, czy na YouTubie, to najważniejsze jest, czy masz co ludziom powiedzieć. Jak będziesz miał coś fajnego ludziom do powiedzenia i zrobisz z tego vloga, to oni potem przyjdą na spotkanie z tobą, w ilości 100, 200, 300, 600 osób i możesz im to mówić w formie stand-upu.
Dzisiaj na pewno jest trudniej o tę drogę sceniczną. Faktycznie, jak bym dzisiaj zaczął stand-up jako Grzegorz Dolniak, którego nikt nie zna, to myślę, że miałbym więcej pracy. Są orgaznizowane tego typu różne wydarzenia, ale to też trzeba samemu ogarniać. Pamiętam w miałem pierwszy występ resorcie dla 6 czy 7 osób, przyszło paru znajomych i grałem ten występ. Może ktoś mnie tam kojarzył z kabaretu czy z telewizji, ale to nie znaczyło, że ktokolwiek kupi bilet i przyjdzie na mój występ.
Każdy przechodzi jakąś drogę i każdy zaczyna, to też można zawsze mieć w głowie, każdy chirurg prowadził kiedyś pierwszą samodzielną operację, każdy stand-uper wychodził pierwszy raz.
Grzegorz Dolniak: I tak samo jak nie chciałbym być pacjentem tego chirurga, co jest pierwszy raz, tak samo nie chciałbym być swoim widzem na tych pierwszych występach, ale powiedzmy, że goście są mili i jakoś nie wypominają mi tego.
Oczywiście chirurg asystuje latami, odbywa staż. Proces uczenia się jest długi. Każdy chirurg to, że prowadził kiedyś pierwszą samodzielną operację. Ja mam takiego przyjaciela kucharza, który mawia: gorsze było i chwalili.
Grzegorz Dolniak: Dobra puenta. Słuchaj, to też jest ważne, żeby zrozumieć to, że się od razu nie da. Człowiek jest niecierpliwy. Też myślałem, że to w miarę szybko się może poukładać, ale to naprawdę czasami zajmuje lata i trzeba być cierpliwym. Dlatego mówię, jak chcesz coś robić, to zacznij to robić, bo czasami wracają tematy, których byś się nigdy nie spodziewał, gdybyś nie zaczął. Jeżeli jesteś na etacie, a chcesz by stand-uperem, idź na open mic, napisz sobie tekst, zacznij występować. Nawet nie wiesz, czy za rok, dwa może kogoś spotkasz, gdzieś wystąpisz, może ci wystrzeli jakiś filmik, co oczywiście mam nadzieję, że się wydarzy i poruszy moją pozycją, bo wtedy będziemy konkurencją.
Kibicuję wszystkim, którzy chcą rzucić etat, którzy chcą zmienić etat, oraz tym którzy chcą zostać na swoim etacie, bo ktoś ambitny musi pracować, bo jakby świat funkcjonował, jakbyśmy wszyscy rzucili etat.
Jeżeli ktoś się źle czuje w swojej pracy, to trzymam kciuki za odwagę, żeby spróbować tę pracę zmienić, bo w innej może być zupełnie inny fajniejszy vibe. A jak ktoś się dobrze czuje w swojej pracy to gratuluję.
Są takie futurystyczne wizje, że nawet korporacje to tylko zarząd i mały backoffice, a reszta to freelancerzy, więc może te etaty będą się zmieniać.
Grzegorz Dolniak: To się też zmienia, bo widzę bardzo dużo jest czy hybrydowych, czy zdalnych etatów. Etat to praca stabilna, jeszcze jak dobrze płatna to super i tylko takie archaiczne zasady panują w tych firmach, że musisz siedzieć ileś tam godzin. A ty jesteś w stanie w cztery godziny wszystko zrobić i możesz jajo wysiedzieć. Dajcie mi tu grzędę i będę wysiadywał.
Pamiętam, jak pracowałem w Anglii kiedyś na barze, była taka zasada, że jak nie ma nikogo, nie ma klientów i po prostu jest pusto, ja miałem coś robić. Jak posprzątałem, było czysto, a ja dalej musiałem coś robić, to miałem takie wow. Ktoś mi zapłacił za tę godzinę i musi czuć, że coś robiłem. To są takie feudalne zasady. Pęknie im dupa, że ktoś dwa dni w tygodniu będzie pracował z domu.
Mam wrażenie, że to się zmienia, ale niestety musiała wybuchnąć pandemia, żeby część się przystosowała. Myślę, że wiele osób pokocha swój etat, jak nie będzie tak uwiązana.
Bardzo dobrze się tego słucha. Często mówcy motywacyjni są nazywani coachami i tam padają takie hasła, że wystarczy zacząć, możesz wszystko, zrób pierwszy krok, każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. I tak w sumie, jak człowiek przejdzie jakąś drogę i osiągnie to, co sobie zakładał to w sumie część z tych rzeczy się sprawdza. Ciężko jest uwierzyć nieraz, będąc po tej drugiej stronie, że to jest aż tak łatwe. Zacznij, pójdź, temat rodzi temat, za chwilę pojawi się coś nowego, spotkasz nowych ludzi, ktoś cię poleci i to się po części samo napędza, ludzie cię gdzieś niosą.
Grzegorz Dolniak: Przypomniało mi się, że przeczytałem taką coachingową książkę. Ona się chyba nazywała Nie bój się pójść własną drogą. Jest dużo beki z coachingu, ale niektóre coachingowe porady czy hasła wcale nie są tylko do beki.
W ogóle wymyśliłem ci podcast, możesz to brać i ja nie chcę nic za to. Weź zrób taki podcast o szefach dla szefów, to może uratujesz ludziom na etatach życie. Chodzi o to, żeby szefowie zrozumieli, że z niewolnika nie ma pracownika, bo to główny problem, dla którego ludzie chcą odejść z tego etatu.
Toksyczne zachowania szefów często się zdarzają.
Grzegorz Dolniak: Też polecam zmianę pracy co jakiś czas. Sam zmieniałem, chociaż więcej w życiu pracowałem dla siebie. Generalnie chodzi o to, że naprawdę ciężko czasami przeskoczyć ten etap bycia traktowanym poważnie i bycia lepiej wynagradzanym, bo ludzie tego nie widzą. Jak się odchudzasz i codziennie na siebie patrzysz, to nie widzisz, że schudłeś, a ktoś cię widzi po roku i szok.
To samo jest w pracy, nawet możesz się ultra rozwinąć, a dla kogoś będziesz dalej Areczkiem, który przyszedł do nas 10 lat temu i jest jaki jest. A pójdziesz do nowej pracy, postawisz jakieś warunki, że nie jesteś Areczek, tylko Arkadiusz i jest inaczej. Trzeba dużą mieć odwagę, żeby zmienić pracę i może to być tak samo uwalniające, jak rzucenie etatu. Można postawić inne warunki, naprawdę inaczej cię będą traktować.
Ostatnio w świcie rozwojowym lata taki mem o tym, że butelka wody w hipermarkecie kosztuje 90 groszy, a na lotnisku kilkanaście złotych. Ta sama butelka i to nie zawsze chodzi o to, jak ty siebie cenisz, ale też środowisko, które jest w stanie twoją wartość poznać.
Grzegorz Dolniak: Dzisiaj wyprzedaję tysiące biletów, jadę gdziekolwiek chcę zagrać, a dla ludzi, z którymi pracowałem w telewizji jestem nadal Grzesiem. Nie dostałbym lepszego zlecenia w tej telewizji, bo byłem tam traktowany cały czas tak samo.
Jeżeli tutaj słuchają nas Grzesie, Małgosie, Zosie to może się okazać, że jak zmienicie miejsce, to wcale nie będziecie już tak traktowani.
Grzegorz Dolniak: Możemy założyć, że takie treści, jak twoje, odpalają raczej ludzie świadomi, których coś uwiera, ale są odpowiedzialni, wiedzą, co chcą ze swoim życiem robić. Może potrzebują jeszcze paru inspiracji. To moje zarzekanie się przez całą rozmowę, że każda sytuacja jest inna, to też jest taka asekuracja, przesadzona dyplomacja, bo wiadomo, jaki jest tytuł tego podcastu.
Tak, tytuł „Jak rzucić etat” mówi o tym, jak to zrobić mądrze, to pytanie stawiam i wspólnie się zastanawiamy. Dzisiaj zastanawiałem się and tym z moim gościem, komikiem, stand-uperem. Bardzo ci, Grzegorz, dziękuję. Moim gościem był Grzegorz Dolniak. Piękne dzięki i do zobaczenia gdzieś na trasach stand-upowych. Polecam.
Grzegorz Dolniak: Dziękuję bardzo, powodzenia, trzymam za wszystkich kciuki, żeby wam się wiodło.
Chcesz się dowiedzieć więcej? Przesłuchaj pełnego wywiadu na górze strony. Chcesz więcej? Zapraszam do przeczytania bądź przesłuchania pozostałych wywiadów z tej serii.
– Michał Bloch, Jak rzucić etat